Artykuły

Kaczka jaskółką nie poleci

— Chciałbym móc wystawiać takie spektakle bez lęku, że czeka mnie za nie sąd. Inaczej, jak ówi klasyk, noc idzie czarna — mówi Bronisław Maj. Poeta został przesłuchany w sprawie swojej Neomonachomachii.

Małgorzata Skowrońska: Dlaczego obraża pan uczucia religijne i patriotyczne?

Bronisław Maj: Ja? Wręcz przeciwnie. Zawsze i wszędzie bronię wartości religijnych i patriotycznych.

Prokuratura bada, czy w Neomonachomachii, sztuce, której jest pan współautorem, doszło do takiej obrazy. Chodzi o art. 257 kk, który za znieważenie z powodu przynależności narodowej lub wyznaniowej przewiduje karę do trzech lat więzienia.

Jeśli mnie wsadzą, co mam nadzieję się nie stanie, głęboko niesprawiedliwe będzie to, że inni współautorzy sztuki — biskup Ignacy Krasicki i Adam Mickiewicz — się wykręcą. A ich frazy są obecne w przedstawieniu. Wystawiona przez Teatr KTO Neomonachomachia — w reżyserii współoskarżonego Jerzego Zonia — oparta jest na Monachomachii Krasickiego. Wykorzystałem też fragmenty Konrada Wallenroda Mickiewicza.

My bronimy w tym spektaklu wartości religijnych, patriotycznych i historycznych, nadużywanych przez uczestników życia politycznego wszelkiej maści. Nasza obrona wartości odbywa się za pomocą środków właściwych satyrze, które polegają na karykaturalnym i groteskowym wyolbrzymieniu pewnych zagrożeń. Monachomachia nie była przecież pochwałą opilstwa mnichów, ale w karykaturalnym skrócie pokazywała skutki takiego stanu.

Ryszard Kapuściński, radny z PiS, uważa, że w mieście Jana Pawła II wystawiono widowisko, w którym pohańbiono i wyśmiano Boga, honor i ojczyznę.

Myśmy uprawiali na Rynku nie publicystykę, ale sztukę. Tekst jest pisany wierszem, stanisławowską oktawą: „Cudna Mamonno — ciebie uwielbiamy!/ I ciebie, Władzo, boś ty klucz do Kasy./ Władza i Kasa — bóstwa ukochane./ Słodka Mamonno, przyjm błaganie nasze!/ Władzy i Kasie — wznosimy ołtarze!/ Niech durny lud nam władzę odda w darze!". Te słowa powtarzają się w trzech pieśniach wyrażających trzy współczesne i charakterystyczne postawy światopoglądowe i polityczne. Musiało to być wyraziste i rozpoznawalne.

A nasze Zakony przypominają raczej partie polityczne. Mnisi w czarnych habitach śpiewali na melodię Boże, coś Polskę. Czerwoni te same słowa wyśpiewali na melodię Międzynarodówki, a zakon Białych na melodię My, pierwsza brygada. Satyryczny pomysł właśnie na tym polegał, że ten sam tekst był podkładany do trzech wyciąganych na sztandary pieśni. To pokazywało nadużywanie i instrumentalne posługiwanie się wartościami.

A musiał pan pod religijną pieśń słowa o mamonie wykładać? To najbardziej ubodło zgłaszających obrazę do prokuratury.

Oskarżyciele zdają się nie pamiętać, że pierwotnie była to nie pieśń religijna, ale hymn powstały na zamówienie wielkiego księcia Konstantego, adresowany do cara Aleksandra I, a wzorowany na angielskim hymnie God Save the King.

Prawica straciła poczucie humoru?

Czy to jest prawica? Przedstawiciele poważnej prawicy bronią naszego spektaklu.

Może się jeszcze tego humoru nauczą?

A nauczy pani kaczkę latać jak jaskółka? Wykorzystaliśmy właściwy satyrze mechanizm artystyczny. Jeśli ktoś tego nie rozumie, może trzeba wrócić do szkoły i przypomnieć sobie podstawy.

Czy po 1989 r. był pan przesłuchiwany przez prokuraturę?

To mój pierwszy raz. I prawdę mówiąc, wcale mi nie do śmiechu. Siedzący naprzeciwko mnie komisarz — bo dochodzenie prowadzi policja — miał na biurku grubą teczkę z aktami naszej sprawy. Pewnie musiał też przeczytać cały tekst Neomonachomachii. A mógłby w tym czasie zajmować się prawdziwymi przestępstwami.

Przypomniały mi się przesłuchania w latach 80. Byłem w redakcji podziemnego pisma „Arka". I z tego powodu byłem doprowadzany na ul. Mogilską, gdzie swoją siedzibę miała SB. Tyle że wtedy miałem świadomość, po co się to dzieje. Owszem, łamaliśmy wówczas obowiązujące prawo i wiedzieliśmy, jakie za to grożą konsekwencje, ale godziliśmy się podjąć ryzyko, żeby nigdy więcej takie rzeczy w moim kraju się nie działy. A tu po tylu latach historia się powtarza — staję przed prokuratorem za tekst artystyczny.

Nie przeraża mnie perspektywa procesu. Przeraża mnie perspektywa tego, co może się stać w przyszłości w Polsce. To zapowiada w groźny, choć groteskowy sposób jakieś dalsze kroki. Obyśmy nie obudzili się w dziwnej rzeczywistości.

Ma pan na myśli powrót cenzury?

W ustawowe wprowadzenie cenzury nie wierzę, ale już w pokazowy proces o obrazę wartości — tak. Taka pokazówka może służyć temu, żeby przestraszyć artystów i pokazać im, że każde ich słowo czy gest mogą być zinterpretowane i wykorzystane przeciwko nim. To powoduje gorsze rzeczy niż formalna cenzura: wyprzedzający oportunizm i cenzurę wewnętrzną. Stan groźny dla każdej sztuki, wolności i demokracji. My już odczuliśmy na własnej skórze, co to znaczy. Nie będziemy już — Jerzy Zoń i ja — organizować Nocy Poezji.

Krakowski magistrat przestraszył się prawicowej bojówki?

Sądzę, że nie chce mieć kłopotów. To się dzieje w sposób zawoalowany. Po prostu piętrzy się rozmaite utrudnienia, aż artyści sami rezygnują. Urzędnik myśli: po co narażać się władzy. Teatr KTO już raz zapłacił za Neomonachomachię. Arcybractwo — nomen omen — Miłosierdzia wyrzuciło aktorów z wynajmowanej siedziby. Na szczęście w tym przypadku urzędnicy miejscy znaleźli nowe miejsce dla niepokornego teatru.

Ku czemu zmierzamy?

Wiadomo, że nie stawia się Neomonachomachii zarzutów natury artystycznej. Tekst poetycki oceniany z perspektywy ideologicznej i politycznej — to jest koniec. To jest rzeczywistość totalitarna.

Zmierzamy w kierunku niedobrej ideologizacji i totalizacji życia politycznego, co owocuje głębokimi podziałami. I nagle okazuje się, że czymś nienaturalnym są różnice poglądowe i światopoglądowe. Już nie jesteśmy obywatelami tego samego państwa, które tak samo szanujemy i kochamy, ale stajemy się — chyba świadomie — coraz silniej zantagonizowaną społecznością. Nie chcę używać wielkich słów, ale chyba wszyscy zaczynamy dostrzegać i czuć tę ideologiczną nienawiść i nietolerancję.

W opozycyjnej „Arce" działał pan z Ryszardem Terleckim, Janem Polkowskim, Ryszardem Legutką. Wszyscy są dziś po innej stronie politycznej barykady. Potraficie jeszcze ze sobą rozmawiać?

Gdy się sporadycznie spotykamy, wciąż jest miło. Chociaż margines rzeczy i spraw, o których nie rozmawiamy, jest coraz większy. Co nie znaczy, bym przestał moich dawnych kolegów lubić i cenić.

Boi się pan?

Bałem się przed 1989 r. Teraz się obawiam. Młodzi mówią, żeby emigrować. Tym, którzy nie chcą wyjeżdżać, zostają protesty. Protestujmy bez nienawiści, merytorycznie, jeśli się da, to z uśmiechem.

Chciałbym mieć prawo wystawiać takie spektakle bez lęku, że czeka mnie za nie sąd. Inaczej, jak mówi klasyk, noc idzie czarna.

Prawicowe bojówki walczą symbolami. Nie tak łatwo wygrać w takiej walce.

Symbole to najbardziej dostępne i szybko działające narzędzie. O wiele łatwiej wznosić okrzyki, niż napisać sensowny esej. O wiele łatwiej wrzeszczeć, niż myśleć.

To walka o rząd dusz?

Oraz o to, gdzie znajdzie się granica tego, co wolno. Przecież społeczne przyzwolenie na działanie takich bojówek jest coraz większe, bo im bardziej oni krzyczą, tym skuteczniej przesuwają granice społecznej wrażliwości. To jest niebezpieczne. Tym bardziej że coraz częściej wrzask bojówki przekłada się na konkretne działania urzędowe.

Historycznie przypominają się, przy zachowaniu wszelkich proporcji, lata 30. W styczniu 1933 r. Hitlera wybrano na kanclerza, a jemu wystarczyło kilka miesięcy, by z państwa demokratycznego zrobić totalitarne. Na szczęście żyjemy w innym świecie i wierzę, że czegoś nas jednak XX wiek nauczył.

Ma pan ochotę napisać kolejną satyrę?

Nie wiem, czy w mojej sytuacji nie trzeba będzie raczej pójść w stronę Procesu Kafki.

*
Bronisław Maj — poeta, eseista, krytyk, w stanie wojennym i w latach 80. objęty zakazem druku, działał w wydawniczym drugim obiegu. Założyciel i redaktor naczelny niezależnego pisma „NaGłos". Wykłada na UJ. Jego utwory przekładali m.in. Miłosz, Barańczak, Dedecius, Bodegard. Laureat m.in. Nagrody Kościelskich

***

Artykułem 257 KK za satyrę na krakowskim rynku

Krakowska prokuratura szuka biegłego, który oceni, czy satyryczne przedstawienie Neomonachomachia wyśmiewało wartości religijne i narodowe. Dochodzenie prowadzi policja, śledczy analizują zapis cyfrowy przedstawienia.

Neomonachomachię wystawił Teatr KTO na Rynku Głównym w październiku w ramach Nocy Poezji. Po zakończeniu artyści kilkakrotnie wychodzili wywoływani brawami publiczności, ok. 1,5 tys. osób. Jednak kilkunastoosobowa grupa gwizdała i skandowała: „Precz z komuną! Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę!".

Radny z PiS Ryszard Kapuściński na stronie Klubów „Gazety Polskiej" nazwał przedstawienie „niebywałym skandalem", a wpis opatrzył tytułem „Horrendum na Rynku". Napisał: „Wyjątkowo nędzne widowisko, w którym za cel postawiono sobie zhańbienie i sprofanowanie wszystkiego, co dla Polaka jest święte. Zapewne chodziło o obrzydzenie zbliżających się wyborów, które traktowane są jako zamach na dotychczasowe status quo".

To właśnie Kapuściński jest wśród sześciu osób, które złożyły do prokuratury doniesienie. Oprócz „Legionów" wskazali na „haniebne" wykorzystanie melodii Boże, coś Polskę oraz kropidła i habitu (aktorzy występowali w strojach zakonnych). W choreografii aktorów dopatrzyli się ruchów kopulacyjnych. I zwrócili się o opinię prawną do Reduty Dobrego Imienia. To prawicowa fundacja zajmująca się „prostowaniem nieprawdziwych informacji na temat historii Polski". W jej radzie zasiadają m.in. minister kultury Piotr Gliński, prof. Andrzej Nowak, historyk z UJ, czy satyryk Jan Pietrzak. Tymczasem twórców spektaklu w obronę wzięła konserwatywna chrześcijańska Fundacja im. Zygmunta Starego z Krakowa, zajmująca się m.in. ochroną polskich symboli. W liście do ministra sprawiedliwości jej prezes Krzysztof Budzanowski prosi Zbigniewa Ziobrę o „objęcie postępowania osobistym nadzorem". „Przywołane zarzuty formułować mogą jedynie osoby, które mają podstawowe problemy ze zrozumieniem utworów literackich. Nie wolno jednak pozwalać na to, aby indywidualne ograniczenia intelektualne generowały normy interpretacyjne lub społeczne" — pisze Budzanowski. Jego zdaniem prokuratura powinna oddalić zgłoszenie.

Ministerstwo na razie nie chce komentować sprawy. A śledczy szukają etyka i religioznawcy, którzy ocenią sposób wykorzystania rekwizytów religijnych.

Jarosław Sidorowicz, Małgorzata Skowrońska

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji