Artykuły

Z Baranem w Bodrum

Krakowski Salon Poezji. Wiersze Józefa Barana czytali Anna Dymna i Krzysztof Orzechowski. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Możliwe, ba, pewne jest, że kiedy wiosną roku 2012 Józef Baran patrzył gdzieś w Turcji na starego żółwia - żółw spozierał na Józefa Barana. Spozierał i dumał: "Boże dobry! Prawie ja, tylko że na tylnych łapach wędruje! I zdjął skorupę, co mądre jest, bo przecież już diabelnie ciepło na świecie - ale jak on to, skurczybyk, zrobił!"

Trzy lata później - na ostatnim Salonie Poezji, Salonie z wierszami Józefa Barana - Krzysztof Orzechowski przeczytał frazę: "Anachroniczny wędrowiec, przybłęda czasu i przestrzeni, ponad którym śmigają samoloty i odrzutowce lądujące na pobliskim lotnisku". Smacznie powiedziane. Tak, lecz o kim? O żółwiu, czy o Baranie? I właściwie - który z nich to napisał?.

Rzecz jasna - Józef Baran. Takim wędrowcem jest żółw w drobnej prozie "Spotkanie z żółwiem w Bodrumie" z tomu "Szczęście w czapce niewidce i 99 nowych wierszy". Żółw wygląda, jakby ukrywał się w górach, nie wiedząc, że dokumentnie staniały odwieczne smaki świata. Lecz brnie, zadziwiając siłą woli. Idzie, sprawiając wrażenie, że wie, dokąd, i że inaczej niż współcześni ludzie - pojmuje, co doń mówią krajobrazy i kosmos. Idzie tak żółw, a obok idzie Baran. Albo Baran, a obok niego żółw. Idą, Ślepa Miłość zaś otwiera im oczy, jak otwierała zawsze, by przekazać najważniejsze przesłanie. "Istnieć, Istnieć, Istnieć... Przedłużać Istnienie", notuje przesłanie Baran. Baran albo żółw. Przedłużać istnienie odwiecznych smaków świata. Przedłużać na przykład - w słowach.

Rzecz jasna, zestawiając Barana z żółwiem nie wiek i nie budowę ciała mam na myśli. Nie o takie dowcipy niskopienne chodzi, w ogóle nie o żarty. Chodzi o nieustępliwe, może i nieuchronne zadziwienie starymi potrawami: słońcem o brzasku, nieogarnioną ciszą nad łąkami o zmierzchu, falowaniem mgieł, kruchością ptaków, zapachem siana, nie do pojęcia piękną harmonią krajobrazu, szarością wróbla, samotnością bociana, macierzyństwem, upartym czasem i milczeniem w odpowiedzi na pytanie: "Po co?" W tomie "Szczęście w czapce niewidce..."

Baran wraca do tego wszystkiego. Który to już raz? Który to już raz żółw powtarza przejście, idzie "skrajem kamienistej dróżki, wciskając się między głazy, rozpychając ogromne osty i kopry, najeżone chaszcze"? Baran pamięta o odwiecznych potrawach świata, jak pamiętał przez całe życie pisania, pamięta o nich i do nich wraca z właściwą mu łagodnością, mimo że nad głową nie tylko samoloty, lecz cała zdyszana banda gadżetów nowoczesności mami swą płasko chichoczącą migotliwością. I człapie żółw ścieżką, którą już tysiąc razy człapał w stronę Morza Egejskiego, tyle że trochę inaczej stawia kroki. Baran inne metafory układa, wciąż nowe, tak jakby stare nie wystarczały już albo czegoś nie dotykały - lecz zadziwienie odwiecznymi smakami świata jest niezmienne.

Aby to napisać, nie musiałem znać ostatniego tomu Barana. Bo tak - ze spokojną, jakby zamszową melancholią i z uśmiechem delikatnym, lekko ironicznym - wiersze jego czytali Orzechowski i Anna Dymna. I tak z towarzyszeniem Walentyna Dubrowskija przy fortepianie Beata Paluch śpiewała jego strofy, którym muzykę dodał Andrzej Zarycki. Stare, bardzo stare zdanie się przypominało wciąż, przy każdym wierszu. "Nic nowego pod słońcem". Tak więc - Baran z czułością patrzył w Turcji na żółwia, a żółw na Barana, z identyczną czułością. To było nieuchronne. Później poeta napisał: "W górach Bodrum na wiejskiej drodze spotkałem...", a dalej całą resztę. Mam pewność, że żółw uczynił to samo. Zmieniając tylko jedno słowo - napisał tekst, który Baran napisał o nim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji