Artykuły

Pochwała hipokryzji

Jerzy Krasowski zrobił przed­stawienie oszczędne i schlud­ne. Nie zagracił sceny, nie roz­praszał uwagi niezwykłymi pomy­słami inscenizacyjnymi, maszyne­rią teatralną. Zawierzył tekstowi autora.

Nad przedstawieniem dominowa­ła jednakże scenografia Władysła­wa Hasiora. Hasior zostawił dużo czystego miejsca na scenie i w przestrzeni scenicznej. W atmosfe­rze, którą stworzył, było dużo tle­nu, a akcenty scenograficzne dzia­łały na umysł ożywiająco. Oczy musiały unosić się ku niebu błę­kitnie chłodnemu. Kto chciał mógł chwycić postrzępiony czerwony pro­porzec zwisający odpustowo po­środku sceny i wznowić krucjatę o pryncypia moralne. Kto chciał mógł fruwać w tej kosmicznej przestrzeni niczym zbuntowany anioł.

Ale na ziemi był błyszczący zu­chwalstwem Don Juan (Andrzej Hrydzewicz) - dociekliwy i pro­wokacyjny libertyn, i Sganarel (Wi­told Pyrkosz) - symbol egzystencjalistycznego protestu przeciw nie­sprawiedliwości świata.

"Don Juan" Moliera poddany zo­stał analizie przez tak rozmaitą aparaturę krytyczną, że nie ma dziś już żadnego powodu wykładać jego treść. Dla współczesnego reży­sera nie kryje żadnych tajemnic; zawsze jednak pasjonuje, bowiem za każdym razem staje się ambit­ną próbą możliwości teatru - inscenizatora i aktora. Dla publicz­ności sztuka to intrygująca śmia­łym ateizmem, bulwersująca zuch­walstwem i prowokacją wobec Nie­bios, w których wiele jeszcze oczu szuka nadziei, a zawiedzeni w swych nadziejach dają się wciągnąć w wyważanie racji moralnych, skutkiem czego problemy występ­ku i cnoty rozważają w sferze my­śli, co zawsze jest pewnym zys­kiem.

Żywotność "Don Juana" nie le­ży jednakże głównie w jego ateizmie. Gdyby tak było, sztuka daw­no by zwietrzała. Ma on treść uniwersalniejszą - stawia bowiem problem ładu moralnego, jest anali­zą hipokryzji, która ma żywot nie­mal wieczny. Jeśli więc tę anato­mię teatr pokazuje publicznie, mo­że to mieć cel tylko oczyszczają­cy, pedagogiczny; choć wychowaw­czy skutek tego teatralnego zabie­gu nie wydaje mi się dość trwały i po myśli inscenizatora.

Toteż sympatyzuję z Don Jua­nem zwłaszcza wtedy, gdy jest grzesznikiem z wyboru i upodoba­nia. Najmniej wówczas kiedy blis­ki jest konformizmowi i zaczyna paktować z Bogiem, za co - ku mej radości - spotyka go kara. Nie ogarnia mnie wówczas ani li­tość, ani trwoga. Nie lubię konfor­mistów. Hipokryzja, wbrew pozo­rom, pozwala być nonkonformistą.

Wołający zaś o zapłatę Sganarel, nie jest dla mnie ani śmieszny, ani tragiczny. - Nic mnie nie obchodzi jego bunt przeciw obojętnej nie­sprawiedliwości świata. Bo przeciw­ko światu nie należy się buntować, trzeba go tylko rozumieć i brać ja­kim jest. A swojego świata, jak się zdaje, nie rozumiał ani Don Juan, ani Sganarel, choć - to prawda - usiłowali go zrozumieć i stąd ów molierowski dylemat ładu moralnego.

Jerzy Krasowski, być może, za­trwoży się takim odczytaniem "Don Juana". Nie chciał, pewnie, zachę­cać do hipokryzji. Stawiał raczej tylko te trzy pytania o racje Don Juana, Sganarela i Boga.

Odpowiedzi byłyby jednakże truistyczne. Przynajmniej dwie: że nie­biosa najbardziej nie znoszą praw­domówności za wszelką cenę i że ludzie czujący się okpieni winni jednak krzyczeć przeciw niespra­wiedliwości świata, choć ich krzyk jest skierowany w pustkę. Krasow­ski, nie chcąc by był to krzyk w pustkę, wysłał Sganarela, już po opuszczeniu kurtyny, na prosce­nium, z którego żalił się - on wprost przed ludźmi. To jednak wywołało śmiech na widowni. Ów okrutny śmiech obojętnych ludzi, śmiech z głupiego niedorajdy. Bo w życiu liczą się tylko ci, którzy umieją sobie radzić. Sganarel zaś tylko się żalił. Czyżby w tym właśnie była niespodzianka przedstawienia?

Społeczna funkcja hipokryzji, roz­patrywana bez teologicznych i atei­stycznych uprzedzeń, byłaby ze współczesnych względów interesu­jąca. Nie umiem powiedzieć, czy molierowski tekst do tego wystar­cza; raczej nie wystarcza. Reżyser musiałby - jak to się dziś często praktykuje - zbudować nowy, wła­sny spektakl według słów Moliera, gdyby miał owe poznawcze ambicje i zdolność poszukiwania harmonii w tym co sprzeczne. Tym razem ich nie miał, ale jednak zdołał wyjść poza znane trzy pytania o racje Don Juana, Sganarela i Boga.

Może to nie jego zasługa, tylko obłudnych widzów, którzy przyszli do teatru na igrzyska, by patrzeć z wrodzoną sobie dozą okrucień­stwa jak niezależna i samodzielna myśl pada trupem?

Jeśli napawali się tym widokiem, to nie wiedzieli nawet, że w tym właśnie momencie Krasowski sobie z nich zakpił. Nie wiem czy cał­kowicie świadomie, ale przecież raz stworzony spektakl żyje samodziel­nym życiem, niezależnym od inten­cji reżysera. Znaczenie spektaklu, w zależności od widowni, każdego dnia może być inne. W świadomoś­ci widza ten spektakl trwa. To przecież komplement dla teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji