Artykuły

Kłopoty z geografią

"Wesele" Stanisława Wyspiańskiego w reż. Radosława Rychcika w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Przemysław Skrzydelski w tygodniku wSieci.

Dopiero początek roku, a już mamy kandydata w konkurencji teatralny absurd 2016.

Zamysł Radosława Rychcika, by pokazać "Wesele" Wyspiańskiego w skłóconym religijnie i politycznie Belfaście, przypomina zabawę dziecka puzzlami dla dorosłych, w których trzeba się połapać w setkach elementów. Z tym spektaklem miał Rychcik niewątpliwy problem. Na dodatek znalazł się w o tyle skomplikowanej sytuacji, że trochę ku własnemu zaskoczeniu po poznańskich "Dziadach" (2014) spore grono komentatorów wyznaczyło mu rolę odważnego interpretatora polskiej klasyki. Jakoś tak się po prostu stało, choć niczego o arcydramacie Mickiewicza z tamtej inscenizacji się nie dowiedzieliśmy. Być może zadziałał właśnie sam efekt zaskoczenia - przerzucenie poezji w sferę amerykańskich mitów i rozliczeń z niewolnictwem, nałożenie Guślarzowi maski batmanowskiego Jokera, bezpośrednie odniesienia do Quentina Tarantino i jego "Django Unchained".

Pamiętam, że sam trochę się na to złapałem (pisząc o jeszcze innym przedstawieniu Rychcika, wspominałem tamte "Dziady" słowami: "Chciało się patrzeć" i chwaliłem za drapieżny komunikat), zaimponowały mi skala inscenizacji, szeroki filmowy plan i, zwłaszcza, ten aspekt wspólnotowości, który pokazywał, że tym tekstem da się opowiadać o każdej wolności, nawet gdy to założenie samo w sobie tak ogólne, iż właściwie zwalnia z traktowania "Dziadów" całkiem serio. Liczyły się kontrast, jaskrawa barwa, uderzenie na czasie panujących skojarzeń z popkultury. Niewiele ponad to. Jednak wystarczyło, by reżyser przekonany, że potrafi wywołać ferment, ochoczo ruszył do kolejnych układanek z klasyką. Przyszedł czas na "Balladynę", potem na "Grażynę", znów odczytane m.in. przez amerykańskie klisze. I chyba ten kredyt zaufania udzielony Rychcikowi powoli zaczął się wyczerpywać.

Ma też ten twórca jeszcze jeden, podstawowy wręcz kłopot: potrafi żonglować kliszami, nie gubi przy tym reguł scenicznej kompozycji, ale przecież gdyby broadwayowski reżyser zobaczył jego "Dziady", uznałby, że to ciekawy szkic, który sam musiałby rozwinąć, przechodząc z tekstem osobistą odyseję, przepracowując go w sobie i dopiero potem dorabiając mu kontekst. Niech będą "Dziady" made in USA, tyle że z USA trzeba rozumieć więcej niż obrazki z teledysku. Rychcik upiera się jednak przy swoim, dlatego boję się, że właśnie się pogubił. Podróże palcem po globusie to strategia krótkoterminowa.

"Wesele" stanowi więc groźną zapowiedź jej wyczerpania i tym samym memento dla wszystkich, którzy sądzą, że mainstream polskiego teatru ma coś istotnego do powiedzenia o naszej absolutnie największej literaturze. Tym razem u Rychcika nie zgadza się zupełnie nic. Postaciom Wyspiańskiego nadał dodatkowe imiona faktycznych uczestników zdarzeń irlandzkiego konfliktu lub nazwiska związane z nim i w ogóle ze sprawami Irlandii Północnej ostatnich lat. Przysparza to tym większych kłopotów. Polski widz nie ma żadnych szans, by te osoby rozszyfrować i nadać im jakiekolwiek znaczenie, nawet jeśli zgodzimy się, że na te dwie godziny zapominamy o Wyspiańskim, jego Osobach i Osobach dramatu. Co prawda ratunkiem może się okazać szczegółowy program do spektaklu, w którym widnieje katalog informacji o rozdzieleniu ról, ale i tak nie uchroni to nas od zamętu, który panuje na katowickiej scenie od samego początku. Kim jest zatem Stephen Nolan i jaki ma związek z Dziennikarzem (w tej roli próbuje zachować przynajmniej jakiś sceniczny status Artur Święs)? Szybko otwieramy program i już wiemy. Z Poetą może być nieco łatwiej, bo Rychcik ustalił, że jego "alter ego" (cokolwiek to w systemie tej inscenizacji oznacza) stanie się dość znany poeta Seamus Heaney.

W jednej z pierwszych sekwencji pada kwestia: "Co tam, panie, w polityce?", więc przez chwilę pozostajemy w nadziei, że to "Wesele" odnajdzie jakiś współczesny kontekst. Nic z tego. To dowolnie ułożone dialogi, z których właściwie każdy mógłby się znaleźć w innym miejscu. Od czasu do czasu, jak to w irlandzkiej knajpie na imprezie, ktoś wznieci burdę, gdzieś w dalszym planie pojawią się obrazki ulicznego terroru przywołujące skojarzenia ze słynnym filmem "W imię ojca" Jima Sheridana. Skądinąd warto pamiętać, że Rychcik weselną ferajnę podzielił na dwie grupy (chociaż nie sposób je później rozróżnić): rodzina Panny Młodej (gościnnie Ewelina Żak) to katolicy bijący się o niezależność od Wielkiej Brytanii; Pana Młodego (Marcin Rychcik) reprezentują zaś protestanci wierni Królestwu. Chyba najbardziej dostaje się Nosowi (Grzegorz Przybył). Kończy marnie pod sceniczną zapadnią zatłuczony przez ludzi, dla których był rozpijaczoną marudą i nikomu niepotrzebnym, wymądrzającym się weteranem wojennym. To zupełnie jak u Wyspiańskiego. Ba, to nawet więcej. Wernyhora objawi się z kolei jako grajek z waltornią przynoszący potencjalne wybawienie. Finał również niczego nie podpowiada, nie wiadomo, dlaczego nagle Rychcik buduje na scenie wspólnotę, skoro nie jest jasne, jak ją pojmować.

Swoją drogą irlandzki problem ma dziś już zupełnie inny wymiar, a przeczytać o nim można przede wszystkim w politologicznych periodykach. Co zatem przekonało reżysera, że warto w ogóle robić z tych wydarzeń mocny temat? Wyobraźmy sobie w ich miejsce kryzys imigrancki w Europie czy kontrowersje z ruchem separatystycznym na Śląsku, ostatecznie to tam wystawiany jest spektakl. Pasuje? Oczywiście, że pasuje, i to nieporównywalnie precyzyjniej. Podejrzewam, że ostateczny wybór Rychcika stanowi przykład strzału na oślep z kalkulacją, że i tym razem jakoś się uda, że nagle się okaże, iż powrót do tamtego konfliktu potwierdzi dojrzałość samych teatralnych poszukiwań. "Wesele" liczy się tu tylko jako zbiór słówek, które uzupełnią sceniczne pomysły. I znów zatem dostajemy taką odrobinę, niemal nic. Ale to "nic" przecież już udawało się rozlicznym twórcom tak często. Nigdy w polskim teatrze ta kalkulacja nie znaczyła tak wiele dla tak wielu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji