Z Sali Prób
W WARSZAWIE w Teatrze Dramatycznym, rozpoczęła się przed laty przygoda teatralna Tadeusze Różewicza. "Kartoteka", debiut dramatopisarski świetnego poety, który teatrem zainteresował się wtedy, gdy był już dojrzałym, wybitnym pisarzem, wydała się zdarzeniem o nietuzinkowej wartości. Nie pomylono się wtedy. "Kartoteka" wraz z "Dwoma teatrami" Szaniawskiego, z "Niemcami" i "Pierwszym dniem wolności" Kruczkowskiego, z "Konduktem" Drozdowskiego i ostatnio "Rzeczą listopadowa" Brylla, stała się jednym z kilku najważniejszych tekstów dramatycznych literatury powojennej. Przez kilka następnych lat Teatr Dramatyczny pozostawał wierny Różewiczowi. Grał "Grupę Laokoona", "Spaghetti i miecz". Opuścił "Świadków, albo naszą małą stabilizację", rezygnując (?) z tej sztuki na rzecz telewizji. A potem o Różewiczu zapomniał. "Akt przerywany" grany był w stolicy na scenie podówczas amatorskiej. "Śmieszny staruszek" zawędrował do Bydgoszczy, Katowic i Wrocławia. "Wyszedł z domu" odebrany został Dramatycznemu przez Narodowy, "Starą kobietą" pokazał Jerzy Jarocki we wrocławskim Teatrze Współczesnym. Różewicza długo nie było w Warszawie. Tak jakby nadmiar premier współczesnych sztuk polskich zablokował wszystkie wolne terminy. Nadmiar premier współczesnych sztuk polskich... Nie ma tych premier prawie wcale; i nie ma w tej chwili prawie nic w dramaturgii. Na palcach jednej ręki można policzyć sztuki z dorobku ostatniego dwulecia zasługujące na granie. Ponurą mają minę kierownicy teatrów, którzy nie zrezygnowali jeszcze z nadziei, że polski dramat współczesny może się stać trzonem bieżącego repertuaru. Niewesoło jest w redakcji "Dialogu", który w kolejnych numerach chciałby drukować teksty współczesne dla teatru. A łatwiej jest wydrukować sztukę niż ją zagrać.
I oto Teatr Dramatyczny wrócił wreszcie do Różewicza. Było coś nienaturalnego w tym, że przy powszechnej posusze literackiej właśnie Różewicz - jeden z kilku dziś dramatopisarzy z prawdziwego zdarzenia -- był nieobecny w Warszawie. To prawda, że nie udało mu się jak dotąd powtórzyć sukcesu "Kartoteki", to prawda, że nie pisze sztuk dla wielkiej sceny, to prawda, że "Śmieszny staruszek" jest tylko próbą teatru, to prawda, że ta komedia--monolog zainteresuje jedynie wąskie grono bywalców teatralnych. Ale nie wolno już dziś grymasić. Ta premiera w Sali Prób jest - miejmy nadzieje - początkiem częstszych wizyt Różewicza w teatrach warszawskich.
"ŚMIESZNEGO STARUSZKA",spowiadającego się przed sądem z własnego życia i starczych grzechów, inscenizował Piotr Piaskowski. Pokazał pełen dojrzałości realizacyjnej warsztat teatralny, z rozmachem, z furia człowieka, który w jednym przedstawieniu chciałaby zmieścić kilka jednocześnie teatrów rozbudował skromne w zamierzeniu autorskim widowisko, spowiedź z sali sadowej przeniósł na ulice, na podwórze i do szpitala dla obłąkanych, prócz Różewiczowskich dziewczynek wprowadził także podpatrzonych u Weissa pielęgniarzy (Maciej Damięcki i Andrzej Polanowski), z Ionesco (czy z Różewiczowskiej "Kartoteki") wypożyczył pomysł podwójnego prowadzenia narracji, z teatru studenckiego przejął zasadę, że wiek wykonawcy może być w rażącej sprzeczności z wiekiem postaci, na drzewie zawiesił klatkę z ćwierkającym kanarkiem, wprowadził przechodzącego przez i scenę skrzypka (Kazimierz Kania), obok spowiadającego się staruszka pokazał także Drugiego(Stefan Śródka), który stanie się następnym śmiesznym staruszkiem. Jest w tym przedstawieniu obok barokowego bogactwa pomysłów teatralnych jeszcze mądrze zharmonizowana z typem literatury i intencjami przedstawienia dekoracja Jana Kosińskiego; i są dwie warte wędrówki przez plac Defilad role. Niema postać Sędziny Mirosławy Krajewskiej (w drugiej odsłonie), zamienionej w manekina o zmechanizowanych ruchach; i świetny Zbigniew Zapasiewicz, śmieszny staruszek, przypominający nam jeszcze raz o tym, jak znakomitym aktorem jest w każdej ze swoich ostatnich, brawurowo zrobionych ról ubiegłoroczny laureat nagrody Ministra Kultury i Sztuki. W Sali Prób grany jest wreszcie znowu Różewicz. Kiedy próby te staną się wielkim teatrem, w którym autor współczesny będzie mówił własnym głosem o sprawach nas wszystkich obchodzących, o sprawach , współczesnego świata? Na razie jest to jeszcze zabawa (dosyć ponura zabawa) w teatr.