Artykuły

Cisza przed brawami

"Juliusz Cezar wierzy w poranek" w reż. Małgorzaty Wdowik w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Iga Herłazińska w portalu Teatr dla Was.

Na scenie dwoje aktorów ubranych w dresy. A jeszcze przed aktorami - ciemność i męski głos zza kulis. Głos spokojny i stonowany, a jednak wywołujący uczucie niepokoju. Głos przewidujący reakcje widzów. Odwołujący się do tego, co było, i tego, co jest. Głos, który dużo rozumie i potrafi tę wiedzę wykorzystać w praktyce. Głos w sprawie teatru.

Widz już od pierwszych minut spektaklu ma wrażenie, że bierze udział w przedziwnym eksperymencie. Głos, dochodzący z głośników, zwraca się bezpośrednio do każdego z widowni - tak jakby był z wszystkimi na "ty". Opowiada o swoich emocjach, spostrzeżeniach, wchodzi z widzem za kurtynę. Mówi długo, spokojnie, bez pośpiechu, wprowadzając tym samym nerwową atmosferę, co jest zresztą - i do czego się przyznaje - jego celem. Odwleka moment rozpoczęcia właściwej części przedstawienia. Widz jest zdezorientowany, zagubiony. Czuje się dokładnie tak, jak opisuje to głos. Widz siedzi obok drugiego widza, którego zna lub który jest mu obcy, i dzieli z nim swój czas, zastanawiając się, co ciekawszego mógłby robić w tym momencie. Widz kaszle, wierci się i chrząka. Ale przede wszystkim - jest współtwórcą spektaklu.

Przedstawienie "Juliusz Cezar wierzy w poranek" jest próbą odtworzenia - na podstawie materiałów archiwalnych - spektaklu "Juliusz Cezar" w reżyserii Kazimierza Dejmka. Sztuka ta miała premierę w roku 1960. W najnowszym przedstawieniu śmierć ukazano w sposób karykaturalny. Wyśmiane zostają aktorskie próby artystycznego uśmiercenia swojego bohatera. Piotr Trojan i Dominika Biernat pokazują na scenie przykładowe wizje odejścia Juliusza Cezara. Niektóre z nich są absurdalne, inne dość kontrowersyjne. Obłaskawienie przemijalności przez jej wcześniejsze obśmianie wydaje się głównym punktem spektaklu. Ale czy na pewno? Gdy na scenę wjeżdża katafalk, a na nim ciało okryte białą płachtą, aktorzy wykonują taniec kopulacyjny w rytm piosenki zespołu Wieszcze Niespokojne. Ta scena jest szczególnie szokująca - tym bardziej, że Trojan i Biernat mają założone na twarz kominiarki. Muzyka cichnie, a widownia wstrzymuje oddech.

Zaczyna się kolejny etap eksperymentu. Nagrywanie ciszy. Widz jest przyparty do muru, zaskoczony, po raz kolejny zdezorientowany. Aktorzy, którzy proszą o milczenie - przed brawami, w przerwie pomiędzy aktami, w zepsutej windzie. Nerwowy śmiech, pokasływanie, czasem zaskakujące reakcje. Wszystko zapisane. Jako dowód na to, że ślad - po życiu, po spektaklu, po każdym człowieku - zostaje na zawsze. Albo chociaż na chwilę, krótki moment, który zmienia wszystko. Po ciszy - wcale nie koniec. Umiera Porcja, w sposób zwyczajny, banalny. Przed brawami - tymi właściwymi, nie symulowanymi w celu nagrania - zapada krótka cisza.

Reżyser Małgorzata Wdowik stworzyła przedstawienie awangardowe, które bez wątpienia zostałoby docenione przez Kazimierza Dejmka. Przemijalność człowieka przeplata się tutaj z przemijalnością teatru. Przecież teatr nie istnieje bez widza. Człowiek i teatr tworzą integralną całość. Człowiek umiera, a spektakl schodzi z afisza. A jednak są ludzie - tacy jak Juliusz Cezar - którzy żyją wiecznie w pamięci kolejnych pokoleń. A jak jest ze spektaklem? Wdowik próbuje udzielić na to pytanie odpowiedzi. Tylko czy nie jest ona zbyt metaforyczna, dostępna tylko dla niektórych widzów?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji