Opera poznańska w Czarnej masce
W Poznańskim Teatrze Wielkim ostatnie godziny prób, napięcie, emocje... W niedzielę 25 bm. - polska prapremiera "Czarnej maski" Krzysztofa Pendereckiego, wielkie muzyczne wydarzenie. Na tę premierę zjedzie cała artystyczna Polska, zaanonsowali swój przyjazd goście zagraniczni, m.in. 45 dyrektorów teatrów operowych świata, festiwali, impresariatów.
Opera, napisana na zamówienie kierownictwa festiwalu w Salzburgu, miała tam swoje światowe prawykonanie latem ubiegłego roku, następne zaś w Wiedniu. Obie były olbrzymim kompozytorskim sukcesem, nic więc dziwnego, że o jej wystawienie ubiegają się dziś największe teatry operowe świata. "Maską" zainteresował się także dyrektor poznańskiej sceny Mieczysław Dondajewski, otrzymując od kompozytora zgodę na jej realizację.
Jak się Pan czuje przed wielkim dniem Teatru Wielkiego?
- Nawet nie mam czasu a tym myśleć. Próbujemy rano, wieczór, dwa razy dziennie po 4 godziny, czasami dłużej. Papierosy znikają, jak kamfora, na szczęście kiedy dyryguję nie mogę palić. "Czarna maska" jest tak wspaniałą, choć trudną, operą, że wszyscy jesteśmy pochłonięci tylko nią. Istne opętanie Pendereckim. To wybitne dzieło, które - być może - posunie sprawy światowej opery w zupełnie nowym kierunku. Codziennie odkrywamy nowe rzeczy zapisane w partyturze, jakieś drugie dno... I to są dla nas wspaniale niespodzianki.
Jak długo pracowaliście nad tą realizacją?
- Właściwie od lata ubiegłego roku, kiedy to razem z reżyserem Ryszardem Perytem obejrzeliśmy "Maskę" w Wiedniu. Coś tam zaczęliśmy robić na początku tego roku, ale intensywnie i to bardzo intensywnie pracujemy od sierpnia.
Czy kompozytor czuwał nad polską prapremierą, czy też dał zespołowi wolną rękę?
- Całą sprawę przegadałem z Krzysztofem Pendereckim już w Wiedniu. Potem urwały się nasze kontakty. Kompozytor stale podróżował i tylko od czasu do czasu dzwonił do nas a to z Zurychu, a to z Londynu lub jeszcze innych miast i pytał: co słychać? Czy bardzo męczymy się z "Maską"... Tak więc, jakby siłą rzeczy mieliśmy wolną rękę, co Bogiem a prawdą jeszcze bardziej nas zobowiązuje.
Czy obejrzana przez Pana wiedeńska inscenizacja miała jakiś wpływ na poznańską wersję opery?
- O tyle, że nasza jest zupełnie inna. Nie mówię, lepsza, czy gorsza, po prosta zupełnie inna. Przy okazji dodam, że zgodnie z życzeniem kompozytora będzie śpiewana w języku niemieckim, a pełne tłumaczenie tekstu znajdzie się w programie.
Przypomnijmy autorów tego wielkiego muzycznego przedsięwzięcia.
- Reżyserem przedstawienia jest, jak już wspominałem Ryszard Peryt, scenografię zaprojektowała Ewa Starowieyska, Ja - objąłem kierownictwo muzyczne. A jeśli chodzi o wykonawców... Jest 15 ról w zasadzie równorzędnych, z wyjątkiem trzech słownych, w których usłyszymy Ewę Werkę oraz Józefa Kolesińskiego i Radosława Żukowskiego.
Dziękujemy za rozmowę i życzymy powodzenia.