Wojna, sadyzm i modlitwa
Dobrze, że możemy zobaczyć Arrabala w Warszawie. Ten -Hiszpan, piszący po francusku, zrobił furorę na małych scenkach Paryża i stąd powędrował po wielu miastach Europy. Warto poznać to, co dziś budzi zainteresowanie gdzie indziej. Choćby nawet było tylko przejawem mody. Bądź co bądź to jakiś nurt współczesności teatralnej, który może nam się podobać lub nie, ale który powinniśmy zauważyć. Nie ma sensu traktować Arrabala jako kapłana awangardy i nowatorstwa w teatrze lat sześćdziesiątych - choć za takiego bywa obwoływany. W istocie podejmuje on chwyty, które wprowadziła awangarda sprzed lat dziesięciu i więcej. Ale, mój Boże, czy koniecznie musi się być w teatrze zawsze nowatorem? Czy nie wystarczy korzystać w sposób zręczny z dotychczasowego zasobu środków dramatycznych, mieć coś do powiedzenia, by w efekcie końcowym trafić w zainteresowania i wrażliwość współczesnych? Arrabal korzysta z dorobku poprzedników w sposób zręczny. Ma z pewnością coś niecoś do powiedzenia. A efekt końcowy: może nie jest to najlepsza literatura, ale zupełnie dobry teatr. Teatr, który chce łączyć mocny erotyzm z obrzędową ceremonią, sadyzm z miłością, poezję nadrealizmu z brutalnym naturalizmem, patos z trywialnością, grozę ze śmiesznością. Teatr, który chce swą gwałtownością zaszokować mieszczańskiego widza - tak jak sam Arrabal swymi wyskokami w życiu prywatnym stara się zirytować zaśniedziałego w konserwatyzmie mieszczucha. Teatr, który chce działać na widza nie tyle droga intelektualną co bezpośrednim wstrząsem. Na przedstawieniu w Teatrze Dramatycznym nie doznałem wstrząsu, ale trzy pokazane tam jednoaktówki wydały mi się interesujące i pod względem teatralnym frapujące. Przy tym po niedawnym obejrzeniu na dużej scenie tegoż teatru "Życia snem" uderzało, jak bardzo tkwią one w literaturze i sztuce hiszpańskiej. Wprawdzie w "Guernice" Arrabal podkpiwa sobie z tych, którzy w narodzie hiszpańskim zawsze widzą cechy Goyi, Garci Lorci czy Bunuela, ale sztuki jego nieodparcie nasuwają skojarzenia z tymi twórcami. A nawet z Calderonem i jego barokową chaotyczną bujnością. Dwie z tych trzech jednoaktówek: "Guernica" i "Franciszka i kaci" łączą się tematycznie z wojną domową w Hiszpanii. Arrabal przeżył ją i jej skutki w dzieciństwie i sprawa ta ciąży nad nim obsesyjnie. "Guernica" pokazuje okrucieństwo tej wojny - i wojny w ogóle - okrucieństwo faszystowskiej soldateski w konfrontacji z losem dwojga starych ludzi, których w Teatrze Dramatycznym doskonale wyraża Tadeusz Bartosik i głos Wandy Łuczyckiej za sceną. "Franciszka i kaci" to przetworzenie osobistych wspomnień rodzinnych autora: matka dwóch synów denuncjuje na policji własnego męża i z sadystyczną satysfakcją asystuje przy jego torturowaniu. W roli matki Wanda Łuczycka pokazuje zapiekły sadyzm i obłudę; synów grają: Tadeusz Bartosik i Ryszard Pietruski. Rzecz dzieje się również w czasie wojny hiszpańskiej, nie o wojnę tu jednak idzie, ale o burzenie mitu świętości rodziny z sięgnięciem do środków z arsenału Freuda. Między tymi dwiema sztukami jest "Modlitwa" - dialog, który umiejętnie prowadzą Zofia Rysiówna i Ryszard Pietruski i który atakuje religianctwo, odsłaniając jego podszewkę również z mocnym zabarwieniem sadyzmu. W ten sposób powstał tryptyk, rozprawiający się z trzema sprawami: wojną, zwyrodnieniem rodziny i religianc-twem.
Sztuki Arrabala dają szerokie pole dla inwencji reżysera. Helmut Kajzar okazał tę inwencje, jak również wyczucie stylu w całym przedstawieniu. Ujął je w poetyce nadrealizmu. z czym doskonale współbrzmiała scenografia DANIELA MROZA. Złagodził ostrość kontrastów Arrabala, wyrównał je w jednolity, jakby pośredni nastrój. Być może, bardziej odpowiada to wrażliwości polskiego widza. Ale i w takim ujęciu ten teatr okrucieństwa brzmi ostro i sugestywnie.