Artykuły

Trzy głosy o "Dybuku": My też nic nie wiemy

"Dybuk" Ignacego Karpowicza wg Szymona An-skiego w reż. Anny Smolar w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Michał Tabaczyński w Bydgoskim Informatorze Kulturalnym BiK.

Że niewiele "Dybuka" w tym "Dybuku"? Nie wiem, trudno porównywać bez tekstu, bez obu tekstów, ale nie jestem przekonany. W każdym razie: nie wykluczam, że nie ma tam przesadnie dużo tekstu An-skiego. Nie da się powiedzieć jednak, że w tym "Dybuku" mało było dybuka, wręcz przeciwnie - dybuka czy raczej dybuków jest tu wielu, a każdy tylko czeka na to, żeby nas omotać. W istocie świat cały "dybukowieje", niespokojny od nadmiaru grzechów czyha na wszystko i wszystkich. I nie tylko czyha, ale i atakuje.

Co jest pierwszą, najbardziej narzucającą się zaletą tego spektaklu, to potwierdzenie niezwykłego potencjału - wciąż nieodkrytego - literatury jidysz, a można nawet - bez szczególnie nadmiernego ryzyka - napisać chyba: polskiej, także polskiej!, literatury tworzonej w gwarze żydowskiej. To niezwykle istotny potencjał reinterpretacji (no, wiecie - odzywa się to echo didaskaliów z tej teatralnej realizacji "Dybuka" - to takie przepisywanie tradycyjnych opowieści, taki ich recykling, żeby pasowały do współczesnych dekoracji, żebyśmy je sobie mogli czytać i się nawet trochę wzruszyć, a nie że jakieś muzeum z tego wychodzi). W tej podstawowej zalecie mieści się kilka jeszcze innych: odkrywanie tradycji, tej na wpół zapomnianej, na wpół utraconej, wypartej tradycji, niby nie naszej, ale przecież także naszej, odkrycie w niej potencjału aktualności, a jednocześnie możliwość podjęcia wysiłku przepisania jej na współczesność. Nie wiem, ile jeszcze może takich przygód nas czekać, ale pięknie, że teatr nas przekonuje, iż ("nie, nie robię sobie - znów ten usprawiedliwiająco-konfidencjonalny głos - jaj z tym "iż", nie chcę się zgrywać, to taka zasada gramatyczna, taka - można powiedzieć - tradycja: że jak raz w zdaniu "że", to potem najczęściej trzeba "iż") może ich być wiele. Pierwsza wyborna okazja, jaka mi się narzuca, to "Swaty w Parczewie" Altera Kacyznego - genialny tekst, brawurowo współczesny.

Jest ten "Dybuk" o wielu sprawach, za wiele sznurków pociąga. Mnie się akurat oglądało go najlepiej jako opowieść o pewnym zaginionym alfabecie naszej kultury, o jej utraconej magiczności. Nie chodzi tylko o postradaną tradycję pewnej mistyki, konkretnego mistycznego systemu, ale o utraconą magię świata. Nie mam zamiaru tego oceniać, bo sam nie wiem, czy to dobrze, czy źle, że zanikła jakaś metafizyczna sankcja ("no, chodzi o to, że jest coś ponad nami, co nas ocenia i daje jakieś reguły, wymaga ich przestrzegania, a nawet - czasem - karze za ich łamanie, tak, coś jak religia"...), a właściwie: każda sankcja przekraczająca pragmatyczny, przyziemny partykularyzm ("...ale nie do końca, niekoniecznie religia, bo to może być prawo na przykład, albo - takie staroświeckie słowo - dobre obyczaje, albo chociaż: współczucie"). Zanikła magia, ale nie ta banalna, kabalistyczna praktyka zliczania cyferek; właściwie w dzisiejszym świecie zostało tylko to zliczanie cyferek, tylko ten wróżbiarki kicz ("no, te wszystkie karciane wróżki z telewizora o jakichś egipskich imionach, ten wróż nad wróże, cała reszta szarlataństwa, zupełne wariactwo, które pewnie oglądacie, może i dla beki, ale jednak"). Zostaje tylko jej dekoracja - jak tu: zacinająca się kurtyna szkolnego przedstawienia, podwojona scena, neonowa gwiazda Dawida.

I jeszcze rzeczywistość została, ale jakby średnio rzeczywista, przesączona przez nowe media, które są mniej przejrzyste od jakiegokolwiek medium znanego z przeszłości, których zasadą przecież też był brak przejrzystości. Nie przypadkiem chyba jedna z najbardziej przenikliwych książek o nowych mediach nosi tytuł "Evil Media" (złe, a nawet: nikczemne media). I w tej książce tak piszą: "Owo dominujące nad wszystkim przedłużenie cyfrowej komunikacji przyczynia się przede wszystkim do usunięcia poczucia granic lub terytorialnej trwałości, które to poczucie normalnie zakorzenia doświadczenie w tym, co znane i bliskie. Mediacja natomiast ułatwia i nasila powstawanie zaburzających (można by to - co smakowite w kontekście tej realizacji "Dybuka" - przetłumaczyć również jako "nękających" czy "poddających prześladowaniom"!) wieloznacznych procesów społecznych, kruchych sieci wrażliwych aktywności, mętnych sfer niewiedzy - tych nikczemnych obliczy mediów" (no, autorzy chcieli przez to powiedzieć, że że trzeba uważać ze smartfonami, tabletami, no i w ogóle, no).

Można też czytać taką formę spektaklu - niezależnie od jej atrakcyjności - jako znak pewnej istotnej kulturowej kapitulacji: nie jest już możliwa, bo nie mogłaby być zrozumiana, zwykła adaptacja Dybuka. I te przypisy także są diagnozą naszej kulturowej bezradności: pomiędzy naszymi światami - zamiłowanie do tanich oksymoronów ("no, to sobie już sami wyguglujecie") jest u mnie trwałe - wyrosła okazała przepaść.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji