Artykuły

Bonaparte na ringu

Jakkolwiek jest to jedna z najlepszych sztuk Clifforda Odetsa, zmarłego przed 12 prawie laty dramaturga amerykańskiego o lewicujących poglądach - "Złoty chłopak" zapewne nie trafi nawet do drugiego rzutu dramaturgii klasycznej. Nie będę tu wyja­śniać motywów mojej opinii, bowiem nie o samym dylemacie sztuki: kim lepiej opłaca się zostać - bokserem, czy muzykiem? - chciałbym pisać.

Po obejrzeniu "Złotego chłopca" w Teatrze Ziemi Krakowskiej w Tarnowie nie dziwię się, iż po raz pierwszy od wielu lat widzowie odchodzą spod kas tego teatru bez biletów. Ryszard Smożewski od dwóch co najmniej lat robi tam bardzo dobry teatr, dla obejrzenia którego warto położyć się spać w zadufanym w sobie Krakowie kilka minut po dwudziestej czwartej, czyli - po peregrynacji do miasta Tarnowa. Interesujący "Hamlet", wcześniej dynamiczny, skrzący się pomysła­mi "Turoń", później - współczesne i jakże inne spojrzenie na "Czekając na Godota", wreszcie wiele ciekawych propozycji kame­ralnych, a teraz - "The Golden Boy".

To ostatnie przedstawienie należy - moim zdaniem - do wydarzeń artystycznych ubie­głego roku teatralnego. Sukcesu "Złotego chłopca" nie dzieliłbym na poszczególnych twórców. Obydwa nurty - klimat pełnej kontrastów, rządzonej pieniądzem i interesem Ameryki oraz ogólnoludzki problem wyboru swojego miejsca w zakłamanej i określanej przez prawo silniejszej pięści rzeczywistości - zagrały w tym spektaklu wszystkimi ele­mentami teatralnymi. Bowiem ani w roli Joe'go Bonaparte, ani w songu o Wirginii nie ma blichtru i charakterystycznego, rodem z amerykańskiej subkultury kokietowania wi­dza sentymentalizmem. Życie tętni na scenie. Właśnie to - amerykańskie. W tle - wiel­kie fotosy, pulsująca muzyka jazzowa, zapach sławy i pieniędzy, nachalność reporterów, stylizowane układy taneczne z "Deszczowej piosenki", Armia Zbawienia..., a na pierw­szym planie, na owym ringu, na którym wy­grywają tylko mocni - toczy się zwyczajny ludzki dramat, w którym wbrew pozorom najsilniejszym człowiekiem nie jest młody zezowaty bokser, ale - "tamci": ludzie inte­resu, managerowie.

Spektakl rozgrywa się na dwóch planach. Ring ustawiony między pierwszymi rzędami krzeseł jest miejscem akcji. To właśnie ring "gra" raz biuro managera, raz mieszkanie rodziny Bonaparte, innym znów razem - fragment parku. I tu toczy się prawdziwa walka - o pieniądze, o godność człowieka, o miłość, o sławę. Wygrywa tę walkę... pie­niądz.

Poszczególne fragmenty fabularnej historii o karierze "złotego chłopca" oddzielają sceny-obrazy, sceny-metafory, w których reżyser zawarł wszystko to, z czym kojarzy nam się wielki amerykański świat. To właśnie ta główna scena pełna jest kibiców, klakierów, kombinatorów, tancerzy, reporterów, muzyki, dziewcząt z Armii Zbawienia, młodych chłop­ców trenujących swoje "lewe proste". Świat barwny, mityczny, dynamiczny, ciekawy. I nieprawdziwy. Bo przecież istnieje ring.

Ten kontrapunktowy zabieg reżyserski - przeciwstawiający dramat walki człowieka ogólnym wyobrażeniom o szlachetności tejże walki, stworzonym przez ludzi umiejących robić pieniądze na cudzych namiętnościach - jest pomysłem bardzo trafnym. Uzupełnia go znakomicie całe tło, budujące atmosferę przedstawienia, posiadającą wszystkie pozory autentyczności i bogactwo ornamentów. Wy­stępuje tedy na scenie: trójka bokserów z tarnowskiego klubu "Metal", chwilę lirycznej refleksji wypełniają fragmenty pięknej pie­śni do tekstu Leszka Długosza śpiewanej przez dziewczęta z Armii Zbawienia, pulsują światła i jazzujące rytmy (mu­zyka - Stanisława Radwana). Łatwo się było w tej wielości scenicznych szczegółów pogubić. W sumie wystawiono jednakże w tarnowskim teatrze widowisko konsekwentne, stylowe, pełne urody i wdzięku, ciekawe, sło­wem - dobre.

O zespole aktorskim słów kilka. W zasadzie trudno byłoby mi wskazać w grupie wyko­nawców aktora, który zagrał po prostu złą rolę. Wprost przeciwnie - byłem zaskoczony indywidualizmem każdej postaci, a równocze­śnie - utrzymaniem się w ogólnej konwen­cji przedstawienia. Była to galeria różnych typów ludzkich, ale jakże... jednolita i kon­sekwentna w swej strukturze. Nie "odpu­szczono" najmniejszego epizodu, żadnej marginalnej roli. Trudno mówić o kreacjach, bo ani dramaturgia, ani psychologiczne warstwy sztuki po temu, ale ogólny poziom aktorstwa w "Złotym chłopcu" dowodzi, iż Teatr Ziemi Krakowskiej posiada bardzo dobry zespół aktorski. Nie będę tedy wymieniać nazwisk wykonawców (jest ich bodaj 25), natomiast serdecznie namawiam: zobaczcie to przedsta­wienie. Koniecznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji