Artykuły

Poznań. Przyznano Medale Młodej Sztuki 2016

Na początku lutego kapituła Medali Młodej Sztuki przyznała sześć medali w kategoriach: taniec, literatura, sztuki wizualne, muzyka poważna i animacja kultury. Ich wręczenie nastąpi podczas uroczystej gali 10 marca w Centrum Edukacyjno-Kongresowym UM. Dziś przedstawiamy naszych laureatów.

Monika Błaszczak

Za głowę pełną tańca i ciało, które myśli

Ponad 200 uczniów zaanektowało wszystkie zakamarki szkoły baletowej. Tańczą, wpatrując się i wsłuchując w krążącą pomiędzy nimi Monikę Błaszczak. Trwa próba do premiery "Śnienia" w jej choreografii. Po premierze - matura. A po maturze Tel Awiw, Londyn czy Bruksela?

Do szkoły przy Gołębiej trafiła z Gorzowa Wielkopolskiego późno, niektórzy twierdzą, że za późno, żeby naprawdę dobrze tańczyć klasykę. Ale ona uważa, że nie ma rzeczy niemożliwych. Kiedy się ją pozna bliżej, ta wiara się udziela.

- Sypiasz czasem? Jesz coś? Odpoczywasz choć trochę? - pytają czasem zaprzyjaźnieni dorośli. - Jasne! - odpowiada niezmiennie pomiędzy kolejnymi wyjazdami, próbami, projektami, pomysłami i egzaminami zdanymi na piątkę. - Nigdy nie miałam tyle energii, co teraz. Wciąż się dzieją takie cuda... - dodaje. I opowiada o ludziach, których spotkała, spektaklach, które widziała, książkach, które przeczytała. Fascynuje ją teatr Kantora i Piny Bausch. Intrygują różne formy zapisu ruchu.

Szczuplutka, wyprostowana, długie włosy spięte w kok albo związane w koński ogon - tak zwykle wyglądają kandydatki na primabaleriny. Monika też. Ale ona ma w sobie coś jeszcze. Jest bardzo twórcza, świetnie zorganizowana i samodzielna, a równocześnie posiadła niezwykle rzadki dar zjednywania do siebie innych ludzi. Jej koledzy ze szkoły, których zaangażowała w pracę nad "Śnieniem" mówią o niej w samych superlatywach:

- Jest kreatywna i pomysłowa.

- Jest najbardziej pracowita z nas wszystkich!

- Jest niezwykle ciepłą i serdeczną osobą. A pierwszaczki Maja, Maja, Maja, Sonia i Karina wykrzykują chórkiem, stojąc przy poręczy schodów jak przy drążku: - Monika jest jak starsza siostra, pozwoliła nam wymyślić nasz układ, ma dla nas czas, rozmawia z nami. Uwielbiamy ją!

Premiera "Śnienia" już 13 marca o godzinie 20 w ramach Festiwalu Atelier Polskiego Teatru Tańca. To nie jest pierwszy spektakl młodziutkiej tancerki. Wcześniej założyła twórczą grupę KUNA (Kreatywni Uśmiechnięci Nawet Artystyczni). Rok temu w Scenie Roboczej odbyła się premiera autorskiego przedstawienia "Dziś są moje urodziny", do którego Monika zaprosiła rodzinę i przyjaciół (tancerzy, muzyków, plastyków), zacierając granicę między widzami i artystami oraz wypłacając wszystkim (także widzom) symboliczne honoraria. Wcześniej wygrała też finał projektu "Wiem, co piszę" przekonując jury, że "kultura powinna być za darmo". - Wiem, że to utopia, ale czym byłaby kultura bez wiary w niemożliwe" - pytała przewrotnie.

Jako finalistka projektu "Wiem, co piszę" w Scenie Roboczej stworzyła znakomity, ruchowy "zapis" Baraku Kultury przy Grunwaldzkiej. Dzięki jej pomysłowi, budynek, który tętnił kulturalnym życiem, a dziś przeznaczony jest do rozbiórki, można "zatańczyć" w dowolnym miejscu na ziemi i ocalić pamięć o nim. Z sukcesem wzięła udział w kilku konkursach choreograficznych, tanecznych, literackich.

Jej pierwsze artystyczne próby są bardzo dojrzałe, świadome. Taneczną pasję wspiera talent literacki i ogromna wiedza humanistyczna. Kulturowy kontekst, w którym swobodnie porusza się Monika, wykracza daleko poza maturalny kanon.

Stypendium artystyczne Miasta Poznania zainwestowała w wyjazdy na egzaminy do najlepszych europejskich szkół. Po maturze może zacząć naukę w ramach Dance Journey Kibbutz Contemporary Dance Company w Izraelu albo w londyńskim Trinity Laban Conservatoire of Music and Dance. Jej marzeniem jest jednak P.A.R.T.S. w Brukseli - pierwszy etap audycji ma już za sobą, w kwietniu czekają następny.

Przyjaciele stają na rzęsach, żeby zebrać fundusze na czesne - to są drogie szkoły. Medal Młodej Sztuki dostaje za "głowę pełną tańca i ciało, które myśli" z życzeniami: żeby realizując swoje ambitne plany, pozostała serdecznym, ciepłym, ciekawym świata i ludzi człowiekiem oraz zachowała wiarę w niemożliwe.

***

Urszula Kluz-Knopek

Za mącenie zmysłów i wizualne dreszcze

Niektóre z jej prac poznaniacy mogli oglądać w ubiegłym roku na kontrowersyjnej wystawie "O włos", której osią były właśnie ludzkie włosy. O kobiecości, śmierci i przemijaniu Urszula Kluz-Knopek opowiada w sposób bezpośredni, jej artystyczne wypowiedzi są radykalne, często szokujące. Dla wyrażenia siebie woli używać obrazów niż słów, bo jak twierdzi, jest to język dla niej łatwiejszy i czytelniejszy, posługując się nim czuje się bezpiecznie. - Słowa często są dla mnie niejasne i problematyczne - przyznaje Urszula Kluz-Knopek.

W jej pracach rządzą natura, seksualność, cielesność. Śmierć. Wszystko to czasem tak żywe i dosłowne, że aż... odpychające. I hipnotyzujące jednocześnie. Jak choćby w cyklu "Vemal", gdzie obok siebie obecne są martwe zwierzęta w białej pościeli i nagie ciała, młode, stare, jakby porzucone nad potokiem. Niedoskonałe.

Trudno się dziwić tym skrajnościom. Urszula Kluz-Knopek jest osobą, która nowy rok rozpoczęła od śniadania złożonego ze stęka i szampana. Takie egzotyczne i odważne zestawienie musi być zapowiedzią dobrego, kreatywnego czasu dla artysty. - I rzeczywiście tak jest - przekonuje. - Dopiero co skończyłam montaż wystawy w rodzinnym Ustroniu. Podsumowuje ona dziesięć lat mojej artystycznej działalności i otwiera nowy rozdział w życiu, a jednocześnie pozwala mi spojrzeć krytycznie w przeszłość.

Właśnie otworzyła też przewód doktorski na poznańskiej uczelni. - Jestem wzruszona i bardzo się cieszę z nominacji do Medali Młodej Sztuki. To dla mnie ogromne wyróżnienie i zaszczyt, ale przede wszystkim motywacja do dalszej działalności - zapewnia. - Cieszę się, że to właśnie w Poznaniu będę pracować nad doktoratem. To miasto jest dla mnie wyjątkowe.

Wyjątkowy jest też temat, jaki obrała na doktorat. Jej badania skupiać się będą na przemijaniu w kontekście japońskiej maksymy "Mono no aware". To kategoria estetyczna starożytnej sztuki japońskiej wyrażająca melancholię przemijania i tradycyjną wrażliwość na patos rzeczy. - Chodzi o to, aby pochylić się nad emocjami towarzyszącymi odbieraniu piękna i jednocześnie nad świadomością jego przemijania, nad ulotnością, nieuniknioną przemijalnością - wyjaśnia. - Kultura Zachodu jeszcze nigdy tak mocno jak dzisiaj nie uciekała od śmierci, nie spychała jej na boczne tory. Być może miejsce jej oswajania jest właśnie w sztuce - zastanawia się artystka.

Urszula Kluz-Knopek ma 31 lat. Urodziła się w Ustroniu, gdzie obecnie mieszka. Jest artystką intermedialną wykorzystująca w swoich działaniach instalację, wideo i fotografię. Absolwentka Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu od kilku lat jest też właścicielką graficznego Studia Bakłażan oraz członkinią STGU (Stowarzyszenia Twórców Grafiki Użytkowej). Prywatnie jest mamą, fanką zdrowego stylu życia i aktywną pasjonatką sportów walki.

***

Katarzyna Gondek

Za prozatorski instynkt i liryczną wyrazistość

Czym jest da Pani ta nagroda?

- To jest coś bardzo miłego. Bo bardzo miło jest, kiedy ktoś coś zauważa, bo po to się chyba coś robi, żeby ludzie czytali albo oglądali. A z tego, że moje rzeczy, mnie ktoś zauważył to ja się mogę tylko cieszyć.

Pisze Pani wiersze, pisze Pani powieści, ale jest też filmowcem. Co było najpierw?

- Pisanie było pierwsze, bo pisanie jest najbardziej podręczne. Jest możliwe, kiedy ma się parę lat, a film pojawia się z jakąś świadomością złożoności techniki opowiadania. Najpierw stanowczo było pisanie. Dużo wcześniej. Film pojawił się razem z pełnoletnością.

Dlaczego właśnie wtedy wybrała Pani film?

- Nie wybrałam. Film do pisania dołączył. Bo filmem da się czarować. Robić magię. Da się przenosić człowieka w inne stany, a to jest czysta magia. Takie filmy, jakie sama kiedyś widziałam, chciałabym robić.

Ukończyła Pani filmoznawstwo na UAM, ale i kurs dokumentalny w Szkole Andrzeja Wajdy.

- Po latach widzę, że najważniejsze było to, że mogłam posłuchać Marcela Łozińskiego, bo to jest mocna postać. Z kompletnie innej dziedziny niż mnie przede wszystkim ciekawią, ale to, co on mówił, pracuje we mnie do tej pory i myślę, że jeszcze przez lata będzie pracowało.

W Pani twórczości dominują filmy dokumentalne. Czy tak będzie też w przyszłości?

- Nie. Ja się nie nadaję do dokumentu.

Ale robi je Pani...

- Bo to taki rodzaj filmowy, który pozwala podotykać, posprawdzać narzędzi i kolejnych etapów. Bardzo bym chciała robić dokumenty, ale myślę, że bardziej nadaję się do opowiadania niż do czystego podpatrywania.

Jest Pani reżyserką, autorką scenariuszy, producentem. Która z tych ról jest Pani najbliższa?

- Producentką jestem tylko wtedy, gdy nie mam wyjścia. Gdy okazuje się, że trzeba dorzucić do filmu to dorzucam albo znajduję gdzieś pieniądze. Najbliższa jest mi reżyseria. Jakbym miała z kim pisać scenariusze, to bym chętnie pisała.

Pani filmy zdobywają świat. "Figurę" nagrodzono w Sankt Petersburgu, a potem był festiwal Sundance w USA.

- Mi się tam podobało, ale miałam to szczęście, że pojechałam tam ze swoim dystrybutorem. I to jest chyba mądry sposób na jazdy na takie festiwale, bo wtedy się je odbiera jako pewnego rodzaju przygodę. Jako coś po prostu przyjemnego, wspaniałego. Udało mi się zresztą zabrać tam całą ekipę, więc była to po prostu nagroda. Nagroda za to, że zaryzykowaliśmy z filmem, filmem, na który nie mieliśmy pieniędzy, a który zrobiliśmy. To jest festiwal z dobrą, mądrą energią. Poszukujący gdzieś w okolicach filmu niezależnego. Film niezależny to w Stanach zupełnie coś innego niż u nas. Ale mimo wszystko ta niezależność jest podstawą. Nie pieniądz, nie wielkie studia, tylko poczucie, że coś trzeba opowiedzieć.

Co Pani dał ten festiwal?

- Nie wiem, bo festiwal się skończył niedawno i właśnie wróciłam z miesięcznej podróży festiwalowej. Byliśmy najpierw na Sundance, potem w Clermont Ferrand we Francji, a potem na Berlinale i jeszcze sobie tego wszystkiego nie poukładałam.

Taka trasa wyniknęła z tego, że te festiwale odbywają się jeden po drugim?

- Tak. W Sundance pokazaliśmy "Figurę", a w Clermont Ferrand na forum Euroconnections - nowy projekt. Na Euroconnections opowiada się producentom, sprzedawcom, dystrybutorom o filmie, który właśnie powstaje i oni decydują się w niego zainwestować albo nie. Ja i mój producent, Paweł Kosuń, opowiadaliśmy o krótkiej fabule, którą zresztą robimy z Poznańskim Funduszem Filmowym. Film nazywa się "Deer Boy". I ten film właśnie powstaje.

To film o Poznaniu?

- Bardzo mocno osadzony na poznańskich twórcach. Natomiast wracając do Berlinale to była już zupełnie inna historia. Byłam tam na Berlinale Talents. To takie miejsce nauki i spotkań z twórcami z całego świata.

Jakie są Pani plany na ten rok?

- Musimy skończyć "Deer Boya". Mam trochę pisania, ale o pisaniu nie ma co gadać. Pisanie trzeba robić. A poza tym pisze się świeży scenariusz i zaczynam pracę nad bardzo dziwnym dokumentem. Wolę nic nie mówić, bo będzie to pierwszy taki wniosek składany do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. To tajemnica. Eksperyment.

***

Krzysztof Bączyk

Za mądre wybory repertuarowe i sukcesy operowe

Kiedy zaczęło się Pana śpiewanie?

- Bardzo wcześnie. Rodzice zapisali mnie do Szkoły Chóralnej im. Jerzego Kurczewskiego. Potem był Poznański Chór Chłopięcy i rozstanie... Miałem dosyć śpiewania. Poszedłem do normalnego liceum i szybko mi tego śpiewania zaczęło brakować. Po maturze uznałem, że moje miejsce jest na studiach wokalnych. Dostałem się do Akademii Muzycznej w Poznaniu. Wakacje zacząłem spędzać jako chórzysta na Festiwalu Operowym w Bad Hersfeld.

I tam odkrył Pan operę?

- Tak. W chórze stoi się wyprostowanym z nutami w rękach, nie można się swobodnie ruszać. A na tym festiwalu chór był włączany zawsze w akcję sceniczną, przebieraliśmy się, malowaliśmy twarze - jak była taka konieczność... Trzeba się było partii nauczyć na pamięć i zapomnieć o śpiewaniu, jakie uprawiałem w dzieciństwie.

Zakochał się Pan w operze?

- Widać tak, skoro związałem się z nią. W Bad Hersfeld dostałem dwie małe rólki. Musiałem zaśpiewać w każdej jedną kwestię, ale dla dwudziestolatka to było wielkie wydarzenie. Na trzecim roku zostałem zaproszony do realizacji opery "Lady Makbet z mceńskiego powiatu" w Teatrze Wielkim w Poznaniu, w której śpiewałem partię Popa. Co ciekawe, byłem na roli z moim profesorem i guru - Andrzejem Ogórkiewiczem. To było bardzo ciekawe doświadczenie, ponieważ mieliśmy dużo czasu na przygotowanie partii, a potem podczas prób scenicznych mogłem podpatrywać mojego profesora, jak on pracuje nad stroną aktorską. I nie chodzi o naśladowanie. W 2012 roku wystąpiłem w Teatrze Wielkim w "Eugeniuszu Onieginie" Piotra Czajkowskiego i "Hamlecie" Ambroise Thomasa.

W następnym roku pokazał się Pan w Poznaniu jako Bartolo w "Weselu Figara" i Titurel w "Parsifalu", w roli komicznej i bardzo dramatycznej. Które są Panu bliższe?

- Zdecydowane dramatyczne. Na co dzień lubię się śmiać, choć tego nie widać. Ale na scenie wolę być poważnym. Nie ukrywam, że te wielkie role basowe są jeszcze nie dla mnie. Musze trochę poczekać.

Jak Pan sobie radzi z odrzucaniem kuszących propozycji, które nadchodzą, a są przedwczesne?

- Znam swoje możliwości i kiedy otrzymuję propozycję zaśpiewania jakiejś partii, zawsze proszę o kilka dni na zastanowienie. Rozmawiam z moim profesorem Andrzejem Ogórkiewiczem i drugim moim mentorem - Eytanem Pessenem. Przeglądam partyturę, jeśli jest to dzieło, którego nie znam. Mam świadomość, że dla młodego basa nie ma

zbyt wiele partii basowych i muszę na nie poczekać. Nie miałbym problemu z ich odśpiewaniem, ale w teatrze operowym nie tylko o to idzie. Trzeba jeszcze stworzyć postać i być w tym wiarygodnym. Poza tym, chcę śpiewać długo.

W 2012 roku pojawił się Pan na jednym z najbardziej prestiżowych festiwali operowych - Festival d'Aix en Provence.

- Już podczas studiów w Poznaniu dostałem się do Akademii Operowej, która działa przy Operze Narodowej w Warszawie. Dzięki temu mam kontakt ze znakomitymi pedagogami. Dzięki Akademii Operowej trafiłem na przesłuchania do Festival d'Aix en Provence. Najpierw wystąpiłem w operze współczesnej "La Mandragora". Potem zostałem zaproszony do udziału w "Czarodziejskim flecie". W ubiegłym roku śpiewałem partię Melisso w operze Georga Friedricha Handla "Alcina".

Na Festivalu d'Aix en Provence zauważyła Pana dyrektorka Opery z Zuridiu i wybitny dyrygent Marc Minkowski. W efekcie...

- Zostałem zaproszony na przesłuchania do Zurichu. W sezonie 2016/2017 będę etatowym śpiewakiem tego teatru i wystąpię w pięciu operach, a latem będę śpiewał Masetto w "Don Giovannim" Mozarta na Festiwalu w Drottningholms Slottsteater niedaleko Sztokholmu. Dyrygować będzie Marc Minkowski.

Ma Pan sporo ról operowych na koncie. Co jest największym problemem młodych śpiewaków?

- Zacząć śpiewać w teatrze. Mnie się udało.

***

Viktoria Nowak

Za zdobycie tytułu Młodego Tancerza Eurowizji 2015 i debiut w "Infolii"

Viktoria Nowak kocha scenę a scena ją. Ma w sobie to nieuchwytne coś, co pozwala rozpoznać ją nawet wtedy, kiedy tańczy w zespole. Bardzo wcześnie, będąc uczennicą Ogólnokształcącej Szkoły Baletowej w Poznaniu, zaczęła występować na deskach Teatru Wielkiego w Poznaniu. Najpierw wzięła udział w realizacji baletu Ludomira Różyckiego "Pan Twardowski". Potem była Klara w "Dziadku do orzechów" i solówka w "La Sylphide". W "Jeziorze łabędzim" i "Kopciuszku" tańczyła w corps de ballet. Viktoria bardzo wcześnie rozpoczęła życie konkursowe. Odnosiła sukcesy, ale ten największy odniosła rok temu na Konkursie Eurowizji Młody Tancerz Roku. Zapytana, jak zwycięstwo wpłynęło na jej życie, odpowiada: - Dodało mi sił i wiary w siebie, ponieważ wcześniej miałam z tym problem. Mimo sukcesów na konkursach, ciągle nie wierzyłam w siebie. Po Konkursie Eurowizji to się zmieniło. Wygrana otworzyła mi oczy, że może ze mną nie jest tak źle, skoro wybitni fachowcy wybrali mnie. Na pewno jestem bardziej rozpoznawalna. Ale w balecie klasycznym prawie nikt na ten sukces nie zwraca uwagi.

W zespołach baletowych liczy się coś innego: role, które zatańczyłam. Niektórzy stawiają wymagania w postaci stażu pracy, inni szukają tancerek do konkretnych ról... I dlatego postanowiłam, że zostaję w Poznaniu. Daję sobie czas na zbudowanie repertuaru.

Miniony rok dla Viktorii Nowak był pracowity (konkursy, matura) ale obfitował w liczne sukcesy (m.in. na VIII Międzynarodowym Konkursie Baletowym "Złote Pointy" w Szczecinie została zwyciężczynią, najlepszą absolwentką szkół baletowych w Polsce oraz laureatką publiczności). Rok temu wchodziła do Gmachu pod Pegazem jako uczennica szkoły baletowej. Od pół roku pracuje w nim jako koryfejka. Zatańczyła w premierowym wieczorze baletowym, na który złożyły się "Serenada" Georga Balanchinea i "Infolii" Jacka Przybyłowicza. I to był sukces Viktorii, udowodniła, że zwycięstwo na Konkursie Eurowizji w Pilznie było zasłużone.

- Z Jackiem Przybyłowiczem pracowałam podczas przygotowań do Konkursu Eurowizji. To on stworzył dla mnie choreografię, którą włączył potem do "Infolii" - opowiada Viktoria. - Ponadto dostałam jeszcze duet w tym spektaklu, co dało mi wielką satysfakcję.

W Teatrze Wielkim Viktoria nadal tańczy w zespole w "Jeziorze łabędzim". W "Kopciuszku" awansowała i kreuje postać jednej z czterech Wróżek. Wkrótce zaczyna próby do "Romea i Julii", baletu, w którym wcześniej nie tańczyła.

- Pracę w teatrze znałam i byłam przygotowana na to, że panują tu inne warunki - mówi Viktoria. - Pan dyrektor Mirosław Różalski, z którym przez ostatnie trzy lata w szkole pracowałam, przygotował nas na tę zmianę. Dawał nam szanse, abyśmy pracowali samodzielnie. Dawał nam wolną przestrzeń, co teraz się przydaje. Szybko więc się odnalazłam, a poza tym pracuję z moimi koleżankami z klasy - Julią Korbańską i Hanią Właź. Jest jeszcze Daria Ozga - starsza od nas o rok. Trzymamy się razem.

Viktoria Nowak jest tancerką wszechstronną. Równie dobrze czuje się w tańcu klasycznym, jak i współczesnym. Kilka dni temu wystąpiła w operze "Jenufa" Leośa Janaćka, w której zetknęła się z nowym dla niej stylem tańca. Zapytana, gdzie widziałaby siebie w przyszłości, odpowiada: -W zespole, który ma w swoim repertuarze balety klasyczne i choreografie współczesne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji