Próby Burzy
"BURZA" Szekspira w reżyserii Skuszanki. Inspiracją dla autora było odkrycie wyspy na Bermudach, w trakcie pracy reżysera nad inscenizacją człowiek stanął na Księżycu. Dla ludzi renesansu świat poszerzał się o nowe lądy, dla nas - o kosmos. Kuszący i aż banalny ciąg skojarzeń. A przecież w końcu i tak się utknie na melancholijnej konstatacji: i wtedy, i dziś gwałtownie poszerzył się horyzont poznania, urzeczywistniły się wielkie marzenia, a pytanie o sens życia pozostało otwarte.
Zbudowana na scenie przez M. Wenzla wyspa nie jest popularną u myślicieli renesansowych Utopią. Był nią jeszcze Ardeński Las w "Jak wam się podoba?", inscenizacji Skuszanki, z którą "Burza" ma wiele momentów stycznych. Gdy jednak tam biel kręgu jemioły była nieskazitelnie czysta, to tu białość wyspy jest szarawa. Stroje duchów mają pojedyncze, napryskane w różnych miejscach plamy, które niepokoją. Niepokoi zresztą cała wyspa. Jest naga jak przed powstaniem życia, albo po jego zagładzie. Sterczą na niej skały, a może resztki monstrualnych szkieletów? Z wyspy nie ma ucieczki, można co najwyżej zapaść się w głąb, po to, żeby podziemnym labiryntem nieuniknienie znowu wychynąć na jej powierzchnię. Naturalne i nadnaturalne więzienie. Mikroświat istniejący poza czasem i: miejscem... Laboratorium dla zaplanowanych doświadczeń Prospera-Fausta. I. Przegrodzki nosi pelerynę i laskę maga. I książkę. Jest więc również intelektualistą, który ,,bez książek jest całkiem głupi... I ani jeden duch nie spełni jego rozkazu". Jest świadomy swej siły i ryzyka podejmowanego eksperymentu (z jaką ulgą przyjmuje wieść o nieszkodliwym dla ludzi przebiegu wywołanej burzy). Jego siła, mądrