Artykuły

Okrutna gra o szczęście

"Pełnia szczęścia" Charlesa den Texa i Petera de Baana w reż. Adama Orzechowskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Grażyna Antoniewicz w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

Legenda o przeżyciu się teatru pochodzi stąd, że teatr dzisiejszy często idzie w ogonie życia, zamiast je wyprzedzać - pisał niegdyś malarz, filozof Leon Chwistek.

Sztuka "Pełnia szczęścia" holenderskiego duetu: Charlesa den Texa i Petera de Baana, na pewno nie wlecze się w ogonie życia, lecz ukazuje problem, który coraz częściej dotykać będzie ludzi, którzy w pogoni za karierą, pieniędzmi, wygodnym życiem bez zobowiązań nie chcą mieć dzieci, a kiedy się na nie decydują albo jest już za późno na macierzyństwo, albo... nie ma na horyzoncie partnera.

Tak jest w przypadku bohaterów sztuki - energicznej singielki, cynicznej i bezwzględnej finansistki Mary (gra ją Sylwia Góra -Weber) i małżonków: wziętej prawniczki Ellen (w tej roli Małgorzata Brajner) oraz bogatego biznesmena Toma (Marek Tynda). W Marze budzi się w instynkt macierzyński, ale ma już 37 lat, jest samotna, więc szuka ojca dla swojego dziecka, który musi być męski, inteligentny, przystojny.

Zwierzyna i myśliwi

Bank spermy to zawsze ryzyko, a może dawcą nasienia powinien zostać ktoś kogo dobrze zna? Ktoś taki jak mąż jej przyjaciółki Tom... Znają się od lat, więc byłaby to przysługa bez żadnych dalszych zobowiązań. Ale co na to Ellen, przyjaciółka z dzieciństwa? Rozpoczyna się przewrotna gra między trojgiem bohaterów. Dziecko jest w niej nieważne, to zabawka, która ma dać Marze szczęście. Jak na tę propozycję zareaguje Tom?

Dowiadujemy się też, dlaczego Ellen zrezygnowała z macierzyństwa. Mówi: "Nie zniosłabym myśli, że muszę zrezygnować z pracy, że każdy krok staje się wyborem między moim dzieckiem a moją pracą, każdego dnia, wciąż to samo pytanie. Czy mam czas dla tego klienta? Czy mogę pójść do sądu? Kto się zajmie dzieckiem." Ale czy Tom też chciał tego rodzaju życia?

Nie będę opowiadać akcji, żeby nie psuć przyjemności widzom, którzy wybiorą się do teatru. A wybrać się na Scenę Kameralną w Sopocie warto.

Napięcie jak w dobrym kryminale rośnie w miarę rozwoju wydarzeń, a zakończenie tej historii na pewno zaskoczy.

Pokazany jest cynizm bohaterów, ich bezwzględność, nieliczenie się z nikim ani niczym, aby tylko osiągnąć swój cel. Jest to świat bez zasad i norm moralnych. Świat, w którym tak łatwo z myśliwego można stać się zwierzyną i wpaść we własną pułapkę.

Teatr aktorem stoi

Teatr współczesny to ten, który umie wyrazić niepokoje swojego czasu. To teatr, który nie pozostawia publiczności obojętnej ani znudzonej. A czego chce widz? Czy solidnych, "wziętych z życia" melodramatycznych fabuł, czy "życiowej rozrywki", a może awangardowej formy? Na pewno oczekuje emocji i dobrego aktorstwa, bo teatr aktorem stoi i basta. Jakby nie obracać tego banału, zawsze aktor wygrywa.

Charakterystyczna dla aktorstwa tego przedstawienia - nieosiągalna bez reżyserskich cugli - jest zasada "grania na partnera", budowanie własnej roli w dialogu.

Szczególnie interesująca wydała mi się postać Ellen, w którą wcieliła się Małgorzata Brajner. Jej bohaterka mieni się wieloma odcieniami. To perfekcyjna pani domu, kochająca żona, ale też kobieta bezwzględna, okrutna.

Marek Tynda pozostaje niezmienny w każdej sytuacji, ale nie czepiajmy się drobiazgów, skoro przedstawienie ogląda się znakomicie.

Sylwia Góra-Weber jako Mara to postać niejednoznaczna, zagrana bardzo oszczędnymi środkami wyrazu, wyciszona. Cyniczna manipulanta czy też ofiara? Na to pytanie widz musi odpowiedzieć sobie sam.

Scena jest w tym przedstawieniu prawie pusta, sterylna. Scenograf Magdalena Gajewska po bokach umieściła ekrany, na których pojawiają się migotliwe obrazy ukazujące zgiełk, pośpiech, chaos świata. Głęboko z tyłu widnieją trzy lustra w posrebrzanych ramach. U góry legary - żelazne szyny; kiedy zjeżdżają w dół, stają się np. nowoczesnym stołem. Dekoracji i rekwizytów jest niewiele. To znak rozpoznawczy wielu scenografii Magdaleny Gajewskiej.

Reżyser Adam Orzechowski sprawnie poradził sobie z częstymi zmianami miejsca akcji i budowaniem napięć między aktorami.

Muzykę skomponował Filip Kaniecki alias MNSL, jak dla mnie - zbyt głośną i drażniąca, ale przyjmuję, że to w pełni świadome działanie.

"Pełnia szczęścia" nie jest spektaklem ponurym, choć ukazuje okrucieństwo świata, w jakim żyjemy. Są w nim też momenty komiczne, np. gdy Mara mówi: Nie, seks jest wyborny. Ellen: Jeśli jest dobry. Mara: Naturalnie. Zły seks jest niewybaczalny. Ellen: Tom? Słyszysz?

Ta sztuka to ostrzeżenie i jednocześnie pytanie, dokąd nas zaprowadzi cyniczne wygodnictwo, tworzące świat bez zasad moralnych i bez uczuć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji