Artykuły

MARCHOŁT GRUBY A SPROŚNY

Kasprowicz traktował "Marchołta" jako swoje opus magnum; pisał to dzie­ło przez wiele lat, szlifo­wał je i uzupełniał. Pierw­sze wydanie z 1920 r., re­zultat pracy prawie dwóch dziesięcioleci, nie było jeszcze wersją zamkniętą. Dopiero w 1930 r., już po śmierci pisarza, ukazał się w kształcie ostatecznym "Marchołt gruby a sproś­ny; jego narodzin, życia i śmierci misterium tragiko­miczne". Na sceny trafił późno, po raz pierwszy grany był w latach trzydziestych, naj­pierw we Lwowie a później w Poznaniu. Przed pa­ru laty przypomniał "Mar­chołta" widowni poznań­skiej Marek Okopiński a ostatnio LUDWIK RENÉ wystawił Kasprowiczowskie misterium tragikomi­czne w Warszawie.

Opinie współczesnych o "Marchołcie" oscylowały mię­dzy uznaniem sztuki za arcy­dzieło a zupełną odmową war­tości filozoficznych i poetyc­kich. Prawda nie jest chyba taka skrajna. "Marchołt" nie należy oczywiście do arcydzieł klasy "Fausta" i zestawienie go z dziełem Goethego, co czynione było zresztą nie bez sugestii samego Kasprowicza, do niczego nie prowadzi. Epo­ka Kasprowicza, modernizm, nie tylko w Polsce nie stworzyła dzieł tego formatu. Ale już porównania z Ibsenowskim "Peer Gyntem" wcale tak źle dla naszego autora nie wypa­dają. A właśnie na odniesie­nia do "Fausta" i "Peer Gynta" natykamy się przy wszyst­kich omówieniach "Marchoł­ta". Wydaje się, że dwie ostatnie konfrontacje tragikomi­cznego misterium ze współ­czesną widownią pozwalają są­dzić, iż pozostanie ono czymś więcej niż tylko pozycją z hi­storii literatury. Byleby nie wymagać, aby "Marchołt" do­równywał "Faustowi". Modernistycznemu wydaniu Jedermana ALI BUNSCH dał secesyjne dekoracje. Trochę żartobliwe, coś w rodzaju ilustracji do cytatu z "Marchołta"

... wypowiedział niby mową...

że ze życia, że ze świata

pospolitą my kawiarnię

niby czynim...

Proszę zwrócić uwagę, że cy­tat ten, będący mottem całej inscenizacji, sprawia wrażenie jakby wyszedł spod pióra Ernesta Brylla. Wróćmy do sce­nografii. Pluszowe, czerwone kanapy z dwóch stron sceny niby w kawiarni z początku wieku, w tle metalowa kon­strukcja z esów floresów, jak­by wyjęta z podręcznika hi­storii sztuki z rozdziału o se­cesji. Jest nawet krzak dzikiej róży, symbol tak charaktery­styczny dla Młodej Polski; jak pamiętamy, nawet jeden z to­mów wierszy Kasprowicza no­si tytuł "Krzak dzikiej róży". Bunschowi udał się wcale in­teresujący pastiche. W tej scenerii René rozgry­wa Kasprowiczowski morali­tet, historię narodzin, życia i śmierci Marchołta, ludowego bohatera wzorowanego na Jedermanie - owym Każdym, ze średniowiecznego dramatu. Historię Kogoś, kto chciał zba­wić świat i skończyć jak zwy­kle kończą mesjasze. "Obok interesującej... stylizacji - czytamy w jednej z prac o Kasprowiczu - przyniósł "Marchołt" ciekawe i nowa­torskie propozycje dramaturgiczno-teatralne... jest to: jasełkowo-szopkowa umowność przestrzeni, czasu i realiów, groteskowe i burleskowe mo­tywy widowiskowe - a więc elementy, które odegrały du­żą rolę w teatrze awangardo­wym dwudziestolecia". René starannie okroił tekst ze wszystkiego co przegadane, obciążające główną myśl mo­ralitetu; natomiast rozbudował inscenizacyjnie groteskę i bur­leskę, jasełka i szopkę, co w zestawieniu z młodopolskim językiem i pastiche'owymi ce­chami dekoracji i kostiumów daje dobre efekty. Marchołto­wa tragikomedia, w zgodzie z autorem (choć nie mógł on przewidzieć, że z czasem to, co było serio w jego epoce, stanie się dodatkowym ele­mentem zabawy) pełna jest ru­chu, tańca, aniołów (przezabawne!) Prezentują modne ko­żuszki w długościach od mini do maxi, heroldów śmierci, nimf i satyrów. To przedsta­wienie trzeba oglądać, nie tylko śledzić jego przebieg. Scenograf i reżyser utkali je z wielu aluzji, żartów, kpinek. A Marchołt zmagający się ze złem świata? "Walka toczy się między upostaciowaniem sił natury a indywidualnością ludzką". Kasprowicz zachowu­jąc konwencje średniowieczne­go moralitetu z jego podzia­łem na cztery etapy życia ludzkiego odpowiadające czte­rem porom roku, prowadząc Marchołta od narodzin do śmierci, nie uczynił swego bo­hatera biernym pionkiem, o który zmagają się złe. i dobre siły. Marchołt jest w tej grze jedną ze stron, pełnoprawnym partnerem René zamknął przedstawienie niby mocnym akordem fragmentem jednego z "Hymnów" co wzmaga go­rycz autorskiego przesłania.

Tytułową rolę gra FRANCI­SZEK PIECZKA; jest trochę zbyt ascetyczny i nadto ref­leksyjny jak na Marchołta grubego i sprośnego; na szczęś­cie ma potężny, niski głos i nadrabia głosem to, czego nie dostaje ciału. Przedstawienie jest dobrze, na wyrównanym poziomie grane; lista aktorów sięga kilkudziesięciu osób, ograniczę się więc do wymie­nienia tylko tych, którzy naj­lepiej utrwalili ml się w pa­mięci. A więc TADEUSZ BAR­TOSIK w roli Kogoś Innego, czyli upostaciowanego zła. KATARZYNA ŁANIEWSKA jako Wiórkowa. MAŁGORZA­TA NIEMIRSKA jako Królew­na (ciekawy debiut) oraz MIECZYSŁAW STOOR i JÓZEF NOWAK (Ministrowie).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji