Artykuły

Lansowanie lali

"Sen nocy letniej" w reż. Mai Kleczewskiej w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Kto cię dmuchał, lalo z sex shopu? Kto cię przed premierą swym powietrzem mozolnie wypełnił, byś mogła na scenie zalśnić i owinąć sobie autora wokół swej piersi gołej? Chcę wiedzieć, kto poznanymi w trakcie dmuchania walorami lali pokrył opowieść Szekspira, za Leśmianem powiadam więc: "Ktoś posklejał lalę w cztery dni bez mała,/ Ale kto ją pompował, by - czym jest - wiedziała?".

Nikomu nie muszę przypominać - obracamy się w gronie ludzi wykształconych, obdarzonych dobrym smakiem oraz umiejących czytać ze zrozumieniem - że William Szekspir całe życie marzył, byś, lalo, jako duch opowieści, a zarazem symbol myślowego poziomu twórców przedstawienia, kiedyś wystąpiła w jego "Śnie nocy letniej". Każde dziecko wie, jakie były dwa ostatnie tuż przed śmiercią wyszeptane słowa Szekspira. Były to słowa: "dmuchać lalę...". I dokonało się!

Oto wreszcie jesteś boginią "Snu nocy letniej"! Tego "Snu...", który w Narodowym Starym Teatrze Maja Kleczewska wyreżyserowała. Na scenie sadzają cię koło siebie, noszą cię, czule przytulają się do ciebie. Ba, jeden z aktorów tak łaknie bliskości, że na proscenium, jakby to Doda-Elektroda ujęła - "leci z tobą w ślimaka". Brawo aktor! Brawo reżyserka! Brawo geniusz Szekspira!

Tak, rozebrana do rosołu dmuchana lalo z polichlorkowej folii w kolorze zlanej wrzątkiem świni - jesteś duchem tego przedstawienia, jesteś wspomnianym symbolem. Kultura zaś nakazuje, by Williama poinformować, kto w czyn wprowadził przedśmiertne marzenie jego. Polichlorkowa folio w kształcie baby - mów, kto cię dmuchał?!

Może ten tragik, co w ślimaka z tobą poleciał? W końcu gra on a to w garniturze, a to we włóczkowej czapie, a to przebrany jest za baletnicę z "Jeziora łabędziego", a to wydziwia transwestytycznie, a to udaje piosenkarkę Madonnę, a jakby tego mało było, podobno wcielił się też w Puka oraz Filostratesa. Podobno, bo jeśli o mnie chodzi - nie zauważyłem. Nieważne. Grunt, że jeśli tragik Pawlak jest tak zdolny, to może i pompował. Jak było, lalo? A jeśli nie on, to może tragik student Głowacki, co jest "czipendeilsem" w cekinowych stringach i podobno Tkaczem oraz Pyramem?

Jeśli tragik ten, zawczasu z cekinów wyskoczywszy, aż tak fachowo (wiem, co mówię, bom siedział tak blisko, że dyndasie tragika miałem pod nosem) pokrywa sobą tragiczkę Hajewską-Krzysztofik, która podobno wcieliła się w Tytanię i Hipolitę - to może dmuchał on? A może nawet sama Hajewska-Krzysztofik? Bardzo prawdopodobne. W końcu wybitna ta tragiczka w scenie pokrywania tak idealnie małpuje twe zapraszająco rozchylone rączki i nóżki, że bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że i pompka nie jest jej obca.

W dziele Kleczewskiej w sumie wszystkie role wyglądają tak, jakby każdy aktor cię, lalo, nadmuchiwał bardzo długo, bo tylko bardzo długo dmuchając, można później na scenie tak łudząco przypominać przedmiot pompowany. Grają - jakby tobą byli! Tylko dwa stany skupienia. Albo mogilna nuda okresów zblazowanej katatonii, albo zwierzęce ryki. I tak przez bite dwie godziny bez przerwy.

Oni - cała ty! Ty też bądź udajesz śpiewaczkę, co zmarła - po układzie warg sądząc - w środku arii Królowej Nocy z "Czarodziejskiego fletu" Mozarta, albo też, gdy korek wyjąć i wentyl ścisnąć, piszczysz jak tragiczka Korzeniak (podobno grała Helenę) w ambitnej scenie żarcia bananów. Cudownie! Nowocześnie! Ambitnie! Szkoda tylko, że tragicy, biorąc sobie do serca twą martwotę, nie wzięli sobie do serca twego milczenia. Więc? Kto dmuchał?

A reżyserka Maja Kleczewska? Co? Może spełniła się przepowiednia Leśmiana, który na własne swe, wyżej cytowane pytanie, odpowiedział jasno: "Pompowała ją pewno ta Majka stodolna,/ Do połowy - przydrożna, od połowy - polna"? Dalej pójdę ze spekulacją. Reżyserka plus scenografka Katarzyna Borkowska? Co ty na to, lalo?

Jeśli pomyśleć, w jak gęstą sieczkę Kleczewska szekspirowskie frazy zmieniła niepoczytalnymi skrótami i zgodą na to, by tragicy w dowolnym miejscu bełkotali swe improwizowane banialuki - to tylko jedno na myśl przychodzi. Toporność i skrajna mętność twych, lalo, zgrzewanych szwów mianowicie. I twoja kompletna wewnętrzna pustka. Bo czy ty masz serce, polichlorkowa folio w kształcie baby? I co masz pod sztucznym czołem? Doskonale mały mózg? Hę?

Wreszcie scenografia. Sklecona ze skaju, chińskich lampionów, aluminium, kolorowych jarzeniówek i flaszek gorzały czystej, wypełniona totalnym ludzkim "snujstwem" mordownia naszych czasów. Czyż walory widoku tego nie są porównywalne z twym płaskim, martwym i dokumentnie nieistotnym udem barwy oblanej wrzątkiem świni? Są. Może więc pompowały cię Kleczewska z Borkowską i wtedy właśnie ich artyzm przejął od ciebie całą twą nieogarnioną tandetę? To możliwe. Pytanie tylko, która lalę trzymała, a która przeponę swą uruchomiła?

Niepewność. Dzielę się z tobą lękiem człowieczka, który chce w życiu naszego teatru uczestniczyć, a jak tu uczestniczyć, gdy się nie wie, kto cię, lalo, lansuje, ergo - kto ustawia teatrowi poziom dobrego smaku? Jutro Szekspir dowie się z "Wyborczej", że dzieło Kleczewskiej to ważny, gorzki głos w dyskusji o zdychaniu miłości w czasach Internetu. To go ucieszy. Bardzo. Ale naprawdę radosny będzie, gdy się dowie, kto dziś w Polsce wypełnia ostatnią jego wolę. Odkąd bowiem jest tylko pamięcią ludzi, nic go tak nie bawi, jak widownia robiona w konia przy użyciu kretyna, w którego ludzie, co nie pamiętają, z twą, lalo, pomocą zmieniają jego - Szekspira.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji