Artykuły

Dramat dwóch kobiet we wnętrzu

"Jenufa" w reż. Alvisa Hermanisa w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

"Jenufa" Leoša Janáčka w konfrontacji z "Halką" Stanisława Moniuszki na scenie Teatru Wielkiego w Poznaniu pod względem teatralnym wygrywa, pod względem muzycznym - rzecz gustu

"Jenufa" Leoša Janáčka natychmiast budzi skojarzenia z "Halką" Stanisława Moniuszki. Halka topi własne dziecko, a synka Jenufa topi jej macocha. Jak zachowuje się otoczenie? Mimo różnic, w gruncie rzeczy podobnie.

Poza tematem oba dzieła dzieli wszystko. Łącznie z tym, że "Jenufa" przedostała się z Moraw na sceny światowe, a "Halka" pozostała operą lokalną. Ciągle - jak chcą tego jej zwolennicy - czeka na odkrycie.

Leoša Janáčka zainteresował się folklorem, podobnie jak Strawiński czy Bartok. I dzięki temu zwrócił na siebie uwagę. Nie był zwykłym kompozytorem folklorystą. Brał z niego to, co napędzało jego wyobraźnię. Zdawał sobie również sprawę, że czas oper z pięknymi ariami czy duetami już minął. A poza tym, o czym miałaby śpiewać w swojej arii dzieciobójczyni? "Jenufa" to dramat muzyczny rozpisany na monologi i dialogi czasami mocno postrzępione. Kompozytor nie zrezygnował z prozy oryginału (libretto Janacek stworzył sam w oparciu o sztukę Gabrieli Preissovej napisaną prozą).

Alvis Hermanis reżyser i scenograf - posłużył się tą samą metodą co kompozytor. Nie interesuje go rekonstrukcja myślenia Janáčka. Z folklorystycznej opowieści (fabuły) wybiera to, co go interesuje. A interesuje go powtarzalność dramatu. Dzieciobójstwo ciągle się zdarza, gazety pełne są takich informacji. Wzięte w folklorystyczną klamrę teatralną, nabiera głębszej wymowy niż opis w gazecie.

Pierwszy akt rozgrywa się na Morawach, na początku XX wieku. Historię nieszczęśliwej miłości wiejskiej dziewczyny oglądamy jakby na obrazie, płasko, bez perspektywy. Na podobnej zasadzie oparte są relacje bohaterów. Opowieść ujęta jest w ramę charakterystyczną dla twórczości plakatowej Alfonsa Muchy, przedstawiciela czeskiej secesji, rówieśnika kompozytora. Do takiej samej sytuacji teatralnej wrócimy w akcie trzecim.

To, co jest pomiędzy, reżyser rozegrał współcześnie. W zapyziałym pokoju Kostelnićka (Barbara Kubiak) przetrzymuje Jenufę (Monika Mych-Nowicka), która w tajemnicy przed światem urodziła nieślubne dziecko. Kostelnićka chce dla pasierbicy jak najlepiej, kiedy okazuje się, że ojciec dziecka - Śteva (Piotr Friebe) nie chce jej za żonę, topi dziecko. Liczy, że może wtedy odtrącony przez Jenufę Laca (Rafał Bartmiński) ożeni się z nią. Dawno w teatrze operowym nie oglądałem tak fascynującego obrazu teatralnego. Scena jakby żywcem wyjęta z brutalistów a nie opery wywiedzionej z morawskiego folkloru. Barbara Kubiak stworzyła kreację aktorską, gubiąc zupełnie naturalne piękno swojego głosu. Jej zwyczajność scenicznego bycia, przerażała. Doskonale w tej konwencji teatralnej odnalazła się również Monika Mych-Nowicka, która znalazła takie środki aktorskie i wokalne, które pozwoliły zagrać na scenie szaleństwo zaszczutej kobiety w sposób niezwykle naturalny.

Szkoda, że Hermanis za bardzo bawi się operą. Używa wszystkich środków, które machina teatralna daje: mamy więc reinterpretację folkloru (kostiumy), mamy secesyjną ramę, która cały czas się rusza, do tego mniej lub bardziej adekwatnie użyte projekcje multimedialne, wreszcie tancerki, które "tłumaczą" ruchem muzykę płynącą z kanału orkiestrowego..., co odrywa uwagę widza od akcji scenicznej i od muzyki Leoša Janáčka. Chociaż, prawdę powiedziawszy, orkiestra pod batutą Gabriela Chmury nie była atutem tego przedstawienia: brzmiała płasko, zawsze tak samo głośno, bez cienia finezji, bez cieniowania nastrojów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji