Artykuły

Kazimierz Junosza-Stępowski w Henryku IV Pirandella

Kazimierza Junoszę-Stępowskiego pu­bliczność krakowska po każdym akcie "Henryka IV" żywiołowo oklaskiwała, ma­nifestując swą radość z gościny wielkiego artysty na scenie krakowskiej i uznanie dla jego genjalnej kreacji. Dowód, że pu­bliczność szczelnie wypełniła teatr, przedewszystkiem dla aktora. "Henryk IV" grany już był w Krakowie przed kilku laty, a w roli tytułowej oglądaliśmy Brydzińskieąo i Moissiego. Sztuka Pirandella cieszyła się wówczas długotrwałem powodzeniem i by­ła rewelacją dla publiczności. Dziś, gdy ją wznowiono, publiczność zapełnia teatr, by zobaczyć wielkiego artystę, w znakomitej roli.

Kazimierz Junosza-Stępowski jest - obok Jaracza, który stanowi "klasę" sam dla siebie - najznakomitszym artystą teatru polskiego i jednym z najwybitniejszych artystów europejskich. Junosza-Stępow­ski, to po niezapomnianym Kamińskim, najgenialniejszy polski aktor analityk, który z mistrzowsko z charakteru i losu postaci scenicznych dobytych szczegółów, konstruuje swe wizje sceniczne wyraziste, sugestywne, prawdziwe. Najlepiej i na go­rąco ocenić i zobrazować twórczość sceni­czną Junoszy-Stępowskiego będziemy mo­gli pod koniec jego gościnnych występów na krakowskiej scenie, gdy świeżo ujrzy­my rozległą skalę jego scenicznych możli­wości: Henryka IV, Iwana Groźnego, za­bawnego ramola z "Azais" i Czarnoskalskiego z "Rozbitków" Blizińskiego.

Rola Henryka IV, w jakiej teraz oglą­damy Junoszę-Stępowskiego jest wspa­niałą kanwą do rozwinięcia wszelkich mo­żliwości scenicznych wielkiego aktora. Po­stać obłąkańca, który wciąż wybucha najrozmaitszemi uczuciami, szczeremi i maskowanemi, które znów za chwilę inne uczucia przyjdą demaskować - wymaga niezwykle czujnej obserwacji widza, wymaga przedewszystkiem od aktora nadludzkiego zda się panowania nad każdym ge­stem, słowem, maską, grą mięśni i nerwów. Junosza-Stępowski osiągnął niewątpliwie w tej roli szczyty możliwości aktorskich. Po raz pierwszy widziałem dopiero Juno­szę w tej roli, którą podobno przed kilku laty pojmował i grał zupełnie inaczej. Ciekawe byłoby studjum porównawcze tych dwóch Henryków IV Junoszy-Stępowskiego.

Przed kilku laty, jak wspomniałem, grał te role w Krakowie wędrujący z nią po całej Europie, Aleksander Moissi. Wiary­godni znawcy teatru, którzy oglądali Moissi'ego w tej roli (widziałem tylko Brydzińskiego) twierdzą, że wprost niema poró­wnania między grą Moissi'ego a kreacją Junoszy. Moissi podobno był jednostajny, gdy tymczasem Junosza z roli obłąkańca, który odzyskał już świadomość myśli i czynów, a tylko celowo dla otoczenia gra nadal role warjata, wydobywa bogatą ska­lę wysoce psychologicznie umotywowa­nych i artystycznie wykończonych skoków z życia obłąkańca w życie człowieka z krwi i kości normalnego. Dwa epizody, techni­cznie wspaniale wypracowane, tkwią zwła­szcza w silnej pamięci czujnego widza. Je­den, to dialog z hrabiną Matyldą Spina, gdy Henryk IV oświadcza jej, że "ko­cha..." - tu niesamowity skurcz mięśni twarzy, niemy bełkot ust, które chcą po­wiedzieć coś wręcz innego, a mówią po chwili "...córkę"; - oraz ten niesamowity, tragiczny śmiech Henryka IV, któremu Junosza-Stępowski daje przedziwnie wstrząsającą barwę.

Ze wszystkich znakomitych ról Junoszy-Stępowskiego postać Henryka IV będzie może najgenjalniejszą kreacją, gdyż w niej prawie nie widzimy "roboty technicznej" artysty i wysiłku mózgowego.

Przy tak wspaniałej kreacji wielkiego artysty, inne role idą naturalnie w cień, choćby były wirtuozowsko zagrane, gdyż rola Henryka IV przytłacza wszystkie in­ne. Stwierdzić jednak należy, że gra całego zespołu stała na bardzo wysokim pozio­mie, co jest przedewszystkiem zasługą tra­fnej obsady i pieczołowitej reżyserji dy­rektora Karola Frycza, który słusznie ol­brzymi nacisk kładzie na zespołową grę aktorów. Polskie bowiem sceny posiadają znakomitych aktorów solistów, rzadko je­dnak posiadają dobrze zgrane zespoły i stylowo wyreżyserowane widowiska. W roli hrabiny Matyldy Spina powita­liśmy pierwszorzędną artystkę p. Izę Ko­złowską, która pięknie zapisała się w pa­mięci krakowskiej publiczności z czasów świetnych występów w teatrze "Baga­tela". Rola Matyldy Spina nie pozwoliła artystce wygrać wszystkich jej dramatycz­nych możliwości. Przypomniała nam jed­nak artystka swą rasową dystynkcję, do­skonałą dykcję ( a jakże wspaniałą dykcję przy każdem zabarwieniu głosu posiada Junosza-Stępowski; uczcie się młodzi!) i piękny, przedziwnie aksamitny głos, mie­niący się to lodowatym chłodem, drżącą litością, dramatyczną siłą i liryczną ser­decznością. Głos. p. Kozłowskiej przypomina nam timbre głosu Solskiej i Perzanowskiej.

Barona Tytusa Belcredi gra spokojnie, wytwornie, z opanowaną ironją p. Wit Biegański, artysta wybitny, zaangażowany na stałe do krakowskiego teatru. Rolę doktora Genoni, niepoważnie potraktowanego przez autora, zagrał doskonale p. Włodzimierz Macherski. Stworzył bardzo prawdziwy charakterystyczny typ, gierki dobrze podpatrzone i nieprzerysowane. Stwierdzamy to z zadowoleniem tembardziej, że z poprzedniej roli p. Macherskiego w "Ich czworo" nie byliśmy zadowolwni, mimo, iż przyjechał z nią z Łodzi, poprzedzony famą dobrego odtwórcy kochanka.

Czwórka towarzyszy Henryka IV była bardzo trafnie obsadzona, zarysowały się wśród niej rozbieżne indywidualności, które dobrze wygrali pp.: Staszewski, Kondrat, Burnatowicz i Jerzy Kaliszewski, po raz pierwszy występujący na krakowskiej scenie. W epizodach poprawni pp.: Krystyna Brylińska (debiut na naszej scenie), Z. Woźniak i G. Senowski.

Dekoracje dyr. Karola Frycza niezwykle plastyczne i piękne.

A cóż jeszcze wspomnieć o samej sztuce Pirandella. Jest to znakomicie napisany romans kryminalny, którego niesamowitą historję przedziwnie przenika prawdziwa poezja i ciekawa filozofia. A przedewszystkiem "Henryk IV" jest utworem nawskroś teatralnym, zwłaszcza niezrównanie skonstruowana jest postać Henryka IV. Ale autorowi, który blisko dwadzieścia lat przeżył z obłąkaną żoną, jako jej najczulszy małżonek i pielęgniarz, przy wielkim talencie i bystrym zmyśle orientacyjnym łatwiej było stworzyć postać obłąkańca, aniżeli aktorowi ją odtworzyć. Dlatego Junosza-Stępowski w tej roli bije swą wielkością Ludwika Pirandello.

Przekład "Henryka IV" Zofji Norblin- Chrzanowskiej.

* * *

P. S. Należałoby może znieść zwyczaj wręczania na otwartej scenie aktorom koszów z kwiatami, nadesłanych za kulisy. Uniknie się wtedy zabawnie niemiłych epizodów i przedewszystkiem niepedagogicznych (a teatr musi być wychowawcą!) jak ten wczorajszy, gdy znakomity gość otrzymał bukiecik a młodziutka debiutantka, ledwo się ukazująca na scenie, dwa kosze kwiatów. Należałoby owacje kwiatowe urządzić przy otwartej scenie jedynie w wyjątkowych wypadkach przy wielkich wydarzeniach teatralnych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji