Artykuły

Nasiąknięci śmiercią

Mieliby dziś około pięćdzie­siątki- rok mniej, rok wię­cej. Ale śmierć uczyniła ich wiecznie młodymi w pamięci ludzkiej w pamięci historii Chłopcy z ledwo przekroczoną dwudziestką, niezwykle utalentowani, w swych krótkich życiorysach nie zdążyli speł­nić zapowiedzi tak wyraźnie odzywających się w ich po­czątkowej twórczości. Nie zdą­żyli też przejść przez "wiek męski, wiek klęski". Nazwi­ska, które trudno dziś wymó­wić bez tonu wzruszenia. Krzysztof Baczyński, Tadeusz Gajcy, Andrzej Trzebiński Wacław Bojarski... Ich młoda śmierć wydaje się szczególnie tragiczna, szczególnie bolesna - absurdalna i okrutna. W tych chłopcach, wybra­nych i wyjątkowych, utrwali­ły się, jak w szlachetnym kruszcu cechy całego pokole­nia "nasiąkniętego śmiercią". Uwikłani w gąszczu młodzień­czych błądzeń i rozterek, po­stawieni wobec nieludzkości świata wojny, spragnieni buj­nego życia, sztuki, poezji - czemu rzeczywistość dawała na każdym kroku straszliwe zaprzeczenie - rzucali raz po raz pióro, by chwytać za broń i czynem zapisywać się w dziejach ojczystych. Towarzy­szył im nieustannie czarny cień śmierci. Byli z nią pogo­dzeni, a może nie pogodzeni, ale oswojeni i przygotowani na nią. Jak to pisał Gajcy w jednym ze swych wierszy:

"Poeta, biały chłopiec w dłoniach

kruchych, jak pióro,

wiedział już dawno o tym, kiedy

w literach wierszy

wróżba pisała się sama i

kształtem pochmurnym

wiodła sprawy ku światłu

uwięzionemu w śmierci".

Wyrosła wokół nich legen­da, mit. Ale i sama prawda, same losy tych niezwykłych chłopców-poetów są fascy­nujące. Jakże bardzo zbiegają się z drogami naszej historii i naszego narodu!

Zbigniew Jerzyna, poeta po­kolenia, którego tamci mogli­by być ojcami, napisał o nich dramat poetycki. Chciał w nim... Ale oddajmy lepiej głos autorowi, który wyznał w programie:

"W dramacie "Iskrą tylko..." usiłowałem oddać klimat, w ja­kim żyli poeci, pisarze okresu okupacji hitlerowskiej i Powsta­nia Warszawskiego... Najważniejszą sprawą było wydobycie całej "gorącości wewnętrznej" tego pokolenia... Marzyłem sobie by w tym dramacie zabiło niespo­kojne młode serce". Czy jednak utwór ten moż­na nazwać dramatem? Chyba nie. To raczej elegia teatral­na, wieczór poetycki uroczy­ście nastrojony i w jednym tonie utrzymany. Ładnie skon­struowany i sugestywnie dzia­łający ale, jak mi się zdaje przy założeniu, że widz zna te sprawy już z innych przeka­zów. Tu znajduje ich poetycką nadbudówkę. Maciej Englert zbudował to widowisko czy słuchowisko z pomocą różno­rodnych środków teatralnych: pantomimy, migawkowych obrazków, skrótów metaforycz­nych, pieśni, pięknej muzyki Andrzeja Zielińskiego a Kry­styna Zachwatowicz znakomi­cie operowała kilkoma elementami scenograficznymi (stół, barykady), stwarzając bardzo wymowne znaki poe­tyckie. Z równą starannością i przejęciem zabrał się do dzieła młody zespół aktorski: Olgierd Łukaszewicz (Baczyń­ski). Jerzy Zelnik (Trzebiń­ski), Wojciech Duryasz (Bo­jarski). Maciej Damięcki (Gaj­cy), Magdalena Zawadzka (Barbara), Mirosława Kra­jewska (Anna), Małgorzata Niemirska (Natalia). Ryszarda Hanin szlachetnie i wzrusza­jąco zagrała matkę.

Czy w tym wszystkim "za­biło niespokojne młode ser­ce"? Tak, ale nie z taką si­łą, która by rokowała trwal­szy żywot całemu organizmo­wi. "Iskrą tylko..." przekazu­je jednak coś z klimatu tam­tych czasów, tamtych ludzi i ich bohaterstwa. Bohaterstwa przede wszystkim życia a nie śmierci.

"Myślę, że bohaterstwo polega nie na tym, iż nie poddajemy się w żadnym wypadku, nigdy. Kie­dy mając cały dzień zabity pra­cą, mając odmrożone ręce i uszy i jadąc zapchanym wariacko tramwajem - wyjmuje się naraz z kieszeni jakiś tom Szekspira, Kochanowskiego czy Tomasza z Akwinu i zapada się w piętnasto­minutową lekturę, to mam wra­żenie, że to jest istotą prawdziwego, dzisiejszego bohaterstwa".

Tak pisał Andrzej Trzebiń­ski o swym zamordowanym przyjacielu Wacławie Bojar­skim. Sam zginął w pięć mie­sięcy potem od kuli hitlerow­skiej w publicznej egzekucji na Nowym Świecie.

P. S. Ze wstydem przyznaję się do przejęzyczenia czy też "przepisania" w mojej recenzji z przedstawienia "Boso ale w ostrogach", gdzie znany wodewil "Krowoderskie zuchy" przypisałem Krumłowskiemu, autorowi "Królowej Przedmieścia". W rzeczywistości autorem "Krowoderskich zuchów" jest inny krakowianin - Stefan Turski. Za omyłkę przepraszam. A. G.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji