Opera z czekistami
Ta opera zaczyna się na dworu kolejowym.. Trwają aresztowania, a Galina śni o swojej ucieczce z ojczyzny, ale zanim zajmie się nią śledczy KGB, przeniesie się we śnie na scenę swego Teatru Bolszoj. Tam też śni swoje prawdziwe życie. Taki jest początek współczesnej opery "Galina" wybitnego francuskiego kompozytora Marcela Landowskiego, której polska prapremiera odbędzie się w niedzielę w poznańskim Teatrze Wielkim w reżyserii Marka Weiss-Grzesińskiego. Libretto oparte zostało na autobiografii Galiny Wiszniewskiej, wielkiej gwiazdy, która zniknęła w latach 70 z radzieckiego firmamentu, wspaniałej artystki sceny operowej, która przyćmiewała wszystkie gwiazdy, z tą na Kremlu na czele. W 1974 roku wraz z także słynnym mężem, wiolonczelistą Mścisławem Rostropowiczem, opuściła ZSRR, a po 4 latach oboje pozbawieni zostali obywatelstwa sowieckiego przez najwyższe władze Kraju Rad. "Galina" ukazała się na Zachodzie w kilku językach, a jej wydanie w języku polskim przygotowywane jest przez Teatr Wielki.
Niewiele jest oper współczesnych, a jeszcze mniej takich, których akcja rozgrywa się w czasach, które pamiętają żyjący. Tutaj są czekiści, zesłańcy i deportacje na Sybir, są tłumione krwawo bunty i pieśni o Stalinie, demagogia i przemoc. Jest głód i blokada Leningradu, babcia spalona żywcem, wojenne romanse i śmierć nieślubnych dzieci, KGP i przesłuchania. Jest wielki teatr Bolszoj i wielki Józef Stalin, który karci dyrygenta za brak bemoli. Jest wreszcie śmierć tyrana, ślub bohaterów, dostatnie życie artystyczne i cienie pokrwawionych przyjaciół, poniżenia i kłamstwa, łagry i pisarz Sołżenicyn. W końcu represje za wspomaganie dysydentów. Marnowane życie i upragniony wyjazd z kraju, "gdzie tak swobodnie dyszał człowiek".
To, że Wiszniewska i Landowski powierzyli Teatrowi Wielkiemu realizację opery "Galina" jest dowodem tego, iż po obejrzeniu "Diabłów z Loudun" Pendereckiego "pod Pegazem" uznali, że mogą w pełni zaufać poznańskiemu zespołowi.
Marek Weiss Grzesiński - reżyser opery "Galina"
Ogromny ładunek emocjonalny zawdzięcza ta opera nie tylko sensacyjnym perypetiom bohaterki, ale i wspaniałej sile moralnej, z jaką zniosła straszne przeciwności losu i osiągnęła sukces. Lapidarne epizody z jej życia opowiedziane są w błyskotliwym skrócie. Marcel Landowski pozostawił nam wolną rękę - w sferze inscenizacji i układania materiału muzycznego. Wprowadziliśmy do utworu kilka postaci, których tam nie było, przenosiliśmy miejsca akcji. Mścisław Rostropowicz jest również ważnym bohaterem biografii Galiny Wiszniewskiej, dlatego też w naszym spektaklu bohater ten zaistniał w szczególny sposób. Zrealizowanie tak trudnej opery byłoby niemożliwe bez wspaniałej elastyczności naszego zespołu operowego, jego muzykalności i wielkiej dyscypliny. Kształt muzyczny tego spektaklu zawdzięcza ogromnie wiele osobistej ingerencji i talentowi kierownika muzycznego Marcina Sompolińskiego.
Marcel Landowski ma obecnie 84 lata. Jego dziad zbiegł z Syberii do Francji jako 18-latek, skazany na pluton egzekucyjny. Ojciec był rzeźbiarzem. Jako dyrygent i kompozytor Marcel zadebiutował w 1937 roku. Potem przyjaźnił się z Honeggerem. Malraux powołał go na szefa departamentu w Ministerstwie Kultury, a potem Chirac na szefa paryskiej kultury. Ma na swoim koncie kilka oper, baletów i poematów symfonicznych. I wiele wybitnych odznaczeń.