Artykuły

Za porywami serca

Teatr jako budynek, w którym oglądamy przedstawienie, i teatr jako rodzaj sztuki - to pojęcia zazwyczaj nierozerwalnie związane. Trudno sobie wyobrazić na przykład Stary Teatr w innym budynku niż macierzysty. Podobnie rzecz się miała z Teatrem Polskim we Wrocławiu. Przynajmniej do czasu tragicznego w skutkach pożaru, który strawił widownię. Zastępcze, choć gościnne sceny nie były w stanie zapewnić aktorom i widzom bycia u siebie, tak potrzebnego we wspólnych kontaktach.

Pojawiła się jednak możliwość, zaakceptowana przez aktorów i widzów, prezentowania spektakli Teatru Polskiego: jest nią Scena na Świebodzkim. Tu wyjaśnienie nieco zaskakujące. Otóż scena ta mieści się na... dworcu. Dworzec Świebodzki to stylowa budowla z końca ubiegłego wieku. Nie pełni już kolejowej funkcji, lecz został wykorzystany w inny sposób. Dzięki doświadczeniu architektonicznemu prof. Wiktora Jackiewicza otrzymał Wrocław nowoczesną i funkcjonalną salę teatralną, dającą duże możliwości inscenizacyjne. Pierwsza premiera Sceny na Świebodzkim możliwości te potwierdza.

Działalność tej sceny zainaugurowała sztuka Heinricha von {#au#394}Kleista{/#} "Kasia z Heilbronnu albo Próba ognia" w reżyserii Jerzego Jarockiego. Kleist, żyjący w latach 1777-1811, znany widzowi polskiemu jako autor "Księcia Homburgu" i "Rozbitego dzbana", tutaj jawi się jako twórca przedziwnego widowiska. "Kasia z Heilbronnu" ogniskuje w sobie niepokoje, marzenia, dążenia z jednej strony, a zmienne uczucia, kompleksy i niepokoje autora z drugiej. W opowieści o miłości Kasi i hrabiego von Strahl Kleist chce przekazać widzowi kilka prawd równocześnie: życie jest przemieszane z sennymi marzeniami, prawdziwa miłość wytrzyma każdą próbę, dobro zostanie nagrodzone - zło zaś ukarane. Ta wielość znaczeń, jakie chciał zawrzeć Kleist w swoim dramacie, nie sprzyja odczytaniu ich przez widza oszołomionego swoistym przemieszaniem planów - realnego i nadprzyrodzonego.

W rękach Jerzego Jarockiego "Kasia z Heilbronnu" jest przede wszystkim wspaniałą baśnią, choć nie pozbawioną odniesień do świata realnego. Wyjście aktorów na początku spektaklu we współczesnych strojach i odjazd za oknami sali lokomotywy (prawdziwej) sugerują widzowi podróż w krainę cudownych przemian, które nie zdołają wszakże odmienić jednego: miłości przeznaczonych sobie Kasi i Fryderyka hrabiego von Strahl. Przestrzeń teatralną Jarocki znakomicie wykorzystał do skupiania uwagi widza na zmiennych planach. Raz są to monologi czy też dialogi, innym razem omalże batalistyczne sceny potyczek, znakomita scena pożaru czy też sceny finałowe (cesarski dwór). Scenografia Zofii de Ines i Wojciecha Jankowiaka wykorzystuje naturalne warunki sali do potrzeb spektaklu, zaś muzyka Stanisława Radwana podsyca nastrój tajemniczości i grozy.

Oglądając "Kasię z Heilbronnu" na nowej - dodajmy: innej - scenie widz zdaje sobie sprawę, że jest to również próba dla zespołu Teatru Polskiego. Aktorzy grający w tym przedstawieniu, a jest ich ponad trzydziestu, znakomicie dostroili się do wymagań Jerzego Jarockiego, jak też do warunków, w których przyszło im grać. Może bardziej mówić, poruszać się, żyć - istnieć scenicznie niż wypełniać tylko zadania aktorskie. Ponieważ należałoby wymienić prawie wszystkich wykonawców, co jest raczej trudne, poprzestanę na odtwórcach głównych ról. W premierowym przedstawieniu zobaczyć można było Kingę Preis (studentkę PWST) i Mariusza Bonaszewskiego, gościnnie występującego w "Kasi". Utalentowana Kinga Preis spodobała się publiczności od razu. Jej Kasia to młoda i kochająca dziewczyna, urzekająca prostotą i naiwnością. Uosabia owo dobro zwyciężające zło i przemieniające ludzi przy pomocy miłości. Mariusz Bonaszewski stworzył postać hrabiego von Strahl bardzo oszczędnymi środkami, akcentując, zwłaszcza na początku spektaklu, swoją otwartość, ale i dystans wobec Kasi.

"Kasia z Heilbronnu" to przedstawienie zaskakujące nas i wymykające się - zwłaszcza po jednokrotnym obejrzeniu - próbie określenia. Czy jest to historyczna, nudna ramota wydobyta z lamusa, czy znakomita i aktualna dziś powieść o miłości? A może odpowiedź na nasze tęsknoty do lepszego świata niż ten za drzwiami teatru? Doświadczając tych często sprzecznych uczuć jedno wszakże możemy powiedzieć: Scena na Świebodzkim rozpoczęła swoje istnienie spektaklem nieobojętnym widzowi. Dziś zwłaszcza to dla teatru bardzo wiele, oznacza bowiem kontakt z widzem, a więc życie teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji