Artykuły

Teatr Współczesność w Szczecinie

Anna Augustynowicz, dyrektor artystyczny szczecińskiego Te­atru, uchodzi za odważną eks­perymentatorkę, prowokującą widzów do przemyśleń, śmiało krytykującą społeczny fałsz i obyczajową obłudę. W ostatnim sezonie przygotowała kolejne dwie inscenizacje: "Iwonę księż­niczkę Burgunda" wg Gombro­wicza oraz "Moja wątroba jest bez sensu albo zagłada ludu" (na podstawie dramatu Austria­ka Wernera Schwaba).

"Iwona..." Gombrowicza podszyta jest formą. Spektakl ze Szczecina tęt­ni muzyką techno. Zamiast dworskie­go ceremoniału oglądamy swoiste cesarstwo kreatora mody, współcze­snego bożka w świecie MTV, wybie­gów dla modelek, oper mydlanych. Panuje tu narzucony luz, łatwość za­spokojeń, sztuczny uśmiech i pozor­na radość życia. Świat nowobogac­kich obłudników. Książę Filip napoty­ka w nim skromną, naturalną Iwonę (Beata Zygarlicka). Ta brzydka isto­ta różni się od jego toczenia. Zaprzą­ta jego myśli, intryguje. Dla żartu za­ręcza się z nią. Ale Iwona, obce cia­ło w świecie rapu i teledysków, staje się niebezpieczna. Łamie konwencje, staje się jawnym wyrzutem sumienia. W drugiej części spektaklu wszyscy przemyśliwują tylko nad tym, jak się jej pozbyć. Tworzą romantyczne i krwawe scenariusze. Nic dziwnego, że taki świat wrażliwej Iwonie staje ością w gardle. (W spektaklu Iwona dławi się na środku sceny ościami ka­raska w śmietanie). Na festiwalu Kla­syka Polska w Opolu "Iwona..." zdo­była trzy nagrody: za reżyserię, za ro­lę Królowej (Anna Januszewska) i na­grodę dziennikarzy.

Z kolei "Moja wątroba..." to portret mieszkańców jednej kamienicy. Na dole mieszka uboga emerytka Pani Rybak ze swym synem kuternogą Herrmannem, który na dodatek jest obsesyjnym maniakiem i malarzem. Na piętrze gniotą się nowobogaccy Kovacicowie, których córki, Desiree i Bianka, marzą tylko o łóżku. Wreszcie anachroniczna profesorowa Grollfeu­er - dama w czarnych rękawiczkach i powłóczystej sukni. Znudzona i nie­nasycona. Obscenicznym językiem Schwab opowiada o wzajemnych re­lacjach tych postaci, zawiściach i kłót­niach. Cala akcja prowadzi do fina­łowej wieczerzy - urodzin profesoro­wej - podczas których starsza dama otruje gości. I tu spektakl Augustyno­wicz przypomni najlepsze tradycje te­atru absurdu. Jak u Witkacego i Mroż­ka śmierć jest śmieszna, śmierci nie ma. Zmartwychwstali goście chórem odśpiewają profesorowej urodzinowe życzenia, a Herrmann zaśpiewa wła­sną grafomańską odę do miłości. Świat Schwaba przypomina "Tango" Mrożka. Nic się nie zmienia, poza detalami, i nic się nie zdarza. Rewolucje, historia, pragnienia i marzenia - umar­ły. Nawet prymitywnego i służalczego Edka już nie ma, bo wszyscy jeste­śmy Edkami: trybikami w maszynie społecznej. Ale to właśnie o nas i dla nas ("strasznych mieszczan") Agusty­nowicz robi teatr. To nam uczciwie podsuwa lustro teatru. Czasem war­to w nie zajrzeć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji