Artykuły

Nasza ławka w obcym kraju

"Antygona w Nowym Jorku" Janusza Głowackiego w reż. Filipa Gieldona w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Henryka Wach-Malicka w Polsce Dzienniku Zachodnim.

Gdy Janusz Głowacki pisał "Antygonę w Nowym Jorku", jej bohaterów, bezdomnych alkoholików, nazywano "marginesem społecznym". A tych, którzy wyjeżdżali z kraju, "uciekinierami". Dziś funkcjonują inne określenia -"wykluczeni" i "uchodźcy", zmienił się też nasz pogląd na wiele spraw.

A jednak "Antygona w Nowym Jorku" - wystawiona właśnie na Scenie w Malarni Teatru Śląskiego - nie straciła gorzkiej wymowy, a wręcz się zuniwersalizowała w opowieść o trudnym losie, który próbujemy jakoś zaakceptować. O namiastce wspólnoty, tworzonej z podobnie przez ten los doświadczonych. I o wyrwie między porządkiem prawnym a ludzkim nieszczęściem. Filip Gieldon, reżyser katowickiej inscenizacji, nie wygina nachalnie dramatu Głowackiego w stronę współczesności.

Korekty są niezauważalne, poza jedną; rolę Policjanta gra aktorka - Ewa Leśniak. Nienagannie ubrana, z kieliszkiem wina, pozostaje przez cały spektakl przedstawicielką władzy, traktującą pogardliwie postacie sztuki i publiczność, do której kieruje swoje pouczenia. Jej kwestie są rzadkie, ale stanowią mocny mur, od którego odbijają się racje i uczucia bohaterów. A oni, cóż, degeneraci Tak mówimy, na widok upojonych wódą (plus szklanka politury) alkoholików, drżących z zimna na "własnej" ławce, w obcym kraju. Nie są aniołami, nie bronią ich autor ani reżyser. Ale i nie potępiają, co zresztą, jest zaletą tej sztuki. W katowickim przedstawieniu obronę Anity, Pchełki i Saszy biorą jednak na siebie aktorzy. Robią to w doskonałym stylu, budując postacie z drobnych, sprzecznych, często komicznych elementów, składających się jednak na obraz prawdziwych ludzi. Trudno nie czuć do nich sympatii. Sympatia to krok do zrozumienia. Życie bohaterów nie toczy się tu i teraz. Ono toczy się pomiędzy sztucznie ubarwianymi wspomnieniami a marzeniami, w których wszystko jest lepsze niż rzeczywistość. Teraz to oni muszą tylko przetrwać. I próbują. Wiesław Sławik jako Sasza, Rosjanin żydowskiego pochodzenia, jest najbardziej bezbronny i najbardziej ufny. To świetna rola, idealnie skontrastowana ze sprytnym (choć i sentymentalnym) polskim Pchełką w żywiołowej interpretacji Jerzego Głybina. Pomiędzy nimi - tajemnicza i rozedrgana Anita, zagrana przez Krystynę Wiśniewską. Mądry spektakl. Wysmakowane aktorstwo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji