Artykuły

Figura Marylinopodobna

- Jest aktorką całą gębą. Nakłada maski i stale je zmienia. Umie zagrać ciałem, jest bezpruderyjna, autentyczna, nie wstydzi się swojej fizyczności - mówi o KATARZYNIE FIGURZE reżyserka Małgorzata Szumowska.

Ogoliła głowę. Rzuciła wyzwanie publiczności. Dawniej prowokowała ją zmysłowością, teraz zaprzecza obrazowi seksownej blondynki, który towarzyszył jej przez lata. Przekracza granicę między młodością a dojrzałością. Katarzyna Figura dużo przeżyła i uważa, że jej się to opłaca.

Stale żyje na powierzeniu, ani przez chwilę w ciągu ostatnich dwudziestu lal nie kryła się przed oczami publiczności, lak na scenie wywalała swoje emocje, gorzkie rozczarowania, zawiedzione ambicje, kobiece rozterki. Jedni powiadają, że w ten sposób budowała swój gwiazdorski wizerunek, inni, że taka właśnie jest: spontaniczna, cielesna, obecna. Internauci nieustannie komentują jej poczynania, wypisują swoje, jak to oni, nie zawsze życzliwe uwagi: "Botoksik by się przydał", .Lubię Kaśkę. Fajna aktorka i nieźle wygląda", "Pani Kasia jest ładna - napisał stary, brzydki, żonaty", "Dobrze jest być młodym, niestety biologia jest nieubłagana".

Od premiery filmu "Pociąg do Hollywood" (Radosława Piwowarskiego) w 1987 r., w którym zagrała Mariolę Wafelek, wiejską dziewczynę marzącą o wielkiej amerykańskiej karierze, zna ją cała Polska. Dwa lata wcześniej Figura otrzymała dyplom aktorski warszawskiej PWST. Piotr Cieślak, opiekun roku, polecił Figurę do roli w filmie: To dziewczyna-dynamit - miał powiedzieć do Piwowarskiego. Gdy zrobiono jej zdjęcia próbne, nikt nie miał wątpliwości. Idealna do tej roli, choć przecież warszawianka z Ochoty na pozór niewiele miała wspólnego z małomiasteczkową bohaterką. Łączyły je tylko te same marzenia.

Tak narodziła się aktorka Katarzyna Figura, nasza Kasia, polska Marilyn Monroe, do której przecież wcale nie była fizycznie podobna. Z amerykańską aktorką dzieliła jednak, zauważa jeden ze znajomych Kasi, radosny, naturalny, może nawet nie do końca uświadomiony seksapil. - Instynktownie szła za jego głosem. Krążyła anegdota, że kupuje ubrania w Smyku, żeby bardziej obciskały ciało. Nosiła buty na wysokich obcasach, skromne, niemal dziewczęce sukienki bardzo wcięte w talii, wielkie dekolty. Szczery, szeroki uśmiech, niewinne spojrzenie. Kobieta-dziecko, marzenie Piotrusia Pana.

W jej głęboki dekolt zaglądali wszyscy: rozpaleni fani, grzeszni ojcowie rodzin, oburzone paniusie, kruchtowi bywalcy. - Brnęła przez naszą załganą obyczajowość niczym przez chaszcze Ciemnogrodu - ocenia Marek Kondrat. Szła jak na pochodzie pierwszomajowym przodownica z orderami, dumnie wypinając pierś do przodu. Ze swojej seksualności uczyniła transparent. - Zawsze byłam rebeliantką - mówi o sobie.

- Ma w sobie straszliwej pazerność na role, na życie, na sławę- stwierdza Janusz Zaorski. reżyser filmu "Szczęśliwego Nowego Jorku", w którym Figura grała jedną z głównych ról. Podczas zdjęć w USA przyjechał za nią bogaty Rosjanin, wyciągał z planu, gdzieś znikali, spóźniała się na zdjęcia. - Musiałem ją zdyscyplinować i potem już wszystko było OK- wspomina Zaorski. We Francji zakochał się w niej znany reżyser filmowy, w Polsce miała romans z wielką postacią świata teatru; mężczyźni, z którymi pracowała, często ulegali fascynacji jej kobiecością. Towarzyszyli jej, wspierali w zawodowych przedsięwzięciach, a mimo to długo czuła się sama, zdana na siebie.

Jej pierwsze wczesne małżeństwo nie wyszło, synem zajmowała się rodzina. A ona ciągle na walizkach, nieustannie w drodze, podążająca na zdjęcia, promocje, castingi. Ani tu, ani tam, rozdarta między Polską a światem, między zwyczajnością a niezwykłością, między przygodą a dziecinnym pokojem. Zdesperowana, zmuszona do wyboru, postawiła w końcu na aktorstwo, ale przecież nie do końca, bo stęskniona powracała z podróży do domu. Wieczny syndrom kobiety pracującej.

Jakby nigdy nic, jakby to była zwyczajna wyprawa, wybrała się w końcu do Hollywood. Tam nikt nie dopatrywał się w niej podobieństwa do Marilyn Monroe, tam była Polką, Słowianką, egzotyczną w tamtych czasach nowością towarzyską. Francuski reżyser pomógł w dostaniu się do znanej agencji aktorskiej William Morris. Posypały się zaproszenia na rauty, brunche, kolacje. Bankietowy Hollywood potrzebuje dopływu świeżej krwi. W dodatku ta Polka miała w sobie amerykańską potrzebę sukcesu. Była sexy. Reżyser Roberrt Altman, starszy, elegancki pan, poddał się jej czarowi, może nawet zobaczył w niej materiał na gwiazdę, ale producenci woleli kogoś bardziej znanego, więc nie obsadził jej, jak obiecał, w głównej roli w "Graczu". W "Pret-a-porter", w którym zagrała asystentkę kreatorki mody, jej czas na ekranie trwa 73 sekundy (w tym 14 sekund nagości). Tyle mniej więcej trwał jej spełniony American Dream.

We dnie samotność w Los Angeles doskwiera jak palący w stopy gorący piasek na plaży w Sama Monica. W chłodne kalifornijskie wieczory, gdy ulice ożywają rozrywkowym tłumem, człowiek bez zaproszenia czuje się jak szmata. Powoli przestawała być towarzyską atrakcją, spowszedniała. Coraz mniej telefonów, listów, nagrań na sekretarce. Wracała do Polski, żeby potem znów pojawiać się w Kalifornii, bo amerykański wirus wyjątkowo łatwo wnika w krew.

W kraju posypały się zaproszenia. Warszawka miała ochotę przyglądać się tej, która porwała się z motyką na słońce. Kontemplowała porażkę Figury, syciła się nią, złośliwie obmawiała za plecami. Co ona myślała? Że czekają tam na nią, że rzuci Hollywood na kolana? Naiwniaczka - to wcale nie było najgorsze określenie. Pojawiała się na imprezach ubrana w ekstrawaganckie amerykańskie ciuchy. Inna niż dawniej, mimo wszystko bardziej pewna siebie. Sporo piła, potem tańczyła na stole, na krzesłach, chciała, żeby ją widzieli, a oni tylko obserwowali spod oka. W dodatku jej głos można było usłyszeć w sekstelefonie, opowiadała tam erotyczne historyjki. Po co jej to? Co znowu wymyśliła? I tam, i tu nie ma czego szukać, brzmiał towarzyski osąd, następna stracona gwiazdeczka, którą będzie się zapraszać z łaski, aż w końcu nie będzie wypadało przyjmować takiego gościa.

Dużo opowiadała mediom o pobycie w Ameryce, o swoich przygodach, o pracy z Altmanem, o spotkaniach z innymi reżyserami i słynnymi aktorami. Prasa kobieca stała się jej sprzymierzeńcem, bo czytelniczki chciały czytać o Figurze. A ona mówiła: Zdobyłam nowe doświadczenia, sporo się nauczyłam. - Dla mnie była jak Nicholson z "lotu nad kukułczym gniazdem" - ocenia Radosław Piwowarski, który swój pierwszy film z Figurą zadedykował Billemu Wilderowi. - Usiłuje podnieść coś strasznie ciężkiego. Nie udaje mu się, ale mówi: Przynajmniej spróbowałem.

Podpatrywała grę amerykańskich aktorek, zrozumiała, że film to nie tylko realizacja artystycznej idei, ale wielka, skomplikowana produkcja. Aktorstwo to nie tylko talent, obrobiony w filmowej szkole, ale warsztat, który trzeba zmieniać i doskonalić. Na ten sam casting przychodziła ona i Meg Ryan, więc przynajmniej była szansa, aby ją pokonać. Inni nawet tego nie mieli. - Ludzie boją się usłyszeć słowo: nie. Ja, na własne życzenie, słyszałam je wielokrotnie, bo chciałam sprawdzać własne możliwości.

W Warszawie i w Ameryce na tych samych imprezach spotykała Kaia, długo nawet przez myśl jej nie przeszło, że zostanie jej mężem. Kai cierpiał na podobną chorobę co ona, tyle że on złapał polskiego wirusa. W Warszawie pojawił się w początkach lat 90. Z Amsterdamu przyjechał na rowerze, z kilkudziesięcioma dolarami w kieszeni. Był młodzieńczo szczupły, miał kasztanowe loki, teraz córka Koko Schoenhals-Figura ma podobne. Polska to była wówczas ziemia obiecana dla zbuntowanych Amerykanów, kraj nad Wisłą wydawał się obszarem nieograniczonych możliwości.

Początkowo Kai udzielał lekcji angielskiego, potem zatrudnił się w Amerykańskim Centrum Dziennikarstwa, które prowadziła znana w Warszawie Jane Dobija. Obracał się w środowisku amerykańskich ekspatów, którzy współtworzyli w rodzącym się kapitalizmie banki i agencje reklamowe. Na swoje urodziny wynajął dwa tramwaje, gości obowiązywały stroje wieczorowe. Amerykanie byli w smokingach, Polacy w ciemnych garniturach, panie w długich sukniach. Te tramwaje kilkakrotnie przejechały trasę od centrum miasta do zajezdni na Żoliborzu, mijając na przystankach oszołomionych ludzi. Niektórzy wspominają, że wśród urodzinowych pasażerów pojawiła się Katarzyna Figura, ale wówczas był to tylko towarzyski zbieg okoliczności. Nikt z obecnych nie obstawiłby ich wspólnej przyszłości.

Kai wyjechał do Kopenhagi, aby studiować w szkole filmowej. Kiedy spotkali się w 1998 r., on krążył po świecie, również między Polską a Stanami, trochę zagubiony, samotny, stale poszukujący miejsca wżyciu, wraz z kolegą otworzył w Los Angeles biuro producenckie. Przyjeżdżał na negocjacje w sprawie zakupienia praw do "Kilera" Juliusza Machulskiego. Swojej przyszłej żonie oświadczył się za granicą, ale wesele odbyło się w Polsce. Góralskie, z rozmachem, jak to u Kaia. Przyjechała jego rodzina ze Stanów, przyjaciele-ekspaci, którzy rozpierzchli się po różnych krajach, ustawiali się na stokach Tatr, robili wspólne zdjęcia, przygrywały góralskie kapele, przyjaźń polsko-amerykańska kwitła. - To Kai zdecydował, że będziemy mieszkać w Warszawie - mówi Katarzyna Figura. - W Ameryce ludzie żyją zbyt osobno, tu jeszcze ciągle trzymają się razem. Polacy są rodzinnie związani, cenią te więzy, w Stanach dużo się mówi o familijnych wartościach, ale na co dzień się ich nie przestrzega.

Od tamtego momentu Katarzyna Figura już nie sprzedaje się mediom na maksa. Jako aktorka, owszem, ale jako żona i matka chroni swoją prywatność. - Kontroluje przecieki do kolorowej prasy, daje tyle, ile chce dać- mówi Kinga Hałacińska, sekretarz redakcji pisma "Rewia". - Inna sprawa, że nie polują na nią reporterzy ani paparazzi, bo jest ciągle z tym samym mężem, nie ma spektakularnych romansów. Przeszła piekło, znalazła się w niebie, więc o czym tu pisać?

W wieku czterdziestu lat urodziła córkę Koko, w trzy lata później Kaszmir, która ma teraz niespełna rok. Wszyscy w rodzinie mają imiona rozpoczynające się na literę K. W ciągu ostatnich lat może na kilka miesięcy zrezygnowała z grania. Jako karmiącą matka na planie ściągała mleko z piersi do butelki i posyłała taksówką do domu. Czuła, że w rolach słodkich panienek już nigdy nie będzie wiarygodna. Poszukiwała dla siebie innego wcielenia.

Swoją nową szansę otrzymała od Ryszarda Brylskiego, który postanowił na podstawie pomysłu z opowiadania Olgi Tokarczuk nakręcić film "Żurek". W nim, po raz pierwszy, Figura miała zagrać przeciw swojemu emploi. - Znałem jej role filmowe, wiedziałem, że ma dobry aktorski warsztat. Instynktownie wyczuwałem, że będzie umiała wydobyć z siebie potrzebne do zagrania roli matki cechy: pierwotne odruchy, upór, niemal biologiczną determinację. Nie pomyliłem się.

Według Radosława Piwowarskiego, u którego grała w kilku filmach i serialach, Figura dla aktorstwa zrobi wszystko. - Jak będzie trzeba, utnie sobie palec. Zrobiła jednak co innego. Ogoliła głowę. Postawiła kolejny krok na drodze eksperymentowania z własną psychiką i ciałem. - Czuję się teraz odkryta, obnażona. Nie mogę się schować za włosami, które falują, zasłaniają twarz, pozwalają ukryć emocje. Zrobiła to dla roli w amerykańskim westernie "Summer Love", reżyserowanym przez Piotra Uklańskiego. Figura odtwarza w nim rolę Woman, kobiety, której największą ozdobą są wspaniałe włosy. Stale upokarzający Woman mężczyzna, aby ją ostatecznie pognębić, goli jej głowę. - Nie chciałam użyć peruki, bo scena nie byłaby tak mocna.

Łysa pokazuje się w różnych miejscach w warszawie, jej fanka i rówieśnica, kobieta, która niegdyś straciła włosy wskutek chemioterapii, mówi: - Jak łatwo jej to przychodzi, dla mnie to była klęska, a może właśnie zamiast przeżywać wstyd, trzeba było się pokazywać bez peruki. Powiedzieć sobie, na tym etapie życia właśnie tak wyglądam.

W "Alinie na Zachód", granej w Teatrze Dramatycznym, Figura z ogoloną głową pojawia się na scenie. W sztuce wypadły jej włosy, bo opuścił ją mąż. Dość słaby tekst, parę dobrych pomysłów reżyserskich, fajna scenografia i w tym wszystkim szokująca, nie tylko z powodu ogolonej głowy, Figura. Groteskowa w swojej brzydocie, niemądra, pretensjonalna, nieszczęśliwa kobieta. - Nie chcę być gwiazdą, bo gwiazd jest teraz pełno, wystarczy pokazać się na okładce jakiegoś pisma. Chcę grać.

I gra. Teraz próbuje monodram według powieści "Badania terenowe nad ukraińskim seksem" Oksany Zabuszko. Siedzi i czeka na telefon od mężczyzny, od swojej nieudanej miłości, bo właściwie już straciła umiejętność kochania. Dokonuje rachunku życia, które określił totalitarny system. Aktorka odbywa próby w apartamentach hotelu Sheraton, bo scena w teatrze Krystyny Jandy, gdzie 28 lutego ma się odbyć premiera sztuki, jest na razie zajęta. Marzyła o monodramie i jak zwykle realizuje swoje marzenia. Sama znalazła reżyserkę Małgorzatę Szumowską, która nie ma teatralnych doświadczeń, jedynie filmowe. - Wybrała mnie, a ja nie do końca wiedziałam, bo miałam jakiś wypaczony obraz, czego się mogę po niej spodziewać. Szalonej blondynki, skandalistki? Teraz wiem, że jest aktorką całą gębą. Nakłada maski i stale je zmienia. Umie zagrać ciałem, jest bezpruderyjna, autentyczna, nie wstydzi się swojej fizyczności.

Bardzo daleko odeszła od dnia, kiedy jadąc pod Głogów na zdjęcia, aby zagrać tam pierwszą w życiu rozbieraną scenę, upiła się z mającym jej partnerować Piotrem Siwkiewiczem na tylnym siedzeniu taksówki. - Byli w takim stresie, że wydawali mi się całkiem trzeźwi. Padli dopiero po nakręceniu sceny - wspomina Radosław Piwowarski. Teraz Figura wie, że potrafi zagrać wszystko, co zechce. Piękna już była, teraz chce być wielka.

Na zdjęciu: Katarzyna Figura (trzecia po prawej) w "Alinie na Zachód", Teatr Dramatyczny, Warszawa 2006 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji