Artykuły

Operowy taniec śmierci

"Nowa opera polska, to fakt sam przez się ważny i pamiętny, niestety nieczęsty i krótkotrwały" - tak pisał już u progu bieżącego stu­lecia Zdzisław Jachimecki, witając pierwsze sceniczne dzieło młodego Ludomira Różyckiego.

A przecież ówczesna opero­wa produkcja nie była wca­le tak bardzo uboga; o ile za­tem dobitniej powtórzyłby znakomity muzykolog te sło­wa dziś, kiedy powstające na przestrzeni całej dekady (albo i dłuższego okresu) opery pol­skie da się bez trudu policzyć na palcach jednej reki, zaś wybitne rzeczywiście i zna­czące dzieła tego gatunku nie­łatwo znaleźć w całej współ­czesnej muzycznej literaturze! Zaś przedstawienie współ­czesnej opery, po którym pu­bliczność urządziłaby kompo­zytorowi i wykonawcom pięt­nastominutową przeszło owa­cje, to już rzecz w ogóle pra­wie w naszych czasach niespotykana: tak zaś właśnie działo się w poznańskim Teatrze Wielkim na polskiej premierze opery Krzysztofa Pendereckiego "Czarna maska".

Bo też premiera ta, na któ­rą zjechał tłumnie polski świat artystyczny, jak też wielu za­granicznych gości, stała się wydarzeniem doniosłym, wy­rastającym ogromnie ponad przeciętność operowego sezo­nu.

W czym tkwi tajemnica nie­zwykłego powodzenia dzieł Krzysztofa Pendereckiego na świecie - w tym także jego dzieł scenicznych? Oczywiście ogromnie doniosłą rolę odgry­wa tu sam twórczy talent, in­dywidualność muzycznego my­ślenia, bujność inwencji oraz rzadkie dziś mistrzostwo kom­pozytorskiej techniki. Decydu­jący jednak wydaje się fakt, iż Penderecki jako jeden z bardzo nielicznych i współczes­nych kompozytorów potrafił wytworzyć własny styl, po którym poznaje się bez więk­szego trudu jego muzykę - niezależnie od przemian, jakie jego twórczość w poszczególnych okresach przechodzi; styl, który w dodatku przemawia do szerokich rzesz odbiorców.

W większym zaś bodaj stopniu decyduje o tym fakt, iż w dziełach swoich, poczynając gdzieś od połowy lat sześćdziesiątych, zawsze prawie sięga Penderecki do treści uniwersalnych, ważnych i żywo poruszających współ­czesnego człowieka. "Diabły z Loudun" poprzez drastyczne epizody libretta poruszały pro­blem nietolerancji i duchowe­go ucisku jednostki; "Raj utracony" dotykał odwiecznych spraw kondycji ludzkiej. Po­dobnie miała się rzecz z "Pa­sją wg Łukasza" i "Polskim Requiem". Z kolei w "Czarnej masce" ewokuje się atmo­sferę psychicznego zagrożenia jednostek żyjących w pozor­nej zgodzie i spokoju; rzecz przy tym ujęta jest w atrak­cyjną formę sensacyjnego psychokryminału o mistrzowsko stopniowanym napięciu, co już jest zasługą sztuki nie­mieckiego pisarza Gerharta Hauptmanna, która posłużyła tu za kanwę libretta.

"Czarną maską" rozpoczął Penderecki, jak sam mówi, pewien nowy etap w swej twórczości, zamknąwszy nie­jako poprzedni etap zainspi­rowania tradycjami późnego romantyzmu. Jeżeli mielibyś­my szukać etykietki określa­jącej jakoś charakter jego muzyki w tej najnowszej, trzeciej z kolei operze, to chy­ba najbliższe prawdy byłoby tu pojęcie neoekspresjonizmu (ciekawe, że ramy czasowe tego dzieła są niemal iden­tyczne jak w "sztandarowych" niegdyś dla tamtego kierunku operach Ryszarda Straussa "Salome" i "Elektra", a obszerny monolog - spowiedź głównej bohaterki także tu stanowi mocną kulminację utworu - choć oczywiście nie te zewnętrzne szczegóły są tu istotne). Jest to jednak okre­ślenie tylko przybliżone - kompozytor czerpie tu bowiem swobodnie z różnych źródeł twórczej inspiracji, wprowa­dza tam, gdzie wynika to z treści motywy protestanckich chorałów, a także cytaty z własnych dzieł ("Dies irae", "Te Deum"), zadziwia mistrzostwem polifonicznej tech­nik w zespołowych scenach, gdzie posługuje się nawet 13-głosowym kontrapunktem. A mimo tej całej różnorodności dzieło, przeniknięte intensyw­ną wewnętrzną dynamiką i ekspresją, odbiera się jako spójną całość, wywierającą silne wrażenie na odbiorcy. I na tym m. in. polega jego wielkość.

Akcja opery umiejscowiona jest w XVII stuleciu tuż po za­kończeniu wojny trzydziestoletniej, w dzisiejszym Bolkowie na Dolnym Śląsku (z regionem tym związany był blisko twór­ca tekstu dramatu, urodzony w Szczawnie-Zdroju, a zmarły już po drugiej wojnie światowej w swej niewielkiej posiadłości pod

Jelenią Górą, zaś Gerhart Hauptmann w swej sztuce na­dał jej postać osobliwego "tań­ca śmierci". Istotną rolę odgry­wają tu też sprawy związane z... handlem niewolnikami, choć wydawałoby się, że dotyczyły one innych zupełnie stron świa­ta.

Pomiędzy działającymi osoba­mi zachodzą skomplikowane związki, zaś treść sama ma cha­rakter po trosze sensacyjny - stąd też dokładne rozumienie tekstu w każdym momencie jest dla recepcji dzieła sprawą dość zasadniczą. Dlatego też, poj­mując wyrażaną przez kompozy­tora niechęć do tłumaczenia tekstów jego dzieł na inne ję­zyki (a "Czarna maska" napisana została do niemieckiego oryginału) sądzimy, że w tym akurat przypadku słowa, pada­jące ze sceny, winny być zrozu­miałe dla całej widowni. Różnonarodowa publiczność, na pre­mierze to co innego...

"Czarna maska" jest dzie­łem do wykonania bardzo trudnym. Tym większe uzna­nie i podziw należy się rea­lizatorom, jak i całemu zespo­łowi poznańskiego Teatru Wielkiego pod dyrekcją Mie­czysława Dondajewskiego za znakomite doprawdy przygo­towanie tej premiery (i to w oryginalnej niemieckiej wer­sji językowej). Ryszard Peryt jako inscenizator i reżyser znalazł, jak się zdaje, klucz właściwy do odczytania treści dzieła i zrealizował swą koncepcję z imponującą pre­cyzją, zaś klimat owej treści wspiera z powodzeniem oprawa scenograficzna Ewy Sta­rowiejskiej - toteż przebieg dzieła nieprzerwanie fascynował widza.

Warto też zwrócić uwagę na doskonałe dobranie arty­stów wykonawców jako typów ludzkich do charakterów odtwarzanych postaci (rzecz w naszych teatrach, zwłasz­cza operowych, raczej rzad­ka). Wielką i wymagającą za­równo walorów głosowych, jak i ogromnego wewnętrznego napięcia partię Benigny wspaniale odtworzyła na pre­mierowym przedstawieniu Ewa Werka. Znakomitym Burmistrzem - jej mężem był Józef Kolesiński, świetne cha­rakterystyczne postacie żydow­skiego kupca i zaufanego sługi stworzyli Radosław Żu­kowski i Aleksander Burandt. Także i odtwórcy skromniej­szych partii, jak Joanna Kubaszewska w roli urodziwej Mulatki Arabelli, Jerzy Kul­czycki jako hrabia Ebbo, Ja­nusz Temnicki - opat, Ma­rian Kępczyński, Wiesława Piwarska i inni spisali się znakomicie. Na szczere pochwały (choć śpiewał tylko za sceną) zasłużył chór, przygotowany przez Jolantę Dota-Komorowską.

Toteż premiera ta z pew­nością może być zapisana w annałach Opery Poznańskiej jako wielki sukces kompozy­tora, ale także i zespołu tego teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji