Artykuły

Czarna maska już w Polsce

Poznań oszalał. W najlepszym sensie, najpierw muzyką Karela Szymanowskiego, a dzień później oddaniem dziełom Krzy­sztofa Pendereckiego. Monograficzny festiwal WOSPRiTV otwarł pełną wigoru i jak zawsze oratorskiego piękną gawęda pa­pieża polskich recenzentów Jerzego Waldorffa. Kto, jak on, o daw­nym Poznaniu i jego spotkaniach z twórcą "Harnasiów", za pół wieku równie barwnie i żywo przywoływać będzie październikowe dni? Wspominać będzie można sporo. Polską premierę "Czarnej maski" Krzysztofa Pendereckiego, pierwsze poznańskie wykonanie jego "Polskiego Requiem" (z udziałem naszego Henryka Grychnika) pierwszy polski po siedmiu zagranicznych, doktorat honoris causa nadany Krzysztofowi Pendereckiemu przez Uniwersytet im. Adama Mickiewicza.

Organizacyjna bystrość i spraw­ność poznaniaków dała im pierw­szeństwo, z których przynajmniej dwa wywołały zazdrość w całej Polsce. Co by bowiem nie mówić o atmosferze dwóch poznańskich dni - chwilami światowej, momen­tami nieco prowincjonalnej - prze­cież jej kulturotwórcze znaczenie dla życia miasta trudno przecenić. Właśnie tak zapisuje się najpięk­niejsze karty własnych dziejów. A jeśli dodać do tego autentyczny su­kces?

Spełnił się już przed pod­niesieniem kurtyny w Te­atrze Wielkim. Gdzie bo­wiem ostatnio widzieliśmy równocześnie całą operową Polskę wraz z wysłannikami wielkich scen i festiwali, m.in. w Kanadzie, Nowym Jorku, Bergen, Sofii, Bru­kseli, Kopenhadze, Berlinie Zachod­nim, Brnie czy Hanowerze? Z te­go powodu, dla poznaniaków pre­miera dzieła powstałego na zamó­wienie festiwalu w Salzburgu - po prezentacjach ubiegłorocznych tam­że i w Wiedniu, ale przed już pew­nymi realizacjami w Santa Fe (USA) i Warszawie - odbyła się nie 25 października, dwa dni póź­niej. "Uprzejmie przepraszamy - tekst taki wywieszono przy kasie - za minimalną ilość biletów prze­znaczonych do sprzedaży, ze wzglę­du na niezwykłe w historii teatru zainteresowanie prasy i przyjazd wielu gości z kraju i zagranicy".

Kto nie zdołał obejrzeć "Czarnej maski" w dwóch pierwszych spe­ktaklach czekać może na 14 listo­pada i potem dwukrotne prezenta­cje w każdym miesiącu. Czy do Po­znania warto się wybrać? Warto, a miłośnikom opery odpowiem nawet: trzeba! Dla miłośników jedynie po­pisów wokalnych w dziewiętnasto­wiecznej operze włoskiej, "Czarna maska" może być pewnym orze­chem nie najłatwiejszym do zgry­zienia, ale dla tych, którzy kochają operę - muzyczny teatr, będzie to uczta. Bez wątpienia bowiem po­znańska premiera jest najdoskonal­szym spektaklem teatralnym, jaki ostatnio możemy podziwiać na na­szych scenach.

O samym dziele, po jego ubie­głorocznej prapremierze salzbur­skiej pisało się i u nas już sporo. Przypomnę więc tylko, iż libretto w języku niemieckim Krzysztof Penderecki i reżyser prapremiero­wej inscenizacji Harry Kupfer, przysposobili z zapomnianej sztuki laureata Nagrody Nobla Gerharta Hauptmanna "Die schwarze Maske". Penderecki na nowo odkrył tę za­pomnianą jednoaktówkę, która w 1929 roku poniosła klęskę i nie by­ła już wystawiana. Sam autor twierdził, iż domaga się ona muzy­ki, zarówno wynikającej z tekstu, jak i dopowiadającej, określającej atmosferę około stu minut w domu burmistrza w Bolkenhain na Śląs­ku.

Jest zimowy dzień 1662 roku, krótko po zakończeniu woj­ny trzydziestoletniej. Atmo­sfera karnawału splata się ze strachem przed szalejącą zarazą. Po koszmarach wojen religijnych do jednego stołu czcigodnej burmistrzowej Benigny zasiadają w to­warzystwie dam - katolicki opat, pastor protestancki, żydowski kupiec, hugenot, jansenista i wolnomyśli­ciel. Każdy z nich żyje jednak przeszłością, ujawniając siły ponadnaturalnej rzeczywistości, wciągają­ce wszystkich w symboliczny danse macabre. Krótkie spotkanie podczas którego umiera główna bohaterka i zdarza się tajem­nicze morderstwo, staje się przypowieścią o małych sprawach życia i wielkich. O tolerancji i jej braku, do­bru i radości i ciężarze istnienia, miłości i nienawiś­ci: jest tu polityka i seks.

To rozdarcie świa­ta Krzysztof Pen­derecki oddaje w "Czarnej masce" językiem brzmie­niowym bliskim je­go "Pasji", ale za­razem fascynują­co świeżym. Jak zauważył Janusz Ekiert: "Czarna maska" jest dzie­łem wyrafinowanym i żywiołowym, (...) w któ­rym połączenie naj­ważniejszych cech, dążeń, przeobrażeń stylu Pendereckie­go osiągnęło apogeum dojrzałości: "szmerowo - dźwiękowe mgławice i romantyzm brzmienia, polifonicz­ne techniki, archaiczne i wirtuo­zowskie melodie, żart, ekstaza i klimat ludzkiej udręki ocierające się o wieczność".

Krzysztofowi Pendereckiemu sta­wia się czasem zarzut zdrady awan­gardowych ambicji i zręczne podbi­janie publiczności. "Czarna maska" będąca powrotem do "opery litera­ckiej", a jeszcze nie pozbawiona - wspaniałych w swej celności - cy­tatów, a nawet autocytatów, może być kolejnym tu argumentem. Czyż wszakże w dobie, gdy głosi się ła­będzi śpiew a nawet śmierć opery, niezwykle dramatyczna "Czarna maska", znakomicie wykorzystująca współczesne środki muzyczne, wraz z literackim pierwowzorem, zespolonym z nowoczesną strukturą dźwiękową, nie tworzy nowej war­tości i wskazania którędy wiedzie droga, wskazania właściwego awan­gardzie?

Przynosi postęp również stawia­niem bardzo wysokich wymagań wszystkim realizatorom dzieła. Tu już nie wystarczą perfekcyjni śpie­wacy, potrzeba aktorów. Nie wys­tarczy wejść dokładnie na wskaza­nie dyrygenta, niczym jest jedynie logiczne ułożenie scenicznego dzia­łania. Za każdym podniesieniem kurtyny, to dzieło trzeba od począt­ku do końca współtworzyć. Ma tę świadomość zespół poznańskiego Te­atru Wielkiego. Stąd i ogromny pre­mierowy sukces. Niektórzy z obec­nych 15 czerwca ub r. w Salzbur­gu, twierdzą, że większy od tamtego. Jeśli to prawda i jeśli praw­dziwie opisano tamtą realizację, to zaryzykowałbym stwierdzenie, że źródłem polskiego sukcesu może być absolutna pokora wobec partytury Krzysztofa Pendereckiego. Tam były pewne pomysły z lus­trzaną kurtyną, tu - nic z inscenizacyjnych fajerwerków. Całość okazała się nim być.

Znakomicie spisała się orkie­stra pod dyrekcją Mieczy­sława Dondajewskiego, któ­ry pysznie poprowadził rów­nież solistów. To dzieło ma bardzo rozbudowany zespół perkusyjny, wymaga więc wielkiej precyzji, by nie zniweczyć w nim tego, co two­rzy operę. Kunsztem popisać się musieli więc i soliści. I popisali, zwłaszcza Ewa Werka w głównej partii Benigny (z 20 minutowym(!) monologiem), Joanna Kubaszewska w karkołomnej wokalnej ekwilibrystyce partii Arabelli, Aleksander Burandt (służący Jedidja), Rado­sław Żukowski (kupiec żydowski Perl), Wiesława Piwowarska (Da­ga) oraz Józef Kolesiński, Urszula Jankowiak, Piotr Liszkowski, Janusz Temnicki, Marian Kępczyński, Tomasz Zagórski, Jerzy Kulczycki, Jolanta Podlewska, Michał Marzec, Wiesław Bednarek, Jerzy Fechner, oraz tańczący - Jacek Szczytowski (w masce) i Wacława Górny-Rann (Anioł Śmierci).

Piękną w stylowej czystości sce­nografię stworzyła Ewa Starowiey­ska, która wyraźnie też wyodręb­niła - wokół stołu, za oknem i na piętrze oraz na schodach - trójpłaszczyznowość niezwykle złożone­go dzieła. Inscenizatorem i reży­serem jest Ryszard Peryt. Fascynu­jącą jego wierność muzyce czuje się w każdej sekundzie.

Spory traktat można o tym napi­sać, wskażę więc jedynie przykła­dowo sceny z tancerzem w masce i Aniołem Śmierci, wyegzekwowanie od solistów bardzo zindywidualizo­wanego ruchu, czy porywające wi­zyjnym oddaniem muzyki chwile konwulsyjnego śmiechu Arabelli i śmierci Jedidji Poltera.

Przypisuję to Ryszardowi Perytowi, bowiem - jak wynika z programu - choreografa przy tym nie było. Poznański reżyser nie wień­czy dzieła tańcem śmierci - jak to sugeruje wiele omówień, u niego już od pierwszej sceny dzieje się, na różnych poziomach realności przejmujący danse macabre. Staje­my tu przed rzeczą jakby niepraw­dopodobną - Ryszard Peryt nie in­terpretuje partytury Krzysztofa Pendereckiego. Wsłuchuje się w nią wiernie, w wymiarze absolutnym i frapującym.

Dzięki temu oddaniu dziełu, widz sam musi podjąć próbę rozszyfrowania jego wszelkich znaczeń. Kom­pozytor i za nim reżyser sprawy zasadnicze dotykają jedynie, sygna­lizują, oceny i ich wszelkie konota­cje pozostawiając naszej świadomo­ści. Z tego względu "Czarna mas­ka" jawi się utworem niezwykle pojemnym, frapującym nie tylko tu i myślę, że nie tylko teraz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji