ARRABAL CZYLI HISZPAŃSKIE DZIECIŃSTWO
Fernando Arrabal cieszy się dość powszechną sławą. U jednych sławą złą, u innych dobrą. Jedni, jak np. niektórzy dziennikarze pism zachodnio-niemieckich, odsądzają go od czci i wiary, inni uważają go za wybitnego dramaturga. Nie brak i takich, którzy wzruszają ramionami lub wzdychają: niestety, to siódma woda po kisielu awangardy paryskiej lat minionych. Ale jest to pisarz coraz powszechniej grany w teatrach. Grany z dużym opóźnieniem, gdyż pierwsze sztuki napisał mając lat kilkanaście, jeszcze przed przyjazdem do Francji, gdzie wydał do dnia dzisiejszego siedem tomów dramatów oraz kilka książek nowel i prozy powieściowej, i gdzie jest naczelnym redaktorem francuskiego czasopisma "Thétre".
Arrabal urodził się w roku 1932 w miejscowości Mellila, na terenie hiszpańskiego Maroka. Jako wyrostek opuszcza rodzinę, udaje się do Madrytu, skąd wyjeżdża do Paryża w 1945 roku. Francuzi odkrywają w nim talent literacki, oraz... gruźlicę, z której go leczą. Arrabal osiedla się na stałe w Paryżu, i tylko raz, w czasie wakacji 1967 roku, odwiedza swoją ojczyznę. Pod błahym pretekstem zostaje uwięziony i oskarżony o zniewagę Boga i Hiszpanii. Znanego i cenionego pisarza ratują od więzienia protesty wielu intelektualistów całego świata i nawrót choroby. Zostaje zwolniony i powraca do Francji, gdzie się leczy i tworzy. W styczniu 1969 roku wyszła w Paryżu książka Alaina Schifresa, francuskiego poety i krytyka teatralnego, nosząca tytuł "Rozmowy z Arrabalem". Posłuży nam ona do ukazania istoty twórczości dramatycznej hiszpańskiego pisarza, którego utwory z okresu młodzieńczego, "Dwaj kaci", "Modlitwa" oraz "Guernica", grane są obecnie w Warszawskim Teatrze Dramatycznym. Dwa ostatnie drukował miesięcznik "Dialog" (Nr 2 i 3 z 1969 roku). Sztuki te przełożyła na język polski Maria Sten. Wypowiedzi Arrabala przełożył autor artykułu.
NA TWÓRCZOŚCI Arrabala zaważyło jego hiszpańskie dzieciństwo. Treścią np. "Dwóch katów" jest stosunek rodziny do ojca, działacza republikańskiego. Zona, Franciszka, zdradza miejsce ukrywania się męża, którego rewolucyjnych poglądów nie podziela, następnie przyprowadza dwóch synów na posterunek policji, w którym ich ojciec jest torturowany. Matka-sadystka uważa się za kobie. tę dobrą, synów chce ustrzec przed konsekwencjami złego postępowania i dlatego każe im słuchać krzyku i jęków torturowanego ojca, zakały rodziny. Jeden z synów, Maurycy, lituje się nad ojcem i wyrzuca matce okrucieństwo, drugi, Benedykt, staje po stronie matki, która wszystko robi tylko dla dobra swoich dzieci Franciszka ma odruchy współczucia dla cierpiącego męża i litując się nad nim chce ukoić jego rany octem i solą. Maurycy nie mogąc tego wszystkiego pojąć daje się przekonać, że to on właśnie postępował źle i w zakończeniu sztuki prosi matkę i brata o przebaczenie. Aby zrozumieć, jakie było źródło inspiracji napisania tej i innych sztuk Arrabala,w których z reguły ludzie pragną być dobrzy, a dopuszczają się czynów złych, trzeba poznać niecodzienną atmosferę Hiszpanii i otoczenia pisarza, w którym wyrósł. Sam o tym mówi następująco:
