Artykuły

"Czarna komedia"

A więc i do nas dotarł nareszcie (w wykona­niu zespołu warszawskiego Teatru Dramatyczne­go) spektakl, który zyskał so­bie opinię najlepszej kome­dii, wystawionej w ostatnich latach na scenach naszych teatrów.

"Czarna komedia" utalentowanego angielskiego autora Petera Shaffera opiera się na jednym znakomitym pomy­śle, gagu rozbudowanym do rozmiarów pełnospektaklowej sztuki. Można podziwiać au­tora, że starczyło mu inwen­cji (głównie w zakresie po­mysłów sytuacyjnych), aby doprowadzać widzów do nie­ustannych wybuchów śmie­chu. Shaffer wyśmienicie zna prawa sceny, wie kiedy uwa­ga widza zaczyna słabnąć, na­wet gdy bohaterowie po raz pięćdziesiąty potykają się w "ciemności" o meble i niespo­dzianie wpadają na siebie. Gdy już zaczynamy liczyć te zderzenia, Shaffer wprowadza natychmiast na scenę nową po­stać, potęgując częstotliwość zabawnych gagów, nieoczeki­wanych qui pro quo. Bo pomysł jest naprawdę kapitalny. Akcja komedii dzieje się w większości scen "po ciemku", ale w ciem­ności umownej - scena jest oświetlona "a giorno". Dla aktorów świetne zadanie warsztatowe, dla widzów - duża zabawa (chwilami tylko tro­chę przeciągnięta).

Swą techniką "Czarna ko­media" przypomina pełne nieskomplikowanych a bar­dzo śmiesznych gagów ko­medie z okresu filmu nieme­go. Zamiar autora skierowa­ny jest tu głównie do roz­śmieszenia nas, bez łączących się z tym celów dydaktycz­nych. Jeśli znajdzie się tu kilka szpilek wtykanych w nazbyt już nadęte baloniki snobizmów i ludzkich śmiesznostek - tym lepiej i cieka­wiej. Ale to tylko margines. Widziałem sporo tego typu sztuk w Londynie i muszę przyznać, że większość z nich - w sferze humoru sy­tuacyjnego - nie dorównuje "Czarnej komedii" pomysło­wością, atmosferą bezpreten­sjonalnej zabawy. Do sukcesu przedstawienia przyczynia się zestaw wyko­nawców. WIESŁAW GOŁAS jako Brindsley Miller, "mło­dy rzeźbiarz, inteligenty, mi­ły, ale nerwowy i niepewny siebie" - rozśmiesza każdym swym ruchem, miną i timbrem głosu (szkoda, że chryp­ka uniemożliwiała mu pełne rozegranie się). KRYSTYNA MACIEJEWSKA-ZAPASIEWICZ jako narzeczona Mil­lera, Carol Melkett była, jak chce autor "bardzo ładną, bardzo rozpieszczoną i bar­dzo głupiutką" dziewczyną typu "szczebiotka" (jak za­bawnie - na początku sztu­ki - prowadzi rozmowę tele­foniczną: Słowa polskie, ale intonacja i melodia zdań - czysto angielskie. Efekt - znakomity!). Świetna tragiczka, RY­SZARDA HANIN - tu ja­ko Miss Furnival "starszawa panna w kwiecie wieku, pruderyjna i perfidna" (nie stroniąca przy tym od alko­holu) tworzy pyszną etiudę spod znaku farsy-buffo, roz­śmiesza do łez swymi minami Harpo Marxa. Pułkownik Melkett w szkockiej spódniczce - to rola CZESŁAWA KALINOWSKIE­GO. Antykwariuszem Harol­dem jest WOJCIECH POKO­RA, przekorną Cleo, byłą ko­chanką Brindsleya - miło pre­zentująca się DANUTA SZAFLARSKA, Schuppanzigh załatwia sprawę niemiec­kiego snobowania się angielskością. Podobał mi się bardzo w tej roli STA­NISŁAW GAWLIK (np. spo­sób w jaki poskramia wzro­kiem podpitą Miss Furnival). JAROSŁAWA SKULSKIEGO - Bambergera - tylko chwi­lę widzimy na scenie, wystar­czająco jednak - aby stwier­dzić pełną brytyjskość tej po­staci. Czy przypadkiem nie tak właśnie wyobrażał sobie Shaffer aktora, grającego rolę pułkownika Melketta?

Scenografia przestronna i celowa jest dziełem XYMENY ZANIEWSKIEJ-CHWEDCZUK, a rzeźby - "samego" JERZEGO JARNUSZKIEWI­CZA. Dla reżysera PIOTRA i PIASKOWSKIEGO - słowa uznania za pomysłowość w komponowaniu sytuacyjnych gagów, ich precyzję i tempo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji