Artykuły

Warszawski Pałac Teatralny - pierwszy, nie ostatni

Od razu się muszę zdeklarować, że jestem wielką miłośniczką idei wszel­kich przeglądów i festiwali teatralnych. Niedobrze, gdy organizuje się je z obo­wiązku albo fałszywie rozumianego obligu wobec tradycji, gdy nie ma z czego wybie­rać. Dobrze, a nawet bardzo dobrze, gdy od pomysłów aż kipi i w ciągu roku czy dwóch tyle się zbiera ciekawych spektakli, że grze­chem byłoby ich nie skonfrontować i nie po­kazać jak najszerszej publiczności.

Lalkarze to lud wędrowny. Wręcz muszą, ale i lubią przemieszczać się ze swą sztuką. Festiwali teatrów dziecięcych jest w Polsce sporo, ale Warszawa jesz­cze takiej regularnej, dorocznej polskiej imprezy nie miała (ma Festiwal Korcza­kowski, lecz o innym zasięgu i programie). Lukę tę wypełnił Teatr "Lalka", goszczący na początku czerwca tygodniowy festiwal nazwany Warszawskim Pałacem Teatral­nym. Jego inicjatorką jest artystyczna szefowa "Lalki", Joanna Rogacka. Stronę finansową wzięły na siebie władze Urzędu Wojewódzkiego Warszawy Cent­rum i dzielnicy Śródmieście. Przegląd po­kazał, co ciekawego dzieje się na sce­nach lalkowych i był to odpowiednik poka­zu haute couture: modne trendy, linie, do­minanty stylistyczne i barwy. Wnioski są ciekawe, zarówno jeśli chodzi o ranking teatrów, jak i rodzaj uprawianej przez nie sztuki.

Wysoką pozycję oraz indywidualne ob­licze utrzymuje Piotr Tomaszuk i jego To­warzystwo "Wierszalin". Różnie tu bywa z repertuarem, nie wszystkie spośród pre­mier ostatnich lat budziły zachwyt, nie­mniej "Medyk" jest spektaklem wybitnym. Mówi dzieciom o rzeczy w życiu ludzkim najbardziej tragicznej - o nieuchronności śmierci i umierania. Turpistyczne jak zwy­kle, klockowate lalki Mikołaja Maleszy są aż nadekspresyjnie animowane przez ak­torów ucharakteryzowanych jak wiedźmy z "Makbeta". Ten zabieg rodzi niezbędny dystans, a skondensowana narracja nie ma płycizn ani słabych punktów. Moim zdaniem był to spektakl najciekawszy. Nie podzieliła tego zdania opinia publiczna, czyli widzowie. Ci zagłosowali na "Pań­stwo Fajnackich", spektakl z Białostockie­go Teatru Lalek. Słusznie. BTL ma znako­mity zespół aktorski i vis comica tych in­dywidualności po prostu nie sposób się oprzeć. Widownia płakała ze śmiechu na kolejnej udanej rewii Wojciecha Szelachowskiego i autora muzyki Krzysztofa Dziermy. Ten nurt białostockiego teatru rewiowo-muzycznego ma zresztą cechę wspólną z teatrem Tomaszuka - zaciera się w nim bowiem granica podziału na od­biorców dziecięcych i dorosłych. Broni się teatr jako teatr, oczywiście gdy dobry - a ten jest bardzo dobry, to creme de la creme polskiego lalkarstwa, zarówno w sfe­rze inwencji, jak wykonawstwa. Polscy twórcy ponoć podpatrzyli u Czechów fan­tastycznie uniwersalną konwencję grania, do której dostosował dekoracje Andrzej Dworakowski. Polega ona na zastosowa­niu około metrowej wysokości para­wanów. Zza nich, jak zza małych nadscenek, wyłaniają się naturalnej wielkości ob­licza ludzkie, do których dorobiony jest, wiszący na piersi, animowany pacynkowo, skarlały szmaciany tułów. Kontrast między dorosłymi twarzami a dziecięcymi ciałkami nieodparcie śmieszy. Ponadto, mimo podziału na kabaretowe numery, spektakl to jednorodny teatralny kosmos - tytułowe "Państwo Fajnackich". Brawo!

Na festiwalu pojawiły się dwie realiza­cje Ondreja Spiśaka, "Alicja w Krainie Cza­rów" i "Rudy Dżil i jego pies", co potwierdza, że artystyczna współpraca z zagranicą kwitnie. "Alicja" z Baja Pomorskiego w To­runiu w scenografii lvana Hudaka była dla mnie znacznie ciekawsza w warstwie wi­zualnej niż tekstowej. Adaptacja scenicz­na powieści Carrolla grzeszy wątłością fa­buły i nikłym stopniem budowania na­pięcia dramatycznego. Jeszcze bardziej irytujący jest grzech dotyczący "Alicji...", czyli totalna dowolność skojarzeń reżyse­ra, dosłownie wszystkiego ze wszystkim. Technika improwizacji na scenie może dawać dobre rezultaty w wypadku osobis­tego artystycznego autorstwa konceptu, ale gdy adaptuje się literaturę przez duże L... drąc ją na przypadkowe strzępy... Cóż, może mam zbyt surowe wymagania, ale chcę od teatru i piękna, i sensu. Tych walorów nie zabrakło i w adaptacji, i w in­scenizacji "Rudego Dżila" warszawskiej "Lalki".

Spośród dziewięciu propozycji koniecz­nie trzeba wymienić jeszcze dwie. Ideal­nie wpisujące się w atmosferę przeglądu występy niezmordowanego, sympatycz­nego i lubianego przez dzieci klauna Pinezki (Przemysława Grządzieli) oraz zro­bioną z rozmachem i konsekwencją w re­alizacji marionetkowej konwencji "Piękną i Bestię" z łódzkiego "Arlekina". Tu z kolei teatr zaprosił do współpracy amery­kańskiego mistrza Davida Syrotiaka. Sprawność wykonawców (skądinąd śred­nio udanej adaptacji) klasycznej baśni była imponująca. Nawet maleńki piesek poruszał się naturalistycznie na swych kil­kunastu nitkach. Optymistyczna to jaskółka (cały spektakl, nie piesek) zwias­tująca powrót do najstarszych i naj­piękniejszych tradycji animacji. Sztuka marionetkowa to naprawdę haute couture - elegancja, precyzja kroju, szyk.

Na finał, poza konkursem, gospodarze pokazali nieodmiennie wzruszającą "Spo­wiedź w drewnie" w reżyserii - jeszcze! - Jana Wilkowskiego, z Grzegorzem Felusiem w roli Jędrzeja Wowry. Takie wido­wiska chciałoby się utrzymywać na afiszu jak najdłużej. Pod względem profesjona­lizmu poprzeczka Pałacu ustawiona zo­stała wysoko. Mam tu na myśli wszystkie lalkarskie zawody i umiejętności. Myślę, że po udanym pierwszym przeglądzie, a udany był on także pod względem frekwencyjnym, teatry z całej Polski będą się starały o zaproszenie do stolicy i Pałacu. Ja sama w pełni zgadzam się ze zdaniem Joanny Rogackiej, pomieszczonym w pro­gramie, że "Pałac Kultury - kontrowersyj­ny obiekt architektoniczny, to świetny ad­res dla zdarzeń niezwykłych".

Zaprzyjaźnione dzieci mówiły, że było bardzo fajnie. Przeżywały pokazy dzień po dniu jako swoje święto i to jest naj­ważniejszy punkt programu, który udało się zrealizować. Zamierzony jako lalkowy odpowiednik Warszawskich Spotkań te­atrów dramatycznych Pałac zadbał prze­de wszystkim o swą publiczność. To, co pisałam na początku o konfrontacji różnych scen w jednym miejscu, ważne jest przede wszystkim dla krytyków, którzy wyrokują, co lepsze, co gorsze. Dzieciakom podobało się, że było różno­rodnie, codziennie inaczej. A na końcu decyzję, kto zostanie nagrodzony, i tak oddano w ich ręce. To był ich, dzieci, Pałac. To było ich spotkanie z cudownym światem artystycznych przeżyć, dzięki spotkaniu z dobrym, wciąż zmieniającym oblicze, fascynującym teatrem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji