Noc Listopadowa
TEATR Polski w Warszawie dokonał rzeczy zdumiewającej: wystawił "Noc listopadową" Wyspiańskiego - bez Łazienek, a mimo to przedstawienie jest urzekająco piękne. A. Grzymała-Siedlecki nazwał "Noc listopadową" - "poematem Łazienek", Wacław Borowy poświęcił oddzielną pracę ścisłym związkom Łazienek ze "scenami dramatycznymi" ukazującymi w niezwykle śmiałej, oryginalnej, artystycznej wizji jedną z wielkich i tragicznych kart naszej historii - Powstania Listopadowego ("Łazienki a "Noc listopadowa" Wyspiańskiego", Warszawa, 1918). Topografia zrywu powstańczego związana jest najściślej z Parkiem Łazienkowskim, w kompozycji dramatycznej Wyspiańskiego wreszcie - co jest rzeczą decydującą - różne elementy tego parku wiążą się organicznie, więcej: kształtują całą akcję dramatyczną, sięgają głębiej: w samą historiozofię, wreszcie: stanowią dominujące tworzywo poetyckie.
Kazimierz Dejmek - inscenizator i reżyser warszawskiego przedstawienia oraz Andrzej Stopka - autor scenografii, zrezygnowali z tego, co dotąd stanowiło o emocjonalnych, poetyckich i malarskich walorach "Nocy listopadowej"; Dejmek postawił przede wszystkim na tekst poetycki, na słowo, na współczesne historiozoficzne widzenie Powstania Listopadowego, zagrał na nieumilkłych jeszcze strunach niedawnej przeszłości (Powstanie Warszawskie), przez trafne na ogół określenie tekstu nadał dramatowi przejrzystość i zwartość, pięknie komponował sceny i obrazy, czysto i czytelnie.
Stopka odszedł zdecydowanie od swoich poprzedników i w scenograficznych rozwiązaniach i w kompozycji tła dla rozgrywającego się dramatu, wtapiając w surowe, ciemne, geometryczne płaszczyzny (jasny trójkąt przecinający od góry całą scenę) dyskretne akcenty łazienkowskie - urzeka ta scenografia czystością linii, szlachetną prostotą, mądrą nowoczesnością, wtapiając się jednocześnie w sposób jakiś bardzo naturalny i logiczny w Dejmka widzenie "Nocy listopadowej". Żałujemy trochę tych Łazienek, ale satysfakcja z odebranej całości rekompensuje ten brak. Już zresztą Lorentowicz (35 lat temu) zarzucał naturalizm ówczesnej scenografii "Nocy".
Ale bardziej niż Łazienek żałujemy sceny ósmej dramatu ("snu Joanny"). Nie - jak w pierwszym wypadku - z pobudek emocjonalnych. Przez usunięcie tej sceny, Dejmek przesunął "Noc listopadową" na zupełnie inną płaszczyznę, przede wszystkim historiozoficzną. Borowy w cytowanej pracy chyba słusznie najwięcej miejsca poświęcił tej właśnie scenie. Bez niej - bez wątku Aresa - chwieje się czy wręcz upada całe historiozoficzne rusztowanie Powstania Listopadowego w wizji Wyspiańskiego, przez usunięcie wątku Aresa rozluźniają się i pękają spoidła łączące realistyczny świat i krąg postaci z postaciami z mitologii, w innym, zmniejszonym wymiarze rysuje się postać Joanny, mało czytelna staje się intryga Pallas (która w przeciwieństwie do "szału wojennego" Aresa reprezentuje dojrzałość, rozważną strategię i wolę zwycięskiej walki). Umowność postaci i działania mitologicznych bóstw jest zbyt oczywista, by trzeba było pomniejszać ich rolę kosztem zamazywania idei i historiozofii dramatu.
Oryginalnym i niezwykle ciekawym pomysłem inscenizacyjnym było natomiast wykorzystanie Satyrów w scenie 5. U Wyspiańskiego i w dotychczasowych przedstawieniach (nie znam poprzedniej inscenizacji łódzkiej Dejmka) grali oni aktorów Teatru Rozmaitości, występując w roli satyrów, na podobnych prawach co Kudlicz, Aktor - reżyser czy też Faust i Małgosia; u Dejmka są to posążki satyrów, które ożywają i prowadzą dialog przeważnie na postumentach - posążki, jakie stoją i obecnie przed Pałacem Łazienkowskim; dla znakomitego efektu można rozgrzeszyć inscenizatora z tego "chwytu" (scena ta rozgrywa się poza terenem Łazienek). Pięknie komponowane są sceny zbiorowe - przemarsze i ataki Belwederczyków, wspaniała - w skrótowej syntezie ukazana - jest scena ich straceńczej walki i pobojowiska, mocna i wyrazista scena końcowa (bardzo słuszne znaczne skróty w epilogu).
Aktorsko przedstawienie nie przynosi żadnych kreacji. Byłby może taką kreacją Wielki Książę Konstanty Stanisława Jasiukiewicza, bo w sylwetce, w geście, we wnikliwym wystudiowaniu tej kapitalnej postaci historycznej, w wiernym oddaniu całej jej złożoności, Jasiukiewicz był naprawdę znakomity, potykał się jednak ciągle na "ruszczącym" tekście - wypadał wtedy z postaci, zadawał sobie widoczny przymus, tracił z nią kontakt. Z trudem borykała się z rolą Joanny, księżny łowickiej, Alicja Raciszówna - rola przerastała jej siły i jej doświadczenie, a także i jej zewnętrzne warunki, miała jednak wiele scen pięknych, ale nie udało jej się przekazać i zmysłowości, i wielu kontrastowych cech tej ciekawej postaci, jej całej skomplikowanej złożoności.
W przedstawieniu bierze zresztą udział niemal cały duży zespół Teatru Polskiego (ponad 60 osób), więc wymienić można jeszcze tylko kilka ról, które się zapamiętało: S. Jaśkiewicz (Kuruta), W. Hańcza (gen. Gendre), L. Pietraszkiewicz (szpieg Makrot), R. Hanin (Nike spod Cheronei), K. Meres (Wysocki), M. Homerska (Pallas), A. Kowalczyk (Goszczyński), J. Kreczmar (gen. Potocki), L. Madaliński (Lelewel).
Wiele dobrego można by i trzeba napisać o muzyce Stefana Kisielewskiego - tkwiła mocno w inscenizatorskiej koncepcji, uzupełniała znakomicie scenografię, współbrzmiała z całą czystą i piękną tonacją przedstawienia.