Artykuły

W drodze do Bram Raju

Wyprawy krzyżowe stanowią fascynujący do dziś element średniowiecza. Były one wyra­zem ogólnego niepokoju wywołanego kryzysem ideologicznym i społecznym, który ogarnął Europę XI wieku. Dlatego też gdy papież Urban II na synodzie w Clermont wezwał w roku 1095 do zor­ganizowania krucjaty, spotkało się to z powszechnym entuzjazmem, a udział w tych krucjatach uznano za obowiązek religijny chrześcijan. Jednak najbar­dziej spektakularna okazała się wypra­wa dziecięca zorganizowana w 1212 roku za czasów papieża Innocentego III.

"Krucjata dzieci... poruszyła połud­niowo-wschodnią Francję, a nawet nie­które niemieckie okolice. Pastuszek pe­wien począł głosić, że duchy niebieskie oznajmiły mu, jakoby Grób Święty może być wybawiony tylko przez nie­winnych i małoletnich. Chłopcy i dziew­częta w wieku od ośmiu do szesnastu lat opuszczali swoje rodzinne miejsca, zbierali się w tłumy i dążyli ku brzegom morza. Wiele z nich poginęło z utrudze­nia i niedostatku, wiele także stało się łupem chciwych handlarzy, którzy wabi­li te dzieci do siebie, a potem sprzeda­wali w niewolę" (Fryderyk Schloesser "Dzieje powszechne").

Wyprawa dziecięca do grobu Jezusa była często źródłem inspiracji dla arty­stów. Stała się m.in. tematem głośnej powieści Jerzego Andrzejewskiego "Bramy raju".

Przypomnijmy, że akcja tej nowator­skiej w 1960 roku i eksperymentalnej powieści toczy się wokół spowiedzi pięciorga dzieci - inspirantów wypra­wy: Maud, Blanki, Roberta, Aleksego i Jakuba. Spowiedź ta odsłania mroczne labirynty psychiki ludzkiej. Wbrew po­wszechnemu sądowi, do Grobu Świę­tego nie wiedzie ich jednak religijne uniesienie, lecz zwykła, ziemska - często występna - miłość. Szczególnie tra­giczna jest postać słuchającego spo­wiedzi mnicha, człowieka o heroicznej etyce, aktywnego moralnie, który pró­buje sumieniem rozpalić ten glob, i któ­ry rozumie, że krucjata nie zrodziła się jako idea czysta - z ducha franciszkań­skiej miłości - lecz nie może już tych dzieci powstrzymać. Zostanie on zdep­tany stopami ludzkiego stada zmierza­jącego do Grobu Świętego.

Andrzejewski chętnie penetrował mroczną psychikę człowieka, intrygo­wały go momenty słabości ludzkiej, błądzenie i upadek. Ludzie w wielu jego utworach są nieodwracalnie zagubieni wśród ślepych sił kierujących życiem. "Bramy raju" to gorzka powieść, w której autor zdaje się sugerować, że oto mamy świat bez wartości, gdyż uległy one zatraceniu wśród oszustw, przekła­mań i manipulacji. Idee upadły - został instynkt.

Powieść J. Andrzejewskiego posłu­żyła za źródło libretta do nowej opery Joanny Bruzdowicz, polskiej kompozytorki zamieszkałej na stałe w Belgii, lecz dobrze znanej naszym melomanom. "Bramy raju" to trzecia jej opera po "Kolonii karnej" wg F. Kafki i "Trojan­kach" wg tragedii Eurypidesa (ta ostat­nia znajduje się już w repertuarze war­szawskiego Teatru Wielkiego). Kompozytorka chętnie więc czerpie inspiracje z dzieł literackich i to - trzeba przyznać - dzieł, które na trwałe zajmują ważne miejsce w kulturze. Warto wspomnieć, że powieść Andrzejewskiego została już sfilmowana przez Andrzeja Wajdę dla angielskiego producenta. Libretto opracowane przez J. Bruzdowicz i Je­rzego Lisowskiego pozostaje wierne literackiemu pierwowzorowi.

Zawiódłby się jednak ktoś, kto wy­brałby się do stołecznego Teatru Wiel­kiego na "Bramy raju" sądząc, że jest to opera w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Kompozytorka nazwała ją dra­matem muzycznym. Muzyka nie odgry­wa tu pierwszoplanowej roli, podstawę dzieła stanowi słowo. Jest ono tak noś­ne, że zbędne okazało się streszczanie libretta w programie opery. Mimo to muzyka nie stanowi bynajmniej dodat­ku do warstwy literackiej dzieła. Szcze­gólnie pięknie brzmią partie chóralne dzieci odbywających krucjatę. Joanna Bruzdowicz wykorzystuje rozmaite środki wokalne - od śpiewu solowego, poprzez recitatiwy, szepty, krzyki, po melodeklamację i wreszcie wokalizę.

"Bramy raju" w Teatrze Wielkim oka­zały się wydarzeniem artystycznym, ale nie byłoby tego sukcesu, gdyby nie inscenizatorzy: reżyser Marek Grzesiński, scenograf Wiesław Olko, choreo­graf Zofia Rudnicka i kostiumolog Irena Biegańska. Wspólny wysiłek tych twór­ców sprawił, że obcujemy z dziełem niezwykłym. Marek Grzesiński to wy­trawny reżyser, nie lękający się śmia­łych decyzji burzących skostniałe po­mysły inscenizacji operowych. Jego wizja teatru operowego stała się sukce­sem. Jest to istotnie teatr operowy, bo reżyser nie pozwala nam ani na chwilę zapomnieć, że jesteśmy w teatrze. Dzieje się tak już od wejścia, gdy idziemy długimi, nie kończącymi się koryta­rzami słysząc przez głośniki słowa ins­picjenta wzywającego aktorów. Trafia­my na scenę, bo właśnie na scenie znajduje się widownia Tu też rozgrywa się akcja opery. W czasie jej trwania migają światełka wyjść ewakuacyjnych, porusza się scena z widzami, przesu­wają się dekoracje, widać pulpit obsłu­gi technicznej.

A mimo to zapominamy, że jeste­śmy w teatrze. Niezwykła wizja plastyczna - od surowych cza­rnych murów aż po pyszne barokowe stroje aniołów, od ponurych scen koro­wodu dzieci w łachmanach po skrajnie estetyczne witraże gotyckich katedr - wszystko to sprawia, że chłoniemy ob­raz.

Ale istotę spektaklu stanowi swoista synteza sztuk. O ekwiwalencji słowa i muzyki wspominałem wcześniej. Na uwagę zasługuje pomysł inscenizacyjny Grzesińskiego - zdając sobie sprawę, że dzieci, będące bohaterami opery, nie są w stanie podołać wymaganiom wo­kalnym, reżyser powierzył partie śpie­wane artystom doświadczonym, którzy tu występują jako Aniołowie, zaś bohaterowie-dzieci wykonują partie baleto­we.

Jest to zamierzona i ciekawie przed­stawiona koncepcja Grzesińskiego. "Fascynuje mnie zawsze osoba Anioła Stróża - pisze on. - W związku z tema­tem spowiedzi w "Bramach raju" myś­lałem o nim jako o świadku wszystkich naszych grzechów, a jednocześnie świadku spowiedzi. Ten cień towarzy­szący nam wszędzie, jak figuratywne wyobrażenie obecności Bożej, mógłby być patronem naszej spowiedzi. W spektaklu stał się nawet jej głosem. Wydaje mi się, że Anioł Stróż musi bar­dzo cierpieć z powodu naszej niedos­konałości".

Tak więc zespolone różne formy arty­stycznego wyrazu, jak rzadko kiedy w operze, dały niezwykły efekt nie ujmu­jąc nic z emocjonalnego i intelektualne­go przesłania opery.

Spośród wykonawców wyróżnić na­leży Jerzego Artysza, który stworzył przejmującą kreację zarówno wokalną, jak i aktorską wcielając się w postać tragicznego mnicha, słuchającego spo­wiedzi dziecięcej, dźwigającego na so­bie brzemię odpowiedzialności za kru­cjatę i odkrywającego z rozpaczą całą prawdę o jej rzeczywistych motywach.

Spektakl w Teatrze Wielkim robi duże wrażenie. Opera Joanny Bruzdo­wicz, zamierzona jako kameralny moralitet zyskała piękne rozwinięcie w realizacji scenicznej. M. Grzesiński podkre­śla, że ma zawsze kompleks winy wo­bec kompozytora, gdyż reżyserując spektakl musi się sprzeniewierzać in­tencjom autora. Według niego jest bar­dzo płynna granica między tworzeniem dzieła teatralnego a wiernością wobec partytury. Myślę, że te obiekcje - słusz­ne zresztą - nie dotyczą "Bram raju". Jako twórca dzieła teatralnego pod­niósł jeszcze wartość dzieła operowe­go.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji