Narodziny tyranii
W każdym z nas siedzi mały, krwiożerczy bies - ostrzega Agata Duda-Gracz w znakomitym spektaklu "Według Bobczyńskiego" w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu
Zazwyczaj bywał na trzecim, najwyżej drugim planie Gogolowskiego "Rewizora". Facet na posyłki, popychadło, nikt. Zwykle pojawiał się w parze z niejakim Dobczyńskim, podobnym do niego ludzkim zerem. Gotowy znosić upokorzenia, miał przede wszystkim bawić publikę. W swej adaptacji arcydzieła Mikołaja Gogola Agata Duda-Gracz odkrywa inną, nieoczekiwaną twarz Bobczyńskiego. Tę, której odbicia w lustrze można by się przestraszyć.
W "Rewizorze" Bobczyński ma swoje pięć minut, gdy tłumiąc strach, zdobywa się na to, by odezwać się wprost do tajemniczego przybysza z wielkiego świata. "Mam... bardzo najniższą prośbę... Proszę jak najpokorniej... proszę raczyć powiedzieć... jak pan już tam będzie, to proszę powiedzieć tym różnym możnowładcom, senatorom, admirałom, że, właśnie, wasza ekscelencjo albo jaśnie oświecony panie, w tym miasteczku mieszka Piotr Iwanowicz Bobczyński. Może się trafi okazja, taka święta chwila, że i Najjaśniejszy Pan... więc proszę pokornie także Najjaśniejszego Pana zawiadomić, że w tym a tym miasteczku mieszka Piotr Iwanowicz Bobczyński. Przepraszam, że tak czcigodną osobę sfatygowałem swoją obecnością. Marną". Można zagrać tych kilka zdań jak skargę na marny los człowieka bez właściwości, licząc na współczucie widzów, bo przecież biedny ten Bobczyński... Można też inaczej, na przykład jako klucz do całego spektaklu. Dlaczego Pan Nikt nie mógłby rozgryźć marnoty otaczającego świata i wykalkulować sobie, że wcale nie jest od niego gorszy? Dlaczego nie miałby spojrzeć na siebie z boku i we własnych skrzywionych rysach oraz groteskowych grymasach dostrzec materiału na tego, który pociąga za sznurki? Bobczyński Tomasza Schimscheinera z pozoru jest tylko żałosny. Jednak przy bliższym poznaniu zdaje się być bratem Artura Ui ze słynnej sztuki Brechta, gorszą, bardziej poślednią wersją Szekspirowskiego "Ryszarda III". Tak już bywa, że najgorsi są ci, którzy przez lata najmocniej dostawali w kość. Taki Kaligula na przykład, Hitler też miał kłopoty. Bobczyński w fenomenalnej interpretacji Schimscheinera jest cały z nich i to jest wielkie odkrycie przedstawienia Agaty Dudy-Gracz.
We Wrocławskim Teatrze Współczesnym gra ona z nami w otwarte karty. Nie nadużywa Gogola, bo "Według Bobczyńskiego" nie jest "Rewizorem", a tylko widowiskiem na motywach arcykomedii autora "Płaszcza". No i po prawdzie nie jest nawet komedią. Duda-Gracz od lat czyta wnikliwie wielką literaturę, wyciąga zgodne z jej duchem wnioski, ale już dekoracje i entourage zmienia bezceremonialnie. Wycina w autorskich scenariuszach połacie tekstu z oryginału, czasami jedne kwestie wkłada w usta zupełnie innych bohaterów, skreśla postaci, a w ich miejsce wprowadza na scenę nowe. W najnowszym spektaklu choćby Tego Niemca (Maciej Tomaszewski), który cały czas recytuje w swym ojczystym języku Nietzschego. Dlaczego tak? Może dlatego, że przychodzi chwila, gdy Ten Niemiec pojawia się z charakterystycznym wąsikiem... Reżyser z Krakowa zbudowała już własny teatralny świat i teraz zaprasza doń mistrzów. Śledzę od lat jej przedstawienia i z ulgą stwierdzam, że nie zasklepiła się w hermetycznych odniesieniach, nie proponuje sztuki dla garstki wybrańców, ale dba o jej komunikatywność. Wrocławski spektakl nie jest powtórką z obecnych już u Dudy-Gracz tematów, ale wnosi do jej teatru nową barwę. Więcej - to jedno z najlepszych jej dzieł, co zawdzięcza również doskonałemu zespołowi Teatru Współczesnego. Ma Duda-Gracz intuicję i ma chyba szczęście. Z powodzeniem pracowała w łódzkim Teatrze Jaracza, teraz znalazła swoje miejsce we Współczesnym we Wrocławiu. Z takim zespołem aktorskim jak ten łatwiej o sukces.
W Łodzi właśnie, trochę ponad dwa lata temu, zrealizowała swe pierwsze inspirowane Gogolem przedstawienie - "Według Agafii" na motywach "Ożenku". W nim, bez znieczulenia, przeprowadziła wiwisekcję rodziny, miłości, seksu. "Według Bobczyńskiego" można uważać za rewers tamtej inscenizacji, tym razem jednak na celowniku znalazło się społeczeństwo. Dlatego na scenie zobaczymy mieszkańców miasteczka ("same świńskie ryje" - by zacytować autora), ale zabraknie Chlestakowa. Każdy z tych ludzi ma swego rewizora, każdy w przestrachu i uniżeniu układa sobie jego obraz. Rewizor jest zatem u Dudy-Gracz nie tyle realną postacią, co widmem, skroploną grozą, i sprawiającą, że ludzie zapominają o tym, że są ludźmi, a na gruzach dawnego porządku może narodzić się tyrania. Wtedy do głosu dojdzie Bobczyński i jemu podobni. Tyle że tego już nie zobaczymy, bo spotworniały świat tego widowiska zdechnie w konwulsjach razem z bohaterem.
"Według Bobczyńskiego" to teatr mocny i bezkompromisowy. Chwilami budzi grozę, aby za chwilę przekłuć ją śmiechem. Czasem bywa aż nadto wyrazisty, gdy reżyserka każe aktorom nucić faszystowskie przyśpiewki i religijne i piosenki. Ale to działa, rozbija napięcie, pozwala aktorom złapać kontakt z widownią. Agata Duda-Gracz powściągnęła tym razem swe inklinacje do teatru plastycznego, rozgrywając całość na niemal pustej scenie. Jej głębię zmienia światło, projektowane doskonale przez Katarzynę Łuszczyk. Niczym plastyczne znaki są też aktorzy, fantastyczni w ansamblu i solowych partiach. Krzysztof Kuliński, Ewelina Paszke-Lowitsch, Katarzyna Z. Michalska, Irena Rybicka, Maciej Tomaszewski, Piotr Łukaszczyk, Krzysztof Boczkowski - powinienem przepisać cały afisz. "Według Bobczyńskiego" to także ich zwycięstwo.