Artykuły

Pożegnanie aktorki

BARBARA GRUDZIŃSKA-MADEJ, nazywana przez wszystkich panią Basią, albo po prostu Basią, była aktorką w dawnym, dobrym stylu. Była też niewątpliwie osobowością i wiele do teatru wnosiła. Kochała scenę, interesowała się jej sukcesami. Żyła teatrem nawet wtedy, kiedy już oficjalnie przestała w nim pracować - wspomnienie o zmarłej w styczniu płockiej aktorce.

Wraz z mężem Władysławem, także aktorem, przychodzili na każdą premierę. Pani Barbara komentowała spektakl, udzielała życzliwych rad młodym aktorom, chwaliła. Lubiła teatr taki, jaki był w początkach jej kariery, teatr gwiazd, do którego przychodziło się, by oklaskiwać aktorów, zanim spopularyzowała ich telewizja. "Ja się w życiu nagrałam" - powiedziała mi w jakiejś rozmowie. Rzeczywiście w jej biografii aktorskiej ról i teatrów było bardzo dużo.

Urodzona na kresach, debiutowała w "Damach i huzarach", na scenie w Bielsku-Białej. Grała w Teatrze Nowym w Zabrzu i teatrze w Opolu, gdzie poznała swojego męża. Przewędrowała przez kilkanaście scen - od Jeleniej Góry przez Kalisz do Koszalina. Zagrała tam między innymi Dulską w "Moralności Pani Dulskiej", Widmo ze sztuki "W małym dworku". Wśród przechowywanych przez nią pieczołowicie fotografii, jest unikalne zdjęcie z Teatru 13 rzędów Jerzego Grotowskiego w Opolu.

Dama w eleganckim kapeluszu i jasnych rękawiczkach, spacerująca z mężem każdego dnia - taką ją zapamiętamy nie tylko w pejzażu Skarpy. Tam mieszkała, przyjmowała przyjaciół z tej samej ulicy. Ilekroć spotykałam ją na spacerach, zatrzymywała się, by porozmawiać. Zawsze się uśmiechała, mówiła coś miłego, nawet wówczas, gdy choroba nie pozwalała na radość.

Uroda predestynowała ją do ról dramatycznych. Z bogatego archiwum zdjęciowego aktorki wyłania się twarz o wyrazistych, harmonijnych rysach. Grane przez nią postacie były nieco chłodne, wyniosłe. Z sentymentem wspominała rolę Księżniczki Eboli w "Don Carlosie" Schillera, którą grała w Jeleniej Górze, na początku kariery aktorskiej. Na odwrocie fotografii z tego przedstawienia napisała dedykację dla mamy: "Miłość to jedyny klejnot, którego blask nigdy nie zmierzchnie". Była Księżniczką Sieniawianką w sztuce "Uciekła mi przepióreczka" Żeromskiego i Muzą w "Wyzwoleniu" Wyspiańskiego.

Do teatru płockiego pani Basia przyjechała razem z mężem w sezonie 1978/79. Państwo Madejowie mieli wtedy dwie propozycje, ale wybrali Płock. Widzowie i krytycy zapamiętali Barbarę Grudzińską jako: Ciocię w znakomitej inscenizacji "Czarodzieja ze Szmaragdowego grodu", Matkę Powstańca w "Karczmie" Krzysztofa Choińskiego. Razem z mężem zagrali małżeństwo Borkowskich w "Karykaturach" Kisielewskiego, spotkali się też na scenie w "Damach i huzarach". Z ogromną przyjemnością uczestniczyli oboje w jury konkursów recytatorskich w szkołach i placówkach kultury.

Mieszkanie państwa Madejów zdobią plakaty teatralne i książki. Pani Basia dużo czytała, czasem robiła zapiski, prowadziła własne archiwum. Jedną z kopert zatytułowała "Moje lepsze zdjęcia". Na którymś z nich zanotowała: "To jedyna sprawiedliwość tego świata. Wszyscy będziemy starzy, choć niektórzy później."

W środę, pierwszego lutego, na cmentarzu komunalnym w Płocku pożegnali ją rodzina i przyjaciele.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji