Artykuły

Pocztówka z Europejskiej Stolicy Kultury

Na koniec kadencji Wrocławia jako ESK trzeba będzie jednak wskazać odpowiedzialnych za wszystko, co się działo. Jeśli skończy się koncertową klapą, oczywiście najłatwiej będzie zwalić winę na Krzysztofa Maja. Ale Maj zaczął swoją odpowiedź na krytykę od przypomnienia, że ESK ma wielu twórców - pisze Mariusz Urbanek w miesięczniku Odra.

Nieudana inauguracja ESK (opisywana w w lutowej "Odrze") musiała skończyć się tak jak się skończyła, czyli awanturą, kto zawinił. Drukujemy obok obszerne fragmenty artykułu prof. Adama Chmielewskiego, autora zwycięskiej aplikacji Wrocławia o tytuł ESK (odsuniętego od jej realizacji), i głosy czytelników, w zdecydowanej większości przyznających mu rację. Ale były jeszcze i głosy oficjalne: dyrektora Biura ESK 2016 Krzysztofa Maja i dyrektora wydziału kultury Urzędu Miasta Jarosława Brody. Pierwszy uznał, że skoro nikt go nie chce pochwalić, zrobi to sam, drugi zajął się analizą psychiki Chmielewskiego.

Z odpowiedzi Krzysztofa Maja, człowieka, którego nominacja na stanowisko dyrektora najważniejszego wydarzenia kulturalnego ostatniej dekady pozostaje niewyjaśnioną ciągle tajemnicą wrocławskiego magistratu, wynika, że żył przez trzy dni stycznia w innej rzeczywistości. Napisał, że słowom Chmielewskiego przeczą dziesiątki tysięcy wrocławian, które w ciągu całego weekendu odwiedziły dziesiątki wystaw. (...) Nigdy wcześniej nie udało nam się zaprosić tak ogromnej rzeszy wrocławian na wystawy. Nigdy wcześniej wrocławianie tak chętnie nie zaangażowali się w kulturę. Przecież o to chodziło. O uczestnictwo. I to się udało. To prawda, udało się przekonać wrocławian, żeby przyszli. Ale właśnie z tego wynikła druzgocąca krytyka, bo przyszli i poczuli się zrobieni w konia. Może byłoby lepiej dla Maja, gdyby jednak nie przyszli. Dyrektor wydziału kultury UM nie fatygował się nawet, by zaprzeczyć krytyce. Wyjaśnił czytelnikom, że Chmielewski to: a/ płaczliwy megaloman bez klasy, b/ pazerny egoista i ideologiczny sekciarz, cl niekompetentny histeryk i awanturnik, d/ nielojalny kłamczuch i hejter, wreszcie e/ komuch, który wolałby, żeby Wrocławiowi patronował Lenin, a nie duch "Solidarności". Więc właściwie nie ma o czym z nim rozmawiać. I tyle było merytorycznej debaty.

Na koniec kadencji Wrocławia jako ESK trzeba będzie jednak wskazać odpowiedzialnych za wszystko, co się działo. Jeśli skończy się koncertową klapą, oczywiście najłatwiej będzie zwalić winę na Krzysztofa Maja. Ale Maj zaczął swoją odpowiedź na krytykę od przypomnienia, że ESK ma wielu twórców. Począwszy od prezydenta Wrocławia, poprzez Jarosława Obremskiego, Jarosława Brodę, którzy wymyślili ideę ESK dla Wrocławia. To sygnał ostrzegawczy dla jego mocodawców, że nie zamierza być kozłem ofiarnym.

Tyle na temat odgłosów po nieudanej inauguracji, czyli tego, co tak naprawdę zależało od Biura Organizacyjnego ESK. Bo poza tym dzieje się we Wrocławiu dużo i dobrze. 20 lutego miało miejsce wydarzenie bez precedensu w blisko dwustuletniej historii "Dziadów" Adama Mickiewicza. Po raz pierwszy wszystkie części dramatu zostały pokazane razem i bez skrótów. Spektakl w reżyserii Michała Zadary w Teatrze Polskim zaczął się w południe i trwał ponad czternaście godzin (z przerwami na posiłki). Pocztówka nie jest miejscem, by oceniać jakość przedstawienia (będzie po temu okazja), ale nie ma wątpliwości, że było to wydarzenie, o którym będzie się pisało w podręcznikach historii teatru, i tak też zostało odebrane przez widzów.

Piszę o tym w tym miejscu, choć mam wątpliwości, czy powinienem. Dyrektor Teatru Polskiego Krzysztof Mieszkowski poinformował, że na spektaklu nie pojawił się nie tylko nikt z Kancelarii Prezydenta oraz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, czego można się było spodziewać, nikt z urzędu wojewódzkiego i marszałkowskiego, ale także nikt z kierownictwa Biura ESK, choć wystawienie "Dziadów" było przedstawiane jako jedno z 10-12 najważniejszych wydarzeń ESK 2016. No, ale szefowie ESK uznali widać, że skoro patronatu spektaklowi odmówił prezydent, a Krzysztof Mieszkowski buntuje się przeciwko ministerialnej i marszałkowskiej władzy, to bezpieczniej się w jego towarzystwie nie pokazywać. Brawo!

Spieszę też przypomnieć, że tylko do połowy marca można oglądać w Muzeum Architektury wystawę "Made in Europe. 25 lat nagrody Unii Europejskiej w dziedzinie architektury współczesnej - Mies van der RoheAward", prezentującą najwybitniejsze europejskie budowle ostatniego ćwierćwiecza. W lutym wystawa została uzupełniona o realizacje nagrodzone w roku 2015 (główną nagrodę po raz pierwszy zdobył budynek powstały w Polsce - gmach Filharmonii Szczecińskiej. Tę część wystawy można oglądać do 27 marca.

I na koniec zła wiadomość. Nie ma już biletów na czerwcowy koncert legendarnego gitarzysty grupy Pink Floyd Davida Gilmoura. 23 tysiące wejściówek na występ na placu Wolności rozeszło się błyskawicznie, kolejne tysiące ludzi odeszły z kwitkiem, więc można sądzić, że gdyby koncert zaplanowano na Stadionie Miejskim (45 tys. miejsc) też sprzedałyby się wszystkie bilety. Organizatorzy twierdzą, że wybór miejsca to decyzja artysty. Bardzo bym chciał usłyszeć deklarację Gilmoura, że nie chce zagrać dla dwukrotnie większej liczby swoich fanów. Wtedy uwierzę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji