Korona
Po fali zachwytów musiała przyjść moda wybrzydzania na Dürrenmatta. Cała pociecha, iż zgłaszając pod jego adresem pretensje i zarzuty, obracamy się nadal w kręgu spraw teatralnych, mówimy o teatrze. Pomstując na innych autorów, zajmujemy się czymś, co może jest antykiem, współczesnym fotoplastikonem, towarzyską zabawą - z teatrem prócz nazwy ma jednak niewiele wspólnego. Dürrenmatt uniknął przynajmniej zagospodarowania w amatorszczyźnie. Wygłaszając kazania - pamięta, że jego kazalnicą jest scena. Wie, jak bardzo różni się dialog w teatrze od prozy powieściowej. Rozumie, iż nie należy rezonować po kropce, pointować przy szatni... Dzięki tekstowi Dürrenmatta - Teatr Dramatyczny mógł zamknąć sezon popisem pracy reżyserskiej Ludwika René i rewią pomysłów scenograficznych Zofii Wierchowicz. Autorzy dostali role - rzecz dziś w teatrze rzadsza niż premiery. Wanda Łuczycka, Barbara Horawianka, Zbigniew Zapasiewicz, Mieczysław Voit, Franciszek Pieczka, Józef Nowak - grali, co samo w sobie zakrawa na cud: zwykle oglądamy na scenach znakomitych aktorów zamienionych w statystów, w przechodniów czekających na zmianę świateł, które się zacięły. Stoją i stoją, od czasu do czasu wymieniając nieuprzejmości. Gani się Dürrenmatta za bezceremonialność, z jaką sięga po klasyków. W przypadku "Króla Jana" umożliwił on wystawienie najrzadziej grywanego utworu Szekspira, kroniki historycznej, obejmującej najwcześniejszy okres walk o władzę w Anglii: przełom XII i XIII w. Ucznia i epigona Brechta zafascynował obraz historii, targowiska i magli, gdzie królowa rozmawia z królem, jak stróżka ze stróżem na podwórzu czynszowej kamienicy. Dürrenmatt dostrzegł również w tekście możliwość pokazania materialności władzy poprzez rekwizyt: koronę. Ta korona jest nie jedynie złoconą blachą. Jej ruch determinuje ludzkie losy. Znaczy więcej niż głowy, na których spoczywa przez chwilę.
Szekspir, Brecht... Wizyta starszego pana wyszła Teatrowi Dramatycznemu na dobre.