Artykuły

Ukryta wiara

"Boże mój!" Anat Gov w reż. Marka Piasecznego w Teatrze Mazowieckim w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w portalu Teatr dla Was.

Konstrukcja dramatu Anat Gov, próbującego skonfrontować świętość z ludzkością, do tego unurzanego w oparach psychologii, jest dość prosta, a cała opowieść zaczyna się wręcz niewinnie. Choć na scenie nie ujrzymy psychoanalitycznej leżanki, to zobaczymy Boga w jego psychicznym rozpadzie, będziemy świadkami próby rozliczenia jego działań na przestrzeni kilku tysięcy lat. W Teatrze Mazowieckim tekst izraelskiej dramatopisarki broni się głównie dzięki kreacjom aktorskim Doroty Landowskiej i Andrzeja Mastalerza. Bo trzeba od razu przyznać, że reżyser Marek Pasieczny nie bardzo wiedział jak przetransponować to wszystko, co dzieje się w słowach, na sceniczne działania. Symboliki też w tym spektaklu jest jak na lekarstwo. Pozostaje nieco przydługa anegdota, która momentami nie wychodzi poza ramy banalnej przypowieści. Ale na szczęście pozostaje też przede wszystkim dialog, który choć nie pozbawiony naiwności i sformułowań niekiedy w swej deklaratywności irytujących, próbują unieść na swoich barkach aktorzy. Nie jest to zadanie łatwe, bo rysunek postaci w "Boże mój!" jest raczej mało pogłębiony, a komizm - zresztą świetnie wygrywany przez Mastalerza - ogranicza się do zabiegów nieszczególnie skomplikowanych. Dlatego warto jeszcze raz powtórzyć o sukcesie aktorów, którzy potrafili przy braku reżyserskiego konceptu, wyjść z tego pojedynku obronną ręką.

Na pierwszy plan wysuwa się postać Andrzeja Mastalerza, który znalazł ciekawy sposób na pokazanie "neurotyczności" swojego bohatera - nienaganna artykulacja i jakby celebrycka lekkość znajdują tutaj swoje pełne uzasadnienie, co działa interesująco w kontraście do postaci Elli, która w pierwszej fazie rozmowy objawia swój delikatny dydaktyzm, by w miarę trwania spotkania zabarwić je cynizmem, a nawet brakiem skrupułów w próbach argumentowania swoich racji. I to swoiste iskrzenie na linii obojga protagonistów i tego jakie tezy stawiają, może budzić nasze największe zainteresowanie. Choć powiedzmy od razu, że zarzuty stawiane wobec Boga nie mają tutaj w sobie cienia resentymentalnego.

Landowska swoje rozgoryczenie czy rozżalenie maluje bardzo dyskretnymi środkami wyrazu, nie zapominając o tym, jak wiele zależy od nas samych, od naszych myśli będących kreatorem własnych wizji Boga, jego natury i wiary w niego. Pani psycholog, będąca matką chorego na autyzm syna, stara się na wszystko co boskie patrzeć z perspektywy czysto ludzkiej. Wobec zuchwałości stwórcy terapeutka stara się zachować przenikliwość analitycznego spojrzenia i kobiecą żywość intelektu, nawiązując do losów różnych postaci biblijnych, stara się udowodnić, jak boskie milczenie i brak wrażliwości na krzywdy innych, wpływa na życie jego wyznawców. W finale pada z jej ust słowo "miłość" i takimi korepetycjami z miłości, choć okraszonej cierpieniem, można nazwać spotkanie dwojga bohaterów, które dzięki sile aktorskiego wyrazu wychodzi na szczęście poza zwykłe repetytorium z naszej wiedzy na temat teologii.

Cieszy znakomita forma dawno nie oglądanego Andrzeja Mastalerza. I choć zamyka on swoją postać w bardzo czystej, dyskretnej i jakby wyciszonej formie, jego gra nie jest pozbawiona dynamiczności. A przecież łatwo w przypadku takiego bohatera popaść w sztuczną teatralność, w parodystyczne czy karykaturalne eksponowanie gestów przynależnych takim emocjom, jak przebaczanie, złość czy współczucie. Mastalerz doskonale odnajduje się zarówno w momentach przemilczeń, rozmyślań czy w chwilach pełnych wyciszenia, kiedy przyznaje się do utraty swojej siły i do tego, jak bardzo potrzebuje pomocy. I wtedy jego postać staje się prawdziwie wiarygodna, autentyczna i głęboka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji