Spektakl niezwykły
Po wielkim sukcesie "Czarnej Maski" Krzysztofa Pendereckiego na festiwalu w Salzburgu i w Staatsoper w Wiedniu z dużą niecierpliwością oczekiwaliśmy na prapremierę tej trzeciej - po "Diabłach z Loudun" i "Raju Utraconym" - opery znakomitego kompozytora w Teatrze Wielkim w Poznaniu. I oto jesteśmy świadkami wspaniałego wydarzenia muzycznego, więcej - wielkiego wydarzenia w życiu kulturalnym kraju.
"Czarna Maska" otwiera bez wątpienia nowy rozdział w historii współczesnej opery. Dzieło to, oparte na utworze literackim noblisty Gerharta Hauptmanna, poza interesującą, nasyconą tragizmem fabułą, zawiera głębokie treści filozoficzne i moralne. Odsłania dualizm ludzkiej natury, mechanizmy ścierania się dobra ze złem, miłości z nienawiścią; ukazuje niezbadane pokłady lęku przed nieuchronnością śmierci.
Libretto "Czarnej Maski" napisał kompozytor wespół z inscenizatorem prapremierowego przedstawienia, Harrym Kupferem. Muzyka Pendereckiego, integralnie związana z akcją, buduje klimat zdarzeń a równocześnie kształtuje i uzasadnia rytmem, barwą dźwięku, dramatyzmem napięcia stany i przemiany psychiczne postaci dramatu...
Akcja rozgrywa się w małym miasteczku śląskim Bolkenhein (toż to Bolków!) w zimie 1662 roku, a zatem po zakończeniu wojny trzydziestoletniej. Do zniszczonej wojną, prowincjonalnej mieściny przenosi się ze światowego Amsterdamu bogaty przemysłowiec, Silvanus Schuller (śpiewa tę niesłychanie trudną partię Józef Kolesiński). Przenosi się na prośbę swojej niedawno poślubionej żony, pięknej Benigny (Ewa Werka), która nie wyjawiając mężowi tajemnicy, pragnie tu ukryć się przed szantażującym ją dawnym kochankiem - Murzynem, niewolnikiem, zbiegłym z galer. W pałacyku Schullera, zwanym "przystanią pokoju", zbiera się dziwne towarzystwo: wśród gości są niedawni wrogowie ideowi z wojny trzydziestoletniej - pastor ewangelicki (Marian Kępczyński) i opat katolicki (Janusz Temnicki), żydowski kupiec z Amsterdamu (Radosław Żukowski) i śląski arystokrata (Jerzy Kulczycki) z żoną (Jolanta Podlewska), hugenot (Piotr Liszkowski) i jansenista (Aleksander Burandt). Jest nawet pełna radości życia mulatka, która uchodzi za uratowaną dziewczynę z galer, a w rzeczywistości to córka Benigny (Joanna Kubaszewska) - owoc jej tajnego związku z murzyńskim niewolnikiem, i nabożna służąca Daga, odnaleziona w ruinach zniszczonego wojną domu, która okazuje się kochanką Schullera. Za murem pałacowego ogrodu odbywa się w miasteczku karnawał. Równocześnie dochodzą stamtąd wieści o zbliżającej się dżumie - "czarnej śmierci". Przez posiadłość Schullerów - ku przerażeniu domowników i zebranych gości - przebiegają niesamowite postaci w czarnych maskach. Przebierańcy karnawałowi (?), zwiastuny "czarnej śmierci"? A może to przebrany w karnawałowy kostium dawny kochanek Benigny, Czarny Mściciel, dokonujący zemsty na znienawidzonych białych, wzbogaconych na handlu niewolnikami? Zjawia się wreszcie i ów Murzyn - zakrada się do pałacyku i zabija służącego - jansenistę. Piękna Benigna umiera, rażona wieścią o zjawieniu się mściciela, popełnia samobójstwo zrozpaczony Schuller. Tajemnicza "Czarna Maska" - śmierć, poprzedzana zjawieniem się anioła zagłady ("Czarną Maską" jest tancerz Jacek Szczytowski) - prowadzi zebranych w "przystani pokoju", tanecznym korowodem - "dance macabre", ku przepaści śmierci. Wśród żywych pozostaje jedynie Żyd-Wieczny Tułacz.
Krytycy niemieccy porównywali "Czarną Maskę" z "Salome" Ryszarda Straussa. Bez wątpienia jest to dramat muzyczny podobny w ładunku emocjonalnym, podobnie zwięzły, o podobnej mocy oddziaływania orkiestrą na rozwój akcji. "Czarna Maska" jednak - mimo iż jej akcja rozgrywa się w połowie XVII wieku, jest zarówno w wymowie dramatu, jak i w treści muzyki tragedią naszych czasów, dziełem otwierającym sumienie i wyobraźnię współczesnego człowieka.
Spektakl "Czarnej Maski" w poznańskim Teatrze Wielkim jest znakomity pod każdym względem. Krzysztof Penderecki na spotkaniu popremierowym, dziękując realizatorom i wykonawcom, powiedział, że to przedstawienie w wielu partiach lepsze jest od prapremiery salzburskiej. Z trudną, niezwykle trudną muzyką świetnie poradził sobie Mieczysław Dondajewski, stopniując napięcia do kulminacyjnych momentów, wstrząsających drapieżnym wprost dramatyzmem. Reżyser Ryszard Peryt stworzył pasjonującą całość; zbudował galerię postaci, pełnych wyrazu, "działających" w nierozerwalnym związku z muzyką a równocześnie głęboko ludzkich, prawdziwych, tworzących zespół indywidualności, których myśli, czyny, uczucia zbiegają się w jednym wyrazie - przerażającego lęku przed śmiercią.
Dramat rozgrywa się w stworzonym przez Ewę Starowieyską wnętrzu, pełnym przepychu a jednocześnie przesiąkniętym klimatem ponurego odosobnienia domostwa na pustkowiu, odciętego zamiecią śnieżną od świata, jakby napiętnowanego stygmatem śmierci.
Wszyscy wykonawcy tej realizacji zasługują na najwyższe pochwały - i za opanowanie niezwykle skomplikowanych muzycznie i wokalnie partii, i za stworzenie pełnych wyrazu kreacji aktorskich. W krótkim felietonie nie mogę nawet wymienić całej obsady, muszę jednak wspomnieć choćby o wielkiej kreacji i kunszcie wokalnym Ewy Werki w roli pięknej Benigny - świetna aktorka i niezwykle muzykalna śpiewaczka!
"Czarna Maska" w poznańskim Teatrze Wielkim to niezapomniane przedstawienie wspaniałego dzieła, spektakl pozostawiający w świadomości i sercach wiele do głębokich przemyśleń...