Księżniczka Czardasza
JUŻ prawie 70 lat minęło od prapremiery operetki Emmericha Kalmana "Księżniczka Czardasza", która stała się jego największym, nie pobitym później sukcesem, a jednocześnie jednym z najlepszych, najpiękniejszych - obok "Wesołej wdówki" - przykładów nowszej operetki wiedeńskiej.
Kalman wspaniale wczuł się w atmosferę austro-węgierskich salonów, a posiadając przebogatą inwencję melodyczną potrafił stworzyć w swoich operetkach wiele znakomitych przebojów znanych wszystkim i wszędzie.
Muzykę swoją opierał w dużej mierze na folklorze węgierskim i cygańskim, posiadał świetny nerw sceniczny, wyczucie efektu i ogromny temperament. Te właśnie cechy charakteryzują "Księżniczkę Czardasza", osnutą na ogranej, lecz zawsze wywołującej żywszy oddźwięk u słuchaczy, historii miłości młodego arystokraty do dziewczyny bez hrabiowskiego tytułu - historii kończącej się szczęśliwym małżeństwem obojga zakochanych.
Operetka ta przygotowana w wersji estradowej przez Teatr Muzyczny w Poznaniu, została wystawiona w sali koncertowej olsztyńskiej filharmonii 7 i 8 października. Dyrygował i muzycznie całość przygotował Stefan Rudko, a poza naszą orkiestrą symfoniczną wystąpili soliści: Wanda Jakubowska - sopran, jako Sylvia Varescu, Księżniczka Czardasza, Czesława Urban - sopran, w charakterze hrabianki Stasi, Andrzej Wiza - tenor, wcielił się w postać młodego księcia Edwina, zakochanego w Sylvii, Jerzy Łodziński - tenor, zaprezentował się jako hrabia Boni i Marian Pokrzycki - baryton, podjął się podwójnej roli hrabiego i księcia.
Chociaż całość została pozbawiona tak ważnych elementów (decydujących niekiedy o powodzeniu przedstawienia) jak dekoracje, światło, balet - można uznać prezentowaną wersję estradową za udaną: skróty muzyczne zostały zrobione w sposób fachowy nie pozbawiając operetki żadnej z głównych arcymelodyjnych arii i kupletów, a wątek treściowy był w zasadzie czytelny.
Nie zmienia to jednak mojej opinii, wyrażonej w czasie poprzedniej bytności tego zespołu w Olsztynie z operetką "Wiktoria i jej huzar", że należy zadbać o wydanie drukowanego programu, zawierającego wszystkie informacje tyczące wystawianej operetki i jej wykonawców. Zakładam oczywiście, że wyjazdowe programy operetkowe przygotowane przez Teatr Muzyczny w Poznaniu nie są efemerydami i nie powstają na zasadzie przypadkowości.
Publiczność, wypełniająca do ostatniego miejsca salę koncertową, żywo i spontanicznie reagowała na perypetie sceniczne głównych bohaterów, których gra nabierała coraz żywszych rumieńców w miarę rozwoju akcji. Prym wiodła odtwórczyni tytułowej roli Wanda Jakubowska, obdarzona pięknym i nośnym głosem, swobodna na scenie, lecz nie szarżująca zbytnio, jak to często się zdarza na operetkowej scenie. Całość utrzymana była w typowej operetkowej manierze, do której zaliczyłbym: charakterystyczne ewolucje taneczne, sposób poruszania się na scenie i wypowiadania kwestii słownych.
Walory głosowe pozostałych wykonawców były słabsze, co w sposób szczególny było odczuwalne w sytuacji, gdy orkiestra umieszczona na estradzie (a nie w kanale, jak to w operetce bywa), siłą dźwięku skutecznie niwelowała wszelkie próby solistów przebicia się przez masę brzmieniową instrumentalistów.
Stefan Rudko wykazał, że jest dobrze obeznany ze sztuką operetkową, a nasza orkiestra potrafiła przeobrazić się w zespół, dla którego muzyka z kręgu tak zwanej podkasanej muzy nie zawiera specjalnych tajemnic.