Ariel i Kaliban
1.
Najpierw na wyspie był Ariel. Ariela uczyniła swym sługą wiedźma Sykoraks. "Ta przeklęta wiedźma, za rozmaite zło, za czary, zbyt straszne nawet dla ucha, wygnana została z Algeru". Urodziła tu Kalibana, "syna pomarszczonego, piegowatego psa" zaś Ariela, który był "zbyt wrażliwy, zbyt delikatny by spełniać jej wulgarne rozkazy" kazała zakleszczyć w pniu rozłupanej sosny, gdzie "mieląc przekleństwa i jęki, jak wiatr miele powietrze" tkwił lat dwanaście. Umarła w tym czasie Sykoraks, jedynym mieszkańcem wyspy i jej władcą był Kaliban, do czasu gdy trafił tam Prospero, wygnany książę Mediolanu. Prospero sztuką swą czarodziejską rozwarł "obcęgi sosnowe" i wydarł z nich Ariela, który odtąd wiernie służy swemu panu, tęskniąc za obiecaną mu wolnością.
"Kiedyś ja tu byłem królem" przypomina Kaliban Prosperowi, "ta wyspa jest moja, po matce, a ty mi ją zabrałeś". Dzisiaj jest sługą pełniącym najbardziej obmierzłe prace, "żmiją trującą, którą sam diabeł spłodził w maciorze twojej", "synem ciemności i nocy", "diabelskim nasieniem", niewolnikiem. Przedtem Prospero był wobec niego łaskawszy: "Pieściłeś mnie, głaskałeś i dogadzałeś; dawałeś jagódki z wodą, mówiłeś, że większe światło, to, które świeci w dzień, a mniejsze - świeci w nocy. I ja ciebie kochałem i pokazałem ci wyspę - źródła, słodkie i słone, grunt żyzny i grunta jałowe..." Potem targnął się na cnotę córki Prospera Mirandy ("Jaka szkoda, że mi przeszkodziłeś. Zaludniłbym tę wyspę Kalibaniątkami"), siła jego pana zmusiła go do zwierzęcej uległości. Usiłowałem - tłumaczy się Prospero - uczyć ciebie, "było mi cię żal (...), umiałeś jedynie bełkotać, jak zwierzę obrane z rozumu; nie pojmowałeś sam siebie! Lecz twoja podła natura, pomimo wszystkich nauk, została sobą..." Dziś służy, ze strachem i nienawiścią. Prospero swoimi czarami potrafi bowiem na miotającego przekleństwa Kalibana zesłać kurcze, "tak skręcę ci kości, że będziesz wył i zwierzęta straszył krzykiem..." Służy, złorzeczy i tęskni za nowymi bóstwami.
Prospero będąc władcą Mediolanu zajmował się przede wszystkim nauką. "Coraz to bardziej wciągnięty w nauk tajemnych krąg" rządy zdał na brata. Zdradziecki Antonio związał się z wrogiem Prospera, królem Neapolu, który "w zamian za obietnicę hołdu i Bóg wie jakiego haraczu zobowiązał się "wyzuć mnie z księstwa". Bano się zabić Prospera ("Nie chcieli moją krwią podpisać paktu, w barwach dużo piękniejszych prezentowali swój zamysł"), umieszczono go wraz z córką na starym wraku, którym dopłynął zrządzeniem losu do wyspy. Dzięki szlachetności Gonzala na statku była "odzież, pościel, narzędzia - rzeczy niezbędne; a z mojego księgozbioru wziął dla mnie parę tomów, droższych mi niż Mediolan". Te księgi tajemne i cudowna pałeczka sprawiły, że Prospero miał władzę nad wyspą, nad Arielem i Kalibanem, nad ludźmi, którzy trafią na wyspę, nad światem, który na wyspie stwarza.
W tym właśnie miejscu zaczyna się bajeczka? przypowieść? dramat fantastyczny? testament teatralny Szekspira? pod nazwą "Burza". W ciągu kilku godzin akcji scenicznej, które trwają tak długo, jak - być może - trwają wydarzenia na wyspie, przybędą tu wszyscy, którzy mieli udział w sprawie Prospera, rozwiązane zostaną wszystkie sprawy, każdy przeżyje jakąś niezwykłą przygodę, każdy w coś zwątpi by na powrót w coś uwierzyć, każdy otrzyma to, co mu się należy: Prospero Mediolan, Ferdynand Mirandę, Miranda Ferdynanda, Ariel otrzyma wolność, Kalibanowi zwrócona zostanie wyspa. "Czy księcia Mediolanu - westchnie zachwycony Gonzala - wygnano z Mediolanu po to, by jego dziecko rządziło w Neapolu? (...) W czasie jednej podróży piękna Claribela znalazła męża i to w Tunisie, Ferdynand zaś żonę, ten sam Ferdynand, który sam się zgubił! Nie koniec na tym! Prospero - koronę, tu na tej wyspie jałowej, zaś my znaleźliśmy samych siebie - bo żaden z nas nie był sobą..."
Jak w "Miarce za miarkę", jak w "Jak wam się podoba", jak w innych komediach Szekspira, wszystko dobrze się kończy, krzywda zostaje naprawiona, tajemnice wyjaśnione, cnota nagrodzona, wina wybaczona. Prawie tak samo. Po ogłoszeniu szczęśliwego zakończenia zostanie bowiem kilka pytań, z których niejedno zawiśnie w powietrzu bez odpowiedzi. Czym jest ta wyspa, tak daleka od świata, od ludzi, od cywilizacji i od prawdy? Jaki był cel działań Prospera, któremu przecież nie tylko na tym zależało, by potęgą swych czarów odzyskać dziedzictwo, wydać za mąż Mirandę i wrócić do Mediolanu? Kim jest Ariel, kim jest Kaliban, co czeka człowieka, gdy czary przestaną działać? Co wreszcie znaczy ta sztuka, ostatnie wielkie dzieło poety, którym żegna się z teatrem, ze światem, z życiem? Z kim podejmuje w nim obrachunki i co chce przez nie powiedzieć?
Pozostanie także wspomnienie czarów Prospera, który odkładając pałeczkę wróci do Mediolanu, "gdzie każda trzecia myśl będzie już myślą o śmierci". Pozostaną wreszcie ostatnie słowa Prospera, który zamykając sztukę zwróci się z gestem rezygnacji do widowni:
Chciałem was bawić,
teraz brak mi mojej siły,
duchów, które by spełniły
rozkaz:
- prysnął czar mej sztuki.
Słowa moje nic nie znaczą...
Waszych łask więc dzisiaj proszę.
One mnie uwolnić mogą;
one z mroku mnie wywiodą,
ich wspomnienie w sercu noszę.
Gdy mieć chcecie odpuszczone zbrodnie
tak ze swej łaski puśćcie mnie swobodnie.
2.
Biały talerz sceny, pokryty wypalonymi przez słońce skałami, stosem olbrzymich, wysuszonych przez wiatr kości. Lekko pochylony w stronę widowni. Dookoła niego czarne obrzeże, gładka ścieżka opasująca białe rumowiska. Z wyspy nie można się oddalić, nikt - poza Prosperem i Arielem - nie opuści przed końcem przedstawienia obsypanego szczątkami kości świata zaklętego, podporządkowanego władzy czarodziejskiej pałeczki Prospera, nikt nie wyjdzie na czarną ścieżkę. Ariel, również biały, o powolnym, zmęczonym chodzie, wspierający się czasami białą laską ślepca, ma do pomocy duchy, jak on pozostające we władzy Prospera, jak on jemu posłuszne. Są częścią wyspy. Białe kostiumy, twarze aktorów zakryte białą materią, na kostiumach czarne plamy, zarysy wyschniętych żyłek, takie same jak na spalonych słońcem kościach zaścielających wyspę. Biel duchów zlewa się z bielą wyspy, biel zjaw niewidocznych ostro kontrastuje z ciemną barwą kostiumów istot żywych. Zaklęte przez Prospera, mamione przez Ariela, łudzone przez duchy, oszukane przez rzeczywistość wyspy, która nie jest wyspą, ale teatrem stworzonym i kierowanym przez Prospera - idąc przed siebie kręcą się wkoło, działając i walcząc nie wiedzą, że każdy ich krok i każde działanie nie jest ich działaniem. Grają to, co i jak im przypisze Prospero. Są aktorami jego teatru.
Biały, zmęczony Ariel spowodował burzę, która przywiodła dworzan na wyspę. Ariel wraz z duchami prowadzi ich krok po kroku ku finałowi przedstawienia rozgrywanego przez Prospera. Tylko nad jedną postacią Prospero nie panuje. Nad swoim niewolnikiem Kalibanem. Kaliban jest mieszkańcem wyspy Prospera, podlega mu, ale nie jest mu posłuszny. Należy do innej rzeczywistości niż Ariel, do innej także rzeczywistości niż żywi ludzie, sprowadzeni dzięki burzy na wyspę, na której muszą być posłuszni pałeczce Prospera-reżysera. Wyspa, powiada Skuszanka, jest światem Prospera. Duch tego świata, Ariel, służy i jest posłuszny myśli Prospera. Ludzie żywi stali się postaciami w teatrze wygnanego księcia Mediolanu. Kaliban, natura ludzika, może być ujarzmiany, można próbować go zmienić, można - gdy zawiodą naturalne zabiegi edukacyjne - panować nad nim przemocą, ale istoty jego zmienić się nie da. Kaliban może się zmienić jedynie przez własne, z własnego wyboru i na własnej skórze przeżyte doświadczenie. Droga Kalibana ku "lepszemu" jest najdłuższa. Czary Prospera wobec Kalibana są bezsilne.
Czysta, klarowna jest wykładnia teatralna szekspirowskiej "Burzy" w teatrze wrocławskim. Podporządkowująca apodyktycznie przedstawienie logicznej, konsekwentnie egzekwowanej konstrukcji poetyckiej, która ujarzmia materię teatralną żelaznym pierścieniem twierdzenia matematycznego. Nie dzieje się z "Burzą" to, co stało się pół roku wcześniej z "Fantazym" Skuszanki, rozpiętym na wpisanej w tekst Słowackiego innej sztuce, sztuce stworzonej przez teatr, dopowiadającej w sposób apodyktyczny jedną z myśli poety, tę, która obecna jest w komedii Słowackiego między innymi: gra prowadzona przez Fantazego i przez Idalię. "pół-aktorów, pół-Polaków", miała za przedmiot teatr rozgrywany przez komediantów, z udziałem żywych postaci w połowie tylko posłusznych swoim reżyserom. W "Burzy" podobny zabieg jest w sposób organiczny związany z tworzywem literackim, nie deformuje tekstu, prowadzi jedynie do logicznego uporządkowania wątków, myśli i niedopowiedzianych do końca zamysłów Szekspira, pełnych - w tekście czytanym - niejasności i wahań. "Burza" Skuszanki, ujęta w czystą, klarowną konstrukcję interpretacyjną, traci w ten sposób zaledwie barokową ozdobność formy, ceną ujednoznacznienia jest tylko pewna suchość i ledwie grożąca temu przedstawieniu (choć przecież wyczuwalna) ilustracyjność. Zyskuje natomiast coś nieporównanie ważniejszego: staje się uporządkowanym, mówiącym ważne i zrozumiałe dla widza współczesnego prawdy teatrem.
Jest to przedstawienie Skuszanki kolejnym ogniwem teatru rozpoczętego inscenizacją Szekspirowskiego "Jak wam się podoba". Tam zobaczyliśmy sceniczną opowieść poetycką o człowieku, który ani "u dworu", ani w Lesie Ardeńskim nie znajduje pogodzenia z własną naturą. Jedno i drugie okazuje się złudnym marzeniem; także rezygnacja, także sceptycyzm Jakuba prowadzić muszą do śmierci. W "Burzy" ów Las Ardeński - a więc teatr tworzony przez Prospera-reżysera - odarty jest już całkowicie z ułudnego piękna i oczyszczony z pozorów idylli, jakie posiadał jeszcze w "Jak wam się podoba". Tam była jeszcze rozpięta nad sceną jemioła, tu mamy już tylko nagą, surową pustynię, na tle której pojawiająca się na chwilę wizja świata bukolicznego jest już tylko ironicznie cytowanym przez Prospera chwytem teatralnym, złudnym i nieprawdziwym. Ale w "Burzy" kończącej się melancholijnym przesłaniem Prospera, odkryty jest i pokazany - jest więc w tym przedstawieniu akcent optymistyczny - sens tej ciągle bezskutecznie ponawianej próby odnalezienia "siebie" przez świat i przez człowieka. Sens nie nazbyt radosny, nie obiecujący łatwych nadziei: zebranie nowych doświadczeń przez Kalibana. Syn wiedźmy Sykoraks walczący o odzyskanie zabranej mu przez Prospera wyspy wita jako nowych bogów błazna i pijaka, ale zostając sam na wyspie będzie już wiedział, co znaczą słowa: "Będę w przyszłości mądrzejszy". Natura ludzka ma przed sobą długą, żmudną drogę, nim zrówna się z duchem i myślą ludzkości. Kaliban ciągle nie jest Arielem. Może kiedyś nim będzie...
3.
Poetyckie przedstawienie, w którym Skuszanka (tym razem z pomocą Marcina Wenzla jako scenografa, jak zwykle przy współpracy muzycznej z Adamem Walacińskim) raz jeszcze dokonuje obrachunków ze światem i z teatrem, w którym szuka nie tylko jako reżyser - wypowiedź ta ma bezwzględnie osobisty charakter - także jako człowiek miejsca dla siebie, celu dla uprawianej przez siebie sztuki, pociechy dla widowni, której chce przekazać swoje wątpliwości i swoje nadzieje dotyczące Życia, Człowieka, Sztuki. Trudny, w skupieniu i w zaszyfrowanej głęboko formie refleksji poetyckiej budowany teatr. Daleki od życionaśladowczych rozwiązań, obcy opisowości psychologicznej, próbujący znaleźć lakoniczne środki wyrazu dla sztuki podejmującej się mówić w sposób osobisty o sprawach najtrudniejszych. Nie szukający łatwych punktów styku z codziennym doświadczeniem współczesnego człowieka, próbujący otworzyć jakąś teatralną perspektywę na obraz nie tylko dnia dzisiejszego, ale całej cywilizacji, całej egzystencji ludzkiej. Zadanie tak trudne, że właściwie karkołomne. Fakt ten osiąga się za cenę niejednej porażki. Powstaje teatr zimny, pełen rezygnacji - powiedzą ci, którym potrzebne są prawdy bardziej doraźne, obraz świata bliżej przystający do ich codziennych doświadczeń. Teatr nie rezygnujący z mówienia o sprawach, które trudne są do nazwania i do przekazania innemu człowiekowi - powiedzą ci, którzy dostrzegą w tych ryzykownych, nie zapowiadających łatwych sukcesów i szybkiego uznania próbach Skuszanki heroizm artysty mierzącego swe wątłe siły ze światem nie mającym wymiarów szkolnej czytanki.
Trudne w odbiorze, wirtuozowsko technicznie zrealizowane, dojrzałe wykonawczo przedstawienie. Jeszcze jedna świetna rola Anny Lutosławskiej (Ariel), jeszcze jeden sukces we wrocławskich przedstawieniach Krasowskich Igora Przegrodzkiego (Prospero), dobra robota aktorska i ciekawa interpretacja postaci Kalibana Ryszarda Kotysa, ładny i sprawny debiut Danuty Lewandowskiej (Miranda), role - wszystkie już tylko w kronikarskim skrócie - Ferdynanda Matysika (Stefano), Józefa Skwarka (Trinkulo), Erwina Nowiaszka (Antonio), Piotra Kurowskiego (Alonzo), Czesława Wojtały (Sebastian), Pawła Galii (Ferdynand). Scenografia, muzyka, aktorzy, próba dopowiedzenia Szekspirowskiej "Burzy", skupiona, z uwagą wsłuchana w przedstawienie widownia... Teatr, który się liczy i który chce coś znaczyć.
Nie wiem - trudno to recenzentowi zgadywać - co będzie dalej z teatrem Skuszanki po "Burzy", określonej przez nią samą jako zamknięcie pewnego cyklu. "Szekspir - Słowacki - Calderon - Słowacki - Szekspir. Chodzę ich śladami, nie umiem uciec od fascynacji światem myśli i poezji tych właśnie autorów". To jej ostatnie przedstawienia. Droga Prospera już się zamknęła. Ariel czy Kaliban jako patroni wybrani na dalszą drogę? Marzenie czy zwykła, przyziemna codzienność? Chciałbym zobaczyć przedstawienie Skuszanki, w którym na świat spogląda oczami podglądacza natury ludzkiej, nie marząc przez chwilę o nowym, idealnym, niezwykłym świecie. Inne już, nie z kręgu Montaigne`a, bez poezji i bez Ariela. Ale czy wolno o tym pisać ?