"Kiedy ponownie czytam swoje sztuki, zaczynam w pełni zdawać sobie sprawę, jak wielką rolę odegrały przy ich pisaniu obsesje mojego dzieciństwa. Była mowa o "Dwóch katach"... Jest to dzieło dotyczące bezpośrednio mnie i mojej rodziny... Moja matka jest osobą bardzo dziwną i długo myślałem, że obciążają ją czyny bardzo poważne. Lecz to, co mi się zdarzyło w Hiszpanii, podczas mojego uwięzienia w lecie 1967, rzuciło mi pewne światło na jej osobowość. Nie widziałem się z nią przez dobre kilkanaście lat. Otóż kiedy wychodziłem z więzienia, czekała na mnie przed wejściem z jakąś książką w ręku; była to jedna z moich książek. Matka chciała, żebym ją zadedykował dyrektorowi więzienia w podzięce "za dobre traktowanie", choć traktowano mnie równie żle jak wszystkich. Pamiętam mnóstwo podobnych gestów matki z okresu dzieciństwa. Otaczała ją zawsze jakaś tajemniczość, która do dziś się nie rozwiała. Czyżby jej lęki, jej dziwny sposób myślenia popchnął ją do popełnienia jakichś nie do naprawienia czynów wobec mojego ojca? Te sprawy pozostają mgliste. Kiedy byłem dzieckiem, wyobrażałem sobie, że śmieci i odpadki, które nasza sąsiadka wysypywała w najciemniejszym kącie piwnicy, zmieniają się w szczury, karaluchy i w nietoperze... i że nie wykluczone, iż pewnego dnia przeobrażą się w potwora, który będzie mnie torturował bez końca. Milczenie, którym moja rodzina pokrywała pamięć o moim ojcu, przypominało mi do złudzenia owe śmieci w piwnicy... Ojciec został zatrzymany przez frankistów w lipcu 1936 roku, w przeddzień wybuchu Wojny Hiszpańskiej. Skazimy na śmierć, przebywał w więzieniu w Mellili osiem miesięcy. Potem go przewieziono do twierdzy El Hacho w mieście Ceuta. Ten epizod jego życia jest niejasny: próbował, zdaje się, popełnić samobójstwo. Ojca pamiętam słabo. Miałem cztery łata. Przypominam sobie tylko jego ręce zagrzebujące moje nogi w piasek na plaży w Mellili. Z więzienia przesyłał nam własnoręcznie robione domki dla latek, na których były napisy: "Pamiętajcie o swoim ojcu". Podobno, kiedy opuszczał Mellilę, matka zaprowadziła nas do więzienia. Ojciec chciał nas uściskać. Matka nie dopuściła do tego, ponieważ uważała go za człowieka niegodnego, gdyż miał przekonania lewicowe.
Oto klimat nienawiści, w którym Franco pogrążył Hiszpanię. W "Dwóch katach" najbardziej przejmującymi dla mnie są dwaj synowie. Jeden jest "bardzo dobry" dla matki, bardzo "grzeczny", jest podobny do posłusznej Hiszpanii. Drugi musi prosić swoją matkę o przebaczenie mu jego "buntu", mimo że ona zadenuncjowała jego ojca i że współpracuje z katami. Ucieleśnia być może inną Hiszpanię, Hiszpanię poniżoną, poniżoną chwilowo. Nie byłem tego jednak świadom pisząc tę sztukę, to bym chciał podkreślić... Pewnego dnia matka ubrała nas na czarno i oświadczyła: "Wasz ojciec nie żyje". Przypuszczam, że było to owego dnia (28.01.1942), w którym ojciec uciekł z więzienia. W mojej rodzinie jest nietaktem mówić o ojcu. I tak np. moja siostra dowiedziała się dopiero niedawno, że ojciec był skazany na śmierć. O niektórych faktach z jego życia siostra dotychczas nic nie wie, gdyż mieszka u matki, z którą nie może rozmawiać o naszym ojcu. W domu, na fotografii rodzinnej sylwetka ojca jest odcięta i bardzo długo nie wiedziałem, jak wygląda jego twarz. Pewnego dnia, grzebiąc w szafie, znalazłem jakieś listy i fotografie intymne. Byłem nad wyraz wstrząśnięty, miałem wówczas 17 lat. Od tamtego dnia przez pięć lat nie odezwałem się nawet słowem do matki ani do nikogo z rodziny. Siadałem z nimi do stołu, jadłem, lecz nic nie mówiłem. Wszyscy się ze mnie śmiali, nie dawali mi spokoju, a ponieważ wiedzieli, że piszę, pokpiwali sobie: "Ach, Fernandito! wielki poeta!", chcąc mnie w ten sposób sprowokować, lecz ja pozostałem obojętny mimo wewnętrznej urazy. Potem pojechałem do Francji."
"Matka chciała, żebym został wojskowym. Pragnęła mnie zapisać do akademii wojskowej, mojego brata również. Życzyła sobie widać, żebyśmy w żaden sposób nie mogli pokochać ojca republikanina. Moją siostrę zapisała na medycynę. Jeśli chodzi o brata, myślę, że całkowicie zeszedł na manowce... Jestem wzburzony, kiedy widzę go na zdjęciach paradującego w groteskowym uniformie frankistowskim. Trudno mi uwierzyć, że taki człowiek może kochać życie. Dziś ma już dzieci i zbyt wiele powiązań, żeby mógł się odmienić. Ja, jak tylko umiałem, bojkotowałem przygotowanie do służby wojskowej, buntowałem się przeciw matce. Zresztą w tym czasie odkryłem ukryte w domu dokumenty dotyczące mego ojca. Nie chodziłem na zajęcia, ale do Irina. Raz w tygodniu matka zmuszała mnie do przysięgania, że będę pilniejszy w nauce, pewnego dnia jednak zrozumiała wszystko i to był moment brutalnego rozstania. Wyjechałem do Tolossy z zamiarem pracowania w przemyśle papierniczym. Zostałem tam dwa lata. Kiedy stamtąd odszedłem, przyszłość, którą widziałem przed sobą, zaczęła mnie przerażać i wobec tego rozpocząłem studia na prawie, jednocześnie pracując w biurze, dużo czytając i jeszcze więcej pisząc. Pochłonąłem materiał pięciu lat prawa w ciągu trzech lat. Pracowałem dniem i nocą. Potem udałem się do Francji. Mogę powiedzieć, że pisałem zawsze i że pisałem sztuki teatralne. We wczesnym dzieciństwie trochę również rysowałem, ale to było kiepskie jak potworne bazgrały brzdąców, które dzisiaj pieczołowicie pokazuje się na wystawach.
Pisałem również wiersze, ale przede wszystkim sztuki. Był to rodzaj szaleństwa. Nie wiem skąd to się u mnie wzięło, bo w rodzinie matki nikt nie interesował się sztuką... na szczęście. W naszym domu były tylko trzy książki, "Boska komedia", "Don Kichot" i romantyczny "Don Juan" Zorrilli, bardzo popularny w Hiszpanii. Zresztą to, co napisałem nie miało nic wspólnego z literaturą. Przed studiami w Madrycie byłem wychowywany u sióstr zakonnych, blisko granicy portugalskiej. Potem u Ojców Szkolarów. Była to antyedukacja. Byliśmy trzymani krótko. Stosowano tam liczne kary cielesne. Walenie kułakiem, kopniaki. Wszystkie podręczniki były przesiąknięte duchem Inkwizycji. Maturalny podręcznik literatury określał Woltera jako "satanicznego potwora, który marzył o zniszczeniu kościoła", Balzac, Stendhal i Flaubert byli wymienieni tylko jako "powieściopisarze na indeksie". Niczego nie wiedzieliśmy np. o Baudelairze, Rimbaudzie, Lautreamoncie, surrealistach itd. Unamuna przedstawiano jako autora katolickiego, prawie wszystkie jego dzieła były udostępnione w wersji złagodzonej. Np. przy "Celestynie" opuszczono w podręczniku tytuł oryginalny: "Historia starej kurwy". Niełatwo mi przyszło wyzwolić się od religii. Stało się to dopiero po skończeniu przeze mnie osiemnastego roku życia. W gruncie rzeczy ta sprawa nie jest do dziś dla mnie jasna. Odszedłem od religii, jakiej mnie uczono metodami inkwizytorskimi, ale zawsze pociąga mnie idea Boga. Miejsce Boga z męczarniami zajął we mnie inny mityczny Bóg, będący w zgodzie z mitami mojego dzieciństwa. Myślę, że Bóg jest takim samym mitem jak wszystkie pozostałe. Ma jednak dla mnie znaczenie. Dlatego też jestem zdumiony, kiedy przypisuje mi się prowokację i bluźnierstwo. To zupełna niedorzeczność tak mówić o moim teatrze. Jak można uważać, że "Modlitwa" i "Komuniantka", to "świntuszenie"! Ja, kiedy wracam do tych sztuk, czuję się trochę zażenowany, gdyż wydaje mi się, że są to sztuki nazbyt sentymentalne."
"Modlitwa", jednoaktówka Arrabala pisana jeszcze w Hiszpanii, odzwierciedla tęsknotę młodego autora za ludźmi dobrymi. Problem bycia dobrym, jak sam autor mówi, jest kluczem do jego teatru: "W moim teatrze ujawnia się fascynacja dobrocią i jednocześnie obrzydzenie. Dobroć jest w nim zawsze obecna, znienawidzona i święta<." Jeśli wnikniemy w atmosferę pruderyjnej religijności i obłudy, z jakimi wiążą się nieodparcie dla Arrabala, wychowanego w Hiszpanii, pojęcia "dobroci" i "uczciwości", zrozumiemy sens "Modlitwy", sztuki o dwojgu młodych ludziach, którzy chcą być dobrzy, ale chcą przy tym żyć pełnią życia i wobec tego nie wiedzą, jak pogodzić chęć bycia dobrym z naturalną potrzebą użycia. Oto wymowny fragment tej sztuki:
LILBE To wcale nie takie prosie być dobrym.
FIDIO Wcale nie proste.
LILBE A będę mogła kłamać?
FIDIO Nie.
LILBE Nawet w sprawach bez znaczenia?
FIDIO Też nie.
LILBE I nie będziemy mogli chodzić na cmentarz
i bawić się tam Jak dawniej?
FIDIO Tak. Dlaczego by nie?
LILBE I tak jak dawniej wydłubywać oczy zmarłym?
FIDIO O, co to, to nie.
LILBE A zabijać?
FIDIO Nie.
LILBE Pozwolimy więc dalej żyć ludziom?
FIDIO Oczywiście.
LILBE Tym gorzej dla nich.
FIDIO Czy ty naprawdę nie rozumiesz, co należy
robić, żeby być dobrym?
LILBE Nie.(po chwili) A ty?
FIDIO Niezupełnie, (po chwili) Ale mam tę książkę, to się dowiem.
LILBE Ty wciąż z tą książką!
FIDIO Wciąż.
LILBE A co się stanie potem?
FIDIO Potem? Potem pójdziemy do nieba.
LILBE Oboje?
FIDIO Tak, oboje. Jeżeli będziemy się dobrze sprawowali.
LILBE A co tam będziemy robić?
FIDIO Bawić się,
LILBE Zawsze?
FIDIO Zawsze.
LILBE (Z niedowierzaniem) To niemożliwe.
FIDIO Możliwe. Zapewniam cię, że możliwe.
LILBE Jak?
FIDIO Bo Bóg jest wszechmogący. Robi rzeczy niemożliwe. Cuda.
LILBE To ci dopiero!
FIDIO Po prostu, robi je.
LILBE Ja, na jego miejscu, też bym je robiła.
FIDIO Posłuchaj co mówi Biblia: "A przywiedli do Niego ślepego i prosili go, aby się go dotknął. I ująwszy ślepego za rękę, wyprowadził go poza wieś, a plunąwszy na oczy jego i włożywszy nań swe ręce, zapytał go czy widzi. A on spoglądając rzeki: Widzę, niby drzewa, ludzi chodzących. Po czym znowu włożył ręce na oczy jego, i począł widzieć i został uzdrowiony, tak, że jasno widział wszystko".
LILBE Jakie to ładne!
FIDIO Mówił, że trzeba być dobrym.
LILBE To będziemy dobrzy.
FIDIO i że trzeba być jak dzieci.
LILBE Jak dzieci?
FIDIO Niewinni jak dzieci.
LILBE To trudne.
FIDIO Spróbujemy.
LILBE Dlaczego cię to teraz napadło?
FIDIO Miałem już tego dosyć.
LILBE Tylko dlatego?
FIDIO Poza tym, to cośmy robili do tej pory, było nieładne.
LILBE A co ma znaczyć, to z niebem?
FIDIO Tam właśnie pójdziemy, po śmierci.
LILBE Dopiero wtedy?
FIDIO Tak.
LILBE Nie możemy tam pójść wcześniej?
FIDIO Nie.
LILBE To mało zabawne.
FIDIO Nie ma na to rady.
LILBE A co będziemy tam robić?
FIDIO Już ci powiedziałem: będziemy się bawić.
LILBE Chciałabym, żebyś mi to jeszcze raz powtórzył, (po chwili) To chyba niemożliwe.
FIDIO Będziemy jak aniołowie.
LILBE Jak ci dobrzy, czy Jak ci drudzy?
FIDIO Ci drudzy nie idą do nieba, ale do piekła. To są diabły.
LILBE I co tam robią?
FIDIO Cierpią męki: smażą się na ogniu.
LILBE Ładna różnica!
FIDIO To byli źli aniołowie i zbuntowali się przeciw Bogu. LILBE Dlaczego?
FIDIO Z pychy. Chcieli być ważniejsi niż Bóg.
LILBE To lekka przesada!
FIDIO Nawet gruba.
LILBE Nam wystarczy o wiele mniej.
FIDIO o wiele.
LILBE Słuchaj: chcę być dobra. Od zaraz.
FIDIO Już zaczynamy.
LILBE Jak to? Tak od razu?
FIDIO Tak,
LILBE Nikt tego nie zauważy.
FIDIO Ależ tak. Bóg zauważy.
LILBE Na pewno?
FIDIO Tak. Bóg widzi wszystko.
LILBE Nawet Jak robię siusiu?
FIDIO Nawet to.
LILBE Teraz będę się wstydziła.
Teatr Arrabala jest teatrem powszedniości, ale to powszedniość ukazana od strony jej niezwykłości. "Guernica", trzecia ze sztuk udostępnionych polskiemu czytelnikowi i widzowi teatralnemu, ukazuje dwoje starców zasypanych przez bombardowanie w czasie Wojny Domowej. Zwykłe reakcje tych ludzi wobec niezwykłych okoliczności, próba wytłumaczenia sobie "na chłopski rozum" sytuacji absurdalnych ("Bombardują, bo chcą wypróbować bomby"), pozwalają Arrabalowi w tej sztuce (a i w innych także) stworzyć atmosferę poetycką, w której jest miejsce również na rekwizyty symboliczne, jak np. "Drzewo wolności", będące troską pary zagubionych starców. Jest tu miejsce również na optymizm: mimo że starcy giną prawdopodobnie pod zwaliskiem gruzów, znad ruin unoszą się czerwone baloniki, które symbolizują w zakończeniu sztuki przewidywane zwycięstwo.
Droga Arrabala na scenę nie była łatwa. Teksty jego sztuk, wydawane książkowo, całe lata czekały na realizację teatralną. Uważano go za twórcę eklektycznego w stosunku do teatru Becketta i Ionesco, mimo że pisząc swoje utwory, Arrabal nie znał sztuk francuskiej awangardy. Sztuki, które omawialiśmy, łącznie z najlepszym chyba jego utworem, pt. "Cmentarz samochodów", były napisane przed osiemnastym rokiem życia pisarza, dziś ma on lat 36 i dopiero od kilku lat zdobywa sobie uznanie teatrów na świecie. Trzeba było aż uwięzienia go przez frankistów w 1967 roku, żeby zaczął być szerzej znany i grany. Wcześniej, dla celów reklamowych, stworzył swoistą teorię tzw. teatru panicznego (wywodząc ją od imienia greckiego boga Pana), próbował też zwrócić na siebie uwagę przez ekscentryczne ubieranie się i odpowiednie pozy do fotosów zamieszczanych w prasie. Publikował również auto-wywiady, w których zadaje sobie najprzekomiczniejsze pytania, a pośrednio nabija się ze snobistycznych odbiorców kultury na Zachodzie. Oto fragment takiego wywiadu zamieszczonego w amerykańskim miesięczniku teatralnym "The Drama Review":
Arrabal: Gdzie pan spędzi swoje najbliższe wakacje?
Arrabal: Robię co w mojej mocy, by je spędzić w więzieniu hiszpańskim. Czy takiej pan oczekiwał odpowiedzi?
Arrabal: Co pan myśli o następującym przysłowiu przypisywanym Konfucjuszowi: Dwanaście jajek i trochę szczęścia mogą przynieść panu trzynaście kurcząt?
Arrabal: Już Konfucjusz był panicystą: wierzył w szczęście. Arrabal: Jak pan myśli, kiedy pan zostanie członkiem Akademii Francuskiej, bądź - przez pomyłkę - Akademii Hiszpańskiej?
Arrabal: Nie wiem. Pragnąłbym zostać członkiem jednego z tych ciał; po to, by móc stworzyć jedną z owych efemerycznych "sztuk panicznych", bądź happeningów. Nadawałyby się do tego wyśmienicie...