Artykuły

Parowóz odjechał

Parę lat temu jechałem taksówką z lotniska Strachowice do centrum Wrocławia. Mijając studwudziestoletnią fasadę Dworca Świebodzkiego, z której właśnie zdjęto rusztowania, powiedziałem coś pochlebnego o odnowionej bryle. "Owszem, ładnie odremontowali - warknął kierowca - ale przy okazji skasowali ostatnie pociągi. Czemu to będzie służyć?". Ani jemu, ani mnie nie mogło przyjść wtedy do głowy - że będzie służyć teatrowi.

Na Dworcu Świebodzkim powstała staraniem Jacka Wekslera jedna z najpiękniejszych w Polsce kameralnych scen, z olbrzymią swobodą kształtowania przestrzeni, scena z punktu rozpalająca wyobraźnię inscenizatorów. Umieszczono ją w bocznym skrzydle dworca. Stanowi prostokątną halę, w której ruchomą widownię ustawiać można na wszystkie sposoby: jak twórcom w duszy będzie grać.

W inauguracyjnym przedstawieniu scena jest pusta. Ciągnie się wzdłuż dłuższego boku sali i oddzielającym się w środku prostopadłym podestem przerzyna widownię na pół, tworząc literę "T" o długim daszku i króciutkiej nóżce - po obu stronach owej nóżki siedzą widzowie. Panoramiczną perspektywę sceny zamyka arkadowa galeryjka dawnego peronu. Za nią, na torach, stoi prawdziwa lokomotywa w kłębach pary, ogromna, ale lekka, błyszcząca w reflektorach jak zabawka. Na początku spektaklu - zamiast gongu inspicjenta - zaświszcze i odjedzie. Wówczas kilkanaście obecnych na scenie osób, które może wysiadły z tego baśniowego pociągu, a może tylko odprowadzały wzrokiem jego odjazd, rozpocznie - z pewnym nawet namaszczeniem -opowieść o Kasi z Heilbronnu.

Dlaczego tak? Pierwsze linie kolejowe zbudowano w Niemczech w latach trzydziestych dziewiętnastego stulecia, więc Heinrich von {#au#394}Kleist{/#}, gdyby dożył przyzwoitego wieku, mógłby się nawet przejechać pociągiem. Popełnił jednak samobójstwo w roku 1811, mając lat trzydzieści pięć. "Kasia z Heilbronnu" powstała kilka lat wcześniej, a jej akcję pisarz umieścił w rycerskim średniowieczu. Parowóz jest tu głębokim anachronizmem - nie on jeden wszakże. Stroje są szkicowe: czasami starcza fragment zbroi dla zaznaczenia charakteru postaci, kolczugę zarzuca się na współczesne spodnie. Nie jest to jednak kapryśne mieszanie epok, jakie zachwyciłoby wyznawców postmodernistycznej mody. Ot, dyskretny sygnał słany widowni, że zbyt dosłowne i poważne odbieranie fabularnej warstwy spektaklu prowadzi na manowce.

A fabuła "Kasi" jest nieznośnie bajkowa, nawet jak na gusty miłośników współczesnej fantasy. Kasi, córce płatnerza, i Fryderykowi hrabiemu von Strahl wyśnił się równoległy sen, w którym zostają sobie przeznaczeni. Ona z psią wiernością podąża za wskazanym, sypiając w jego stajniach, łasząc się, ignorując niezliczone upokorzenia. On jest wzruszony i zakłopotany, odsyła natrętną do ojca, opiekuje się nią - ale na dystans. I toczy rycerskie życie: wdaje się w pojedynki, wpada w miłosne sidła pięknej damy, będącej, jak się okaże, wcieleniem sztuczności i fałszu, stanowiącej śmiertelne zagrożenie dla tytułowej bohaterki. Trzeba kilkakrotnych anielskich interwencji bezpośrednich, trzeba odkrycia w Kasi nieślubnej córki samego Cesarza, by historia zaczęła zmierzać do z góry oczywistego, zdawać by się mogło, happy endu.

Konwencjonalizmy fabuły służą we wrocławskim przedstawieniu reżyserskiej i aktorskiej zabawie. Bardzo dyskretnej, może nawet dyskretnej aż nadto. Pierwsza sekwencja: sąd, na którym ojciec-płatnerz obwinia hrabiego o uwiedzenie córki, przebiega tak śmiertelnie ponuro, że musi upłynąć wiele minut, zanim widownia odważy się uśmiechnąć. A jest z czego. Rycerskie pojedynki są rozbrajająco markowane. Mądry i przyzwoity hrabia von Strahl jest komiczny, gdy przybiera wojownicze pozy a la Daniel Olbrychski z lat heroicznych, albo gdy podczas pożaru wbiega z impetem na przykrótką drabinę, którą słudzy na wszelki wypadek trzymają z dala od ognia. Wyraźnie śmieje się ze swojego nader konwencjonalnego cesarza Jerzy Schejbal; sztampę femme fatale lekko parodiuje Halina Skoczyńska. Dyskretnie podśmieszone są wreszcie sfery niebiańskie: wędrówka Kasi do klasztoru na tle landsztaftowego krajobrazu przy akompaniamencie cienkich, pobożnych śpiewów, i potem aniołek w okienku, z mieczem w dłoni, powtarzający jednostajnie ufaj, ufaj na modłę telefonicznej zegarynki.

Jerzy Jarocki nie robi sobie, mówiąc po młodzieżowemu, jaj ze starutkiej sztuki. Przymruża oko, zaprasza do zabawy. I nie ukrywa, że serio interesuje go w tym dramacie coś zupełnie innego niż fabuła.

Co? Jak wolno się domyślać, nade wszystko skala determinacji losów ludzkich, zasięg wolnej woli w kierowaniu czynami, nieoczekiwane, paradoksalne i groteskowe konsekwencje owych czynów. Kochankowie Kleista są sobie pisani jak idealne połówki androgyne, ale ich bukoliczne szczęście jest zbyt sprzeczne ze światem, w jakim żyją, by mogło być realne, by mogło do czegokolwiek pasować. Kasia jest uosobieniem bierności, pokory i wiary. Młodziutka Kinga Preis gra ją tak, jak tylko zdolne debiutantki grać potrafią: bezwstydnie. Nie boi się śmieszności ni żarliwości; w ruchach, gestach, przeciąganiu się jest jak młoda kotka: po kobiecemu prężna, po dziecinnemu niezgrabna. Za to jej partner jest szczelnie, intelektualnie zapięty. Mariusz Bonaszewski przeszedł długą aktorską drogę od debiutanckiego hrabiego Henryka w "Nie-Boskiej" Macieja Prusa. Umie tu wyjść w kluczowych scenach daleko ponad schemat szlachetnego rycerza. Bada, jak ów proroczy sen zdoła ziścić się w jego losach, na ile może sobą powodować, a ile w nim samym z marionetki, jak weryfikują się postawy, wartości w kolejnych, wyznaczanych przez los próbach. Sprawdza siebie i innych - a opowieść staje się swoistym polem jego eksperymentu. Wytycza empirycznie, rzekłoby się, granice własnej wolności - bardzo podobnie, jak czynił to Segizmundo z "Życia snem", stawiany wobec nieoczekiwanych wyzwań przeznaczenia. Tamta sztuka często przy oglądaniu "Kasi" przychodzi na pamięć - i ze względu na miejsce, jakie Calderon miał w myślach romantyków, i ze względu na znakomitą, zyskującą w miarę lat coraz większą wagę, inscenizację Jarockiego ze Starego Teatru sprzed z górą dziesięciu lat.

Sen Henryka (ze "Ślubu"), sny Calderona i Słowackiego ("srebrny Salomei"), "Sen o bezgrzesznej" - sny są przecież nieodzownym włóknem teatralnej materii, która wychodzi spod ręki tego reżysera - napisała w "Teatrze" Maryla Zielińska, nie znając jeszcze spektaklu, domyślając się tylko, co może wyniknąć z pracy Jarockiego nad Kleistem. I ryzykując tezę, którą spektakl potwierdził; reżyser w rzeczy samej śledzi... spotkanie snu z życiem, przemianę zastanego ładu w chaos, chaosu w ład, ale ze znakiem zapytania. Tyle - zastrzega się komentatokra - że "Kasia z Heilbronnu" jest gromem z jasnego, a nie ciemnego nieba.

Z jasnego nieba? Może ta powiastka teatralna, jaka wyłoniła się na Świebodzkim z kompletnie nie znanej w Polsce sztuki jednego z największych niemieckich pisarzy romantycznych, jest w istocie o wiele pogodniejsza niż większość ostatnich dzieł Jerzego Jarockiego. Chmur jednak w niej dostatek: najciemniejszą jest pewnie finał. Owszem, mamy nieśmiertelny happy end, szalona wierność miłosna zostaje nagrodzona, a fałsz niecnej rywalki pognębiony. Lecz czemu słudzy niosący baldachim ślubny mają uszminkowane na czarno twarze? I kto właściwie staje na ślubnym kobiercu? Jakieś postacie w strojach Kasi i hrabiego - ich fantomy, ich sobowtóry? Bo oni sami siedzą na skraju podestu, bezpośrednio koło nas, widzów i całą tę pointującą ceremonię oglądają jak obce im widowisko. Jak sen do drugiej potęgi. Jak baśń o wyidealizowanej miłości, będącej figuracją marzenia o harmonijnym ładzie świata, marzenia niezbywalnego i niespełnialnego zarazem.

Mądry, po arcymistrzowsku opowiedziany spektakl. Trochę śmieszny, trochę gorzki. Śmieszny tam, gdzie serio byłby koszmarem. Pełen niedopowiedzeń i zagadek dużo bardziej nieoczekiwanych niż ten parowóz, który odjechał na początku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji