Artykuły

Między losem i wolą człowieka

"Życie jest snem" to dzieło niezwykłej wartości, dorasta­jące szczytów w literaturze światowej. Przedstawienie w Teatrze Dramatycznym po­twierdza ten sąd. To znaczy, że teatr dobrze przysłużył się autorowi. I widzom -- zwłaszcza, że ten dramat Caldero­na jest u nas mało znany i rzadko grywany. Trochę dziwny to dramat - ale żadna dziwność nie może już nas zaskoczyć w teatrze. Tu wy­nika ona zresztą ze stylistyki baroku - i to baroku hisz­pańskiego. Z samego biegu wypadków jest to baśń awanturnicza wykorzystująca wie­le tradycyjnych wątków lite­rackich. Król, który wtrąca do lochu swego syna i zaku­wa go w łańcuchy, bo wyczy­tał w gwiazdach, że wyrośnie z niego tyran. Intrygi dwor­skie wokół dziedzictwa tronu. Cudowne odnalezienie zagu­bionych dzieci. Dynastyczne kombinacje małżeńskie. Mi­łość, hańba i honor. Przygody rodem z historii "płaszcza i szpady". Krew i trupy. Nie ma co szukać w akcji praw­dopodobieństwa, w postaciach charakterów, a w Polsce, gdzie się to jakoby dzieje, Polski historycznej. Polonia to tylko nazwa, którą Calderon wybrał dla swego bajkowego kraju, zapewne dla posmaku egzotyki. Wszystko też gra tu fortissimo. Jeśli miłość - to gwałtowna, je­śli honor to niezłomny, jeśli zem­sta to krwawa. Wszystko zaostrza się w barokowych kontrastach i antytezach. Okrucieństwo łączy się z poezją uczuć, naturalizm z symbolami, brutalność z delikat­nością, wyszukane metafory z prostotą refleksji, makabryczny taniec śmierci z radością życia. I jawa ze snem. Filozoficzna te­za: życie jest snem - to komu­nał wielokrotnie powtarzany w literaturze, choć u Calderona ukazuje się w bardzo pięknej i bardzo teatralnej formie. Ale w tym utworze ścierają się z sobą z ogromną silą dramatyczną tak­że inne problemy. Wyzwanie nie­bu, że życie człowieka jest więzieniem. Że wolność przysługuje zwierzętom, a człowiek może za nią tylko tęsknić.Że wikła się on i błąka wśród losów, przypad­ków, zagadek - między przezna­czeniem i własną wolą. Dramat gęstnieje od pytań, dotyczących bytu człowieka i jego natury. Brzmią one mocnym głosem we wspaniałych monologach księcia Segismunda i w ironicznych re­plikach błazna Clarina. Przewija­ją się przez ideę całego utworu.

Reżyseria Ludwika René starała się tę ideę przede wszystkim wydobyć. Stonowała barokowe bujności i jaskrawości. Szaleństwo bogactwa ujęła w rygory moralitetu po­etyckiego. René poszedł za nicią myśli w tym labiryncie zawiłych piękności. Czy sprzeniewierzył się stylistyce dra­matu? Być może. Ale wierny pozostał jego sensowi i du­chowi refleksyjnemu. Przetłu­maczył Calderona na współ­czesny język teatralny w spo­sób czysty, konsekwentny i frapujący. Ze sceny przemó­wiło dzieło żywe w swej tre­ści i "nowoczesne" w teatral­nej formie. Z takim ujęciem harmonizuje ascetyczna scenografia Jana Kosińskiego z grobem-więzieniem jako ele­mentem centralnym i baśnio­we kostiumy Ali Bunscha. Bardzo piękna muzyka Tade­usza Bairda przetwarza no­woczesnymi środkami moty­wy baroku i dodaje przedsta­wieniu właściwego nastroju poetyckiego.

No i aktorzy. GUSTAW HOLOUBEK jako książę Segismundo pa­nuje nad sceną i widownią. Głę­boko przejmujący w męce i po­niżeniu, w wyzwaniach rzucanych niebu wywód filozoficzny prowa­dzi z klarowną jasnością, rozdar­cie między snem i jawą zabarwia ironicznym podtekstem. ZBIG­NIEW ZAPASIEWICZ czaruje czystością i ekspresją głosu jako Clotaldo, który dla wierności kró­lowi i zasadom honoru gotów był poświęcić własną córkę. WITOLD SKARUCH z melancholijnym dowcipem gra błazna Clarina, MIE­CZYSŁAW VOIT jest starym, zmęczonym królem w rozterce, a ZYGMUNT KĘSTOWICZ wyrazi­stym Astolfem, księciem Moscovii. KATARZYNA ŁANIEWSKA celnie oddaje grę miłosną i dworską księżniczkę Estrelli. MAGDA­LENA ZAWADZKA ślicznie wy­gląda jako Rosaura, znacznie po­prawiła swoją dykcję, ale widzi­my tylko wdzięczne dziewczę za­miast ognistej kobiety z hiszpań­skim temperamentem i hiszpań­skim wyolbrzymionym poczuciem honoru. Bo jeżeli gdzie szukać na ziemi kraju z dramatu Calde­rona, to nie w bajkowej Polonii, czy Moscovii, ale w Hiszpanii siedemnastowiecznej. Zajrzałem do recenzji Boya z przedstawienia "Życia snem" w Teatrze Narodowym w 1937 roku. Bardzo się wy­brzydzał na ten dramat, że w swej stylistyce jest daleki i obcy, że to tylko ciekawost­ka z muzeum teatralnego. Streszczając po swojemu wykpił go na potęgę. Dziś "Życie jest snem" odbieramy całkiem inaczej. Różnica epok i gu­stów? A może dlatego, że Boy oglądał sztukę w okropnym przekładzie Edwarda Boye. W Teatrze Dramatycznym prze­łożył, a raczej - jak sam to określa - imitował Caldero­na Jarosław Marek Rymkie­wicz. Przystrzygł wybujałości jego stylu, ujarzmił lawinę słów i poezji, zintelektualizował i unowocześnił. Jednak­że czuje się w tym smak ba­roku, zaprawiony dzisiejszą wrażliwością poetycką. Prze­kład brzmi świetnie. Narzucił on niewątpliwie taki a nie inny kształt przedstawieniu. Ale że kształt ten został tak precyzyjnie i pięknie wyko­nany - to już zasługa tea­tru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji