Artykuły

"Iskrą tylko" rzecz o poetach - meteorach

Bez względu na refleksje i zastrzeżenia, jakie bu­dzą się później, z tego spektaklu wychodzimy urzeczeni piękną poezją, uroczystym nastrojem i ładnym aktorstwem. "Iskrą tylko", bo o tym właśnie przedstawieniu chcę pisać, nie jest dramatem w normalnym te­go słowa znaczeniu, jest to ra­czej teatralna elegia, montaż sło­wno-muzyczny, wieczór poetycki, w każdym razie utwór odbiegają­cy nieco w formie i treści, od tego co zwykliśmy na scenie og­lądać. Zadanie jakiego podjął się de­biutujący dramaturg i młody poe­ta - Zbigniew Jerzyna było niez­wykle trudne, zwłaszcza dla ko­goś kto wojnę zna raczej tylko z opowiadań. I chyba tym bardziej należy docenić wysiłek, jakiego dokonał, aby złożyć hołd poetom epoki, nad którą panowała "ol­brzymia śmierć i przerażenie", epoki, której cechą zasadniczą była niepewność jutra i nieustan­ne zagrożenie. Niełatwo było wtedy żyć i niełatwo pisać. Poez­ja stała się wówczas zamówie­niem społecznym, była tym co na­ród scalało, mobilizowało do wal­ki, podtrzymywało w nim ducha oporu i nadzieję, była, mówiąc najkrócej, jednym z rodzajów bro­ni, jakimi posługiwaliśmy się w walce z okupantem. Pisał o tym T. Gajcy.

"Nazbyt duszno jest słowom na

wargach ciosanym z łun i żalu o

wadze kamienia -

Myślałeś: będzie prościej -

A tu słowa, śpiewne słowa trzeba

zamieniać,

by godziły jak oszczep!"

Walka była nierówna, nie­współmierna do sił, ale podjęli ją wszyscy a wśród nich i poeci. Byli młodzi, dopiero wstępowali w życie, szukali w nim swego miejsca i znaleźli śmierć. "Iskrą tylko" to sztuka poświęcona prze­de wszystkim grupie poetów "SiN": Tadeuszowi Gajcemu, An­drzejowi Trzebińskiemu, Wacła­wowi Bojarskiemu oraz Krzysz­tofowi Baczyńskiemu, który do grupy tej wprawdzie nie należał ale kontakt z jej przedstawiciela­mi utrzymywał, i był na pewno jednym z najwybitniejszym poe­tą tego okresu. Wszyscy ci młodzi ludzie, z któ­rych żaden w chwili śmierci nie przekroczył 23 lat, poeci przed­wcześnie dojrzali, niezwykle utalentowani, spalali się w gorącz­kowym działaniu, żeby zdążyć: działać, tworzyć, walczyć, kochać. Pisali wiersze i piosenki, artyku­ły, walczyli z bronią w ręku i gi­nęli jak żołnierze. Pozornie byli twardzi i bezkom­promisowi a w duszy nie marzy­li o niczym innym jak o tym, by wreszcie nadeszła wolna Polska, by mogli rzucić karabin i granat

Nie doczekali tej chwili. Wac­ław Bojarski śmiertelnie ranny w czasie składania wieńca pod pomnikiem Kopernika odszedł pierwszy, Andrzej Trzebiński roz­strzelany został jako więzień Pa­wiaka w egzekucji na Nowym Świecie, Gajcy i Baczyński zginę­li w czasie Powstania Warszaw­skiego. Została po nich poezja, będąca dokumentem epoki, historią wierszem pisaną, poezja piękna i wspaniała jak życie i śmierć tych chłopców. Poezja, która najpełniej wyraża dramat tamtego po­kolenia.

"Najważniejszą sprawą było dla mnie wydobycie całej "gorącości wewnętrznej" tego pokolenia. W słowach pośpiesznych wypowie­dzi, starałem się zarysować wy­raźną i tragiczną linię życia tych młodych, nieprzeciętnie uzdolnio­nych ludzi". - oto jak określa swe cele Jerzyna. Cel osiągnięty został tylko częś­ciowo, po prostu nie sposób było w tego typu poetyckim utworze pokazać pełnych, żywych sylwe­tek tych ludzi, były to sylwetki zbyt bogate. Może najpełniej ukazany jest Baczyński, zagrany ładnie przez Olgierda Łukaszewicza. Najpeł­niej bo najwięcej tu jego poezji, a także osobistych przeżyć zwią­zanych z postaciami Matki (Ry­szarda Hanin) i żony, Barbary (Magdaleny Zawadzkiej). Cieka­wie zbudowana jest postać A. Trzebińskiego, główna to zasługa niewątpliwie odtwórcy tej roli - Jerzego Zelnika, który nawet zewnętrznie starał się upodobnić do swego bohatera, wielkiego in­telektualisty, dumnego, twardego i nie pozbawionego goryczy chłopca, który ponad wszystko, ponad miłość, ponad poezję, przedkłada. Czyn.

Wydaje mi się. że zbyt mało wykorzystano twórczość T. Gaj­cego zubożając tym na pewno ca­łą postać. Gajcy, zagrany bardzo ciepło i po chłopięcemu przez M. Damięckiego, nie jest dosta­tecznie prawdziwy i wyrazisty ja­ko człowiek i jako poeta, a prze­cież na pewno zasłużył sobie na to. Wacław Bojarski jest chyba ledwie zarysowany i poznajemy go właściwie w momencie śmier­ci i poprzez Natalię - ukochaną, którą poślubił umierając.

Zbyt wielkie było tworzywo i po prostu autorowi zabrakło umiejętności wykorzystania go w sposób pełny i właściwy, ale wca­le nie jestem przekonana, że sprostałby temu zadaniu nawet bardziej doświadczony drama­turg. Oddzielne zagadnienie to insce­nizacja utworu. W Teatrze Dra­matycznym został on pokazany przy pomocy różnych środków teatralnych: słowa, pieśni, muzy­ki, metaforycznych skrótów, zmieniających się jak w kalej­doskopie obrazków, czasami bar­dzo pięknych, czasem zbyt pate­tycznych i uproszczonych. Naj­bardziej czarują słowa, pieśni i muzyka Andrzeja Zielińskiego w wykonaniu "Skaldów", najwięk­sze zastrzeżenia mieć można do scen, w których aktorzy zastyga­ją w bezruchu i wyglądają jak pomniki. Tego rodzaju sceny nie mogą dodawać postaciom życia i autentyzmu. Maciej Englert jest chyba jeszcze zbyt młodym i niedoświadczonym reżyserem by dobrze zrobić tego rodzaju sztukę.

Mimo to, dobrze że otrzyma­liśmy sztukę o poetach, o których mówiło się niewiele w pierw­szych latach po wojnie, a których na pewno młode pokolenia jak najwięcej wiedzieć powinny, aby nie sprawdziły się nigdy słowa T. Borowskiego.

"Zostanie po nas złom żelazny

i głuchy, drwiący śmiech

pokoleń!"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji