Artykuły

Gdańsk. Bradbury wg Cecki i Libera w Wybrzeżu

Władza pali książki, żeby ludzie byli niedouczeni - takimi łatwiej się rządzi. To punkt wyjścia książki, która jest podstawą najnowszego spektaklu na Dużej Scenie Teatru Wybrzeże.

Postać Fahreinheita, fizyka, wynalazcy jednej z dwóch najpopularniejszych na świecie skal mierzenia temperatury, który związany był z Gdańskiem, została niedawno odkryta na nowo i chętnie powraca w różnych - także artystycznych - kontekstach. Ale tym razem zupełnie nie o to chodzi.

Tym razem punktem wyjścia jest klasyczna powieść science fiction amerykańskiego pisarza Raya Bradbury'ego zatytułowana "Fahrenheit 451". Tytuł nie jest oczywiście przypadkowy - w takiej właśnie temperaturze zaczyna płonąć papier. A dzieło Bradbury'ego jest właśnie o paleniu papieru.

A dokładniej: paleniu książek, metodzie, którą despotyczna władza w dystopijnym społeczeństwie, opisanym w powieści, stosuje, żeby trzymać ludzi w stanie niewiedzy i braku świadomości. Bo nieoczytanymi, nieświadomymi, niedouczonymi, po prostu: głupimi łatwiej się rządzi.

Choć jest znacznie mniej od nich popularny, tekst Bradbury'ego można z powodzeniem postawić obok takich klasyków beletrystycznego zapisu lęków, które przynosi zbytnia zachłanność władzy jak orwellowski "Rok 1984" czy huxley'owski "Nowy wspaniały świat". Jak wszystko, co polityczne, ten tekst może w dzisiejszej Polsce zabrzmieć dość mocno.

Postarają się zapewne o to autorzy najnowszej realizacji na Dużej Scenie Teatru Wybrzeże, reżyser Marcin Liber i autor adaptacji, dramaturg Marcin Cecko. Do tej pory zyskali oni sławę tych, którzy przenoszą na scenę teksty, z pozoru zupełnie na nią nie pasujące. Albo zabierają się za dzieła doskonale ze sceny znane i przygotowują ich wersje zupełnie zaskakujące, nieortodoksyjne i nie liczące się z kanonem.

Tym razem też tak zapewne będzie, bo przepisywanie dziś na język teatru dość staroświeckiej, choć nadal zaskakująco aktualnej na poziomie ideologicznym, prozy Bradbury'ego nie może się odbyć jeden do jeden, ale wymaga sporej interwencji na poziomie inscenizacyjnym.

Obaj twórcy wielokrotnie potwierdzali, że są nie tylko zdolni do tego typu przekroczeń, ale wręcz znajdują w nich sporo satysfakcji. Jeśli dodać do tego Mirka Kaczmarka, człowieka, którego projekty scenograficzne zaczynają coraz bardziej przerastać ramy tradycyjnej oprawy wizualnej spektakli, najnowsze przedstawienie na Dużej Scenie Wybrzeża zapowiada się co najmniej intrygująco.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji