Artykuły

Do trzech razy Sztuka

Trzeci Warszawski Pałac Teatralny - wspólna, urządzana co dwa lata impreza Teatru Lalka i Pałacu Młodzieży - na stałe wpisał się w pejzaż stolicy. Darem organi­zatorów dla warszawiaków były w tym roku gratisowe występy Teatro Tatro Ondreja Spiśaka, który przyjechał wędrownym wozem, maringotką, by przez trzy dni z rzędu bawić dzieci, rodziców i dziadków znakomitą klaunadą na temat "Czerwonego Kapturka". Słowacy zawsze są tu mile widziani i serdecznie witani, by wspomnieć choćby występy pod cyrkowym szapitem tegoż Teatro Tatro z Nitry z niezapomnia­ną, pełną rozmachu feerią teatralno-cyrkową o Biance Braselli, czyli kobiecie o dwóch głowach.

Jak przedtem "Bianka", tak i "Czerwony Kapturek" był emanacją czystej radości z uprawiania teatru, pokazem niezwy­kłej sprawności artystów, ich niewymu­szonego humoru, zdolności do impro­wizacji w każdych warunkach. Klauni w ciągu zaledwie godziny zaprezento­wali aż pięć adaptacji znanej bajeczki. Z gryzącą ironią - stąd świeżo - potrak­towali wyświechtane, co tu dużo gadać, do granic banału motywy.

Dlaczego dziewczynka nosiła na głowie kapturek czerwony? Bo jej mama nie miała zielonego materiału - rozpoczyna narrację właściciel jarmarcznej strzel­nicy Pepe (wyborny w tej roli Spiśak). I rozpoczyna się szaleńcza rywaliza­cja na miny, kopniaki i ekwilibrystyczne popisy, póki sama maringotka (rusałka) nie nakłoni swych mieszkańców do zjed­noczenia wysiłków. Koński łeb (klaczy Kwetki) zagrał babcię, jej zad - wilka, pierrot z euforii fruwał jak ptak na gumo­wym suspenderze, a myśliwy wypatrywał zdobyczy przez lornetkę z dwóch pustych półlitrówek po "Starej Myśliwieckiej". Nie zabrakło kwiatów z piórek, surowych jaj i mamucich kości, więc zabawa była przednia.

I dobrze, bo Teatro Tatro zatarł mie­szane wrażenia, jakie pozostawił spektakl na otwarcie - debiut reżyserski studenta warszawskiej Akademii Teatralnej Marka Ciunela zrealizowany w teatrze w Lubli­nie "Pożyczalscy" wg Mary Norton (żywy plan i gra cieniem).

Młody reżyser, co dziwne, wykreował teatr w sensie estetycznym i ideologicz­nym "stary", dość sztampowy, z mętnym scenariuszem. Dzieciom jednak najwyraź­niej podobały się dekoracje, szczególnie monstrualna szpulka czy ogryzek jabłka, czemu dały wyraz w postaci rysunków, powstających codziennie w foyer Lalki. (Spektakl zajął trzecie miejsce w plebi­scycie "karnetowej" publiczności).

Biegunowo różny od pełnych chaosu i scenicznego, reżyserskiego bałaganu "Pożyczalskich" okazał się nowy spektakl Lecha Chojnackiego z Teatru Animacji w Poznaniu. Adresowany raczej do star­szych dzieci niż do maluchów japoński motyw Pięknej i Bestii w "Onych" Asayi Fujity rozegrany został w umownej, inspi­rowanej teatrem no konwencji. Zamiast dosłowności scenograf Dariusz Panas zastosował umowność, sygnały, znaki i symbole właściwe oszczędnej sztuce z krainy kwitnącej wiśni. Poszczególne pory roku sygna­lizowały wachlarze w stosownym kolorycie, dom zbudo­wany przez zakochanego Diabła dla niewidomej Yuki sta­nowiła ścianka z luźnych drewnianych prętów, a miejscem scenicznego dziania się był obrotowy podest z szufladami-kieszeniami, do których aktorzy chowali maski i rekwizy­ty. Czarny świat ślepej dziewczyny rozjaśnił się na koniec śnieżnym horyzontem, gdy odzyskała wzrok (poświęce­nie Diabła okupiła jego śmierć). Gesty i taneczne ruchy aktorów (Sylwia Koronczewska i Marek Cyris) przypomi­nały scenki z japońskich drzeworytów i porcelany. Żywa, również stylizowana muzyka Krzesimira Dębskiego wyko­nywana była na scenie za pomocą prostych instrumentów perkusyjnych i dętych. Smutna bajka, w której to człowiek okazał się Diabłu diabłem, dostarczyła wiele estetycznej satysfakcji nawet tym widzom, którzy nie do końca zrozu­mieli jej niejednoznaczne przesłanie.

I już do końca były takie przeplatanki. Po trudniejszych "Onych" pokazano prościutkiego "Tygrysa Pietrka" Grzegorza Kwiecińskiego z krakowskiej Groteski - w miarę strawnie i w dowcipnej scenografii Barbary Wójcik zrealizował on bajeczkę Hanny Januszewskiej bardzo, bardzo zalatu­jącą wychowawczym smrodkiem (drugie miejsce w ple­biscycie). Po "Pietrku", w produkcji tejże Groteski, pojawił się "Czarnoksiężnik z archipelagu" według Ursuli Le Guin - solenna, ponura baśń magiczna wyreżyserowana przez Adolfa Weltscheka w pięknej plastycznie, pełnej mgieł, wizji i potworów scenografii Pavla Hubicki. Ciekawe swoją drogą, dlaczego wszyscy młodzi czarodzieje, nie wyłączając Harryego Pottera mieszkającego w komórce pod schodami, mają takie ciężkie życie? Ciężkie, więc nie lekkie - i taki jest też, skądinąd imponujący rozmachem, spektakl.

Grand Prix zdobył spektakl Janusza Ryla-Krystianowskiego "Pierścień i róża" z Torunia. Autorką efek­townej scenografii złożonej z dwóch kompletów błękit­nych i złocistych figur szachowych była Joanna Braun. Zagmatwane perypetie miłosne Angeliki, Różyczki, Bulby, Lulejki i Gburii-Furii z wdziękiem i werwą oddał zespół: Aleksandra Onyszczuk, Anna Skubik, Edyta Soboczyńska, Krzysztof Grzęda, Jacek Pysiak i Mariusz Wojtowicz.

Lalka pokazała "Państwo Fajnackich", warszawską wersję znanej sztuki Wojciecha Szelachowskiego (pra­premierowy białostocki spektakl zdobył Grand Prix pod­czas pierwszej edycji Pałacu w 1998), a widzów dorosłych pożegnał zespół Divadla Loutek z Ostrawy. "Trumfa", ada­ptację tekstu Kryłowa, wyreżyserował znany w Polsce Petr Nosalek. Sztuka pokazana była poza konkursem, i słusz­nie, bo choć bohaterowie przypominali nieco tych z "Pier­ścienia i róży", to całość żadną miarą nie była przezna­czona dla dzieci.

Uteatralnienie Pałacu poszło bardzo daleko. Nawet zapowiadacze - aktorzy Lalki w przebraniach dzieci (przed­potopowych, dodam z niejaką pretensją, bo kto dziś nosi białe bluzki i plisowane spódniczki oraz spodnie na szel­kach?!) odgrywali przed każdym ze spektakli zabawne i ak­tualne - np. żaluzjami do Mundialu - scenki. Ostatnim akordem był konkurs plastyczny inspirowany przedstawie­niami, a jego plonem ciekawe rysunki i zdjęcia - najmilsze trwałe pamiątki po III Pałacu Teatralnym w Warszawie. No i komplet gazetek festiwalowych. Zachęcanie dzieciaków do pisania recenzji, rebusów czy zbierania wywiadów i opi­nii to bardzo ważny aspekt edukacyjnej działalności Lalki.

Można by się zastanawiać, czy nie warto w przyszłości wpuścić trochę więcej świeżej dramaturgicznej krwi na takie imprezy. Nawet laik zauważy bowiem, że słabością teatrów dziecięcych jest monoto­nia repertuarowa. Nie bez kozery najciekawszą wydała mi się japoń­ska sztuka "Oni" - bo po prostu nie znałam wcześniej jej treści. To odwieczny problem przewagi adaptacji w teatrach dziecięcych, więc dla porządku i przy tej - miłej skądinąd - okazji go poruszam.

A poza tym było bardzo fajnie, publiczność dopisywała, humory również, a i Opatrzność mrugnęła przyjaznym okiem do organiza­torów, bo ulewne deszcze zaczęły się już po występach plenero­wych maringotki Spiśaka. Jako ciekawostkę dodam, że nawet urzą­dzane pod Pałacem Młodzieży pokazy funkcjonowania wozu strażac­kiego nie pobiły frekwencyjnie klaunów zjednoczonych w polowa­niu na właściwą interpretację "Czerwonego Kapturka". Lokalna prasa także spisywała się bez zarzutu, zapowiadając, recenzując i fotografu­jąc wszystkie po kolei spektakle. Pracowity tydzień artystów i widzów miłym akcentem rozpoczął warszawskie lato w mieście.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji