Artykuły

Dyzma wiecznie żywy

- Jest coś niebywałego w naszym charakterze narodowym i działaniach politycznych, że kolejne pokolenia wybierają kolejnych "dyzmów" - mówi JACENTY JĘDRUSIK aktor Teatru Rozrywki w Chorzowie, odtwórca głównej roli w przedstawieniu "Dyzma - musical".

Dziennik Zachodni: Przedstawienie "Dyzma - musical" z muzyką Włodzimierza Korcza doczekało się zapisu płytowego. Spektakl trwa trzy godziny, a ile czasu spędził pan w studiu Radia Katowice?

Jacenty Jędrusik: Ponad 17 godzin w ciągu dwóch dni. Płyta nie jest wierną rejestracją spektaklu, z niektórych środków artystycznych trzeba było zrezygnować. Na scenie niuanse tekstu wyrażamy gestem, mimiką, tańcem; na płycie ten bagaż emocjonalny trzeba przełożyć na śpiew. Pracowaliśmy jednak z super-fachowcem; Tadeusz Mieczkowski idealnie zrównoważył troskę o każdy ton z artystyczną interpretacją piosenek. To była wyczerpująca praca, niektórym kolegom grafik nagrań wypadał na przykład... po północy.

DZ: Pan nie chce tym się chwalić, ale Wojciech Młynarski wiele razy mówił, że pisząc libretto tego musicalu od razu w roli tytułowej "obsadził" pana. To mile wiedzieć, że postać budowana jest "pod aktora".

JJ: O tym, że zagram Nikodema, rzeczywiście dowiedziałem się jakieś pół roku przed pierwszą próbą w Teatrze Rozrywki. I wpadłem w panikę. Nie ma chyba w Polsce człowieka, który na dźwięk nazwiska Dyzma nie widzi twarzy Romana Wilhelmiego. To była fenomenalna kreacja, więc pomyślałem, że cokolwiek bym na scenie robił, to i tak będę do niego porównywany.

DZ: Ale pański szary i przestraszony Dyzma to całkiem inny człowiek niż ambitny i bezczelny czaruś Wilhelmiego! A poza tym film rządzi się innymi prawidłami niż musical.

JJ: Odetchnąłem, gdy Laco Adamik wyłożył swoją koncepcję reżyserską; wtedy wiedziałem już, że to będzie nowe odczytanie tej postaci. Dyzma w książce Dołęgi-Mostowicza to bezwzględny cynik. W ujęciu Wilhelmiego - człowiek ambitny, który osiąga sukces, bo go pożąda i jest mistrzem w naginaniu okazji do swoich celów. A nasz Nikodem to po prostu Nikt w prochowcu, który niczego nie pragnie i o nic się nie stara. Na szczyty niesie go tylko fala cudzej nienawiści i fakt, że pozwala zrobić ż siebie narzędzie w walce jednych polityków z drugimi.

DZ: Dlaczego nienawiści?

JJ: Bo kariera Nikosia nie zaczyna się od tego, że znalazł zaproszenie na bankiet, tylko od tego, że potrącił wysokiego urzędnika państwowego. Zacięty wróg owego bonzy nie bierze zdarzenia za niezręczność, ale za demonstrację. No i to wyznacza Dyzmie jego los. Przez cały pierwszy akt naszego przedstawienia Nikodem jest przerażony i chciałby uciec z centrum wydarzeń, w drugim - nie ma już wyjścia. Jak każda miernota łatwo poddaje się manipulacji i zaczyna wierzyć w swoją nieomylność.

DZ: Jakie to uniwersalne...

JJ: A jeszcze bardziej jakie polskie, niestety. Jest coś niebywałego w naszym charakterze narodowym i działaniach politycznych, że kolejne pokolenia wybierają kolejnych "dyzmów". Nawet w Niemczech SPD weszło w koalicję z odwiecznym antagonistą - chadecją, bo tego wymagał interes państwowy. A u nas, szkoda mówić...

DZ: Lepiej śpiewać. Lubi pan swojego Nikodema Dyzmę?

JJ: Jako człowieka średnio, jako materiał do grania - bardzo, choć to trudny sprawdzian dla kondycji. W ciągu trzech godzin przedstawienia nie ma mnie na seenie tylko w jednym numerze! Ta rola przyniosła mi wiele pochwał ze strony widzów i dobrych recenzji, choć dramatów też nie brakowało. Na spektaklu w Bydgoszczy strzeliła mi łękotka, a raz o mało nie zabił mnie spadający fragment dekoracji.

DZ: Ja bym się nie martwiła. Sam pan mówi, że Dyzma pozostanie wiecznie żywy...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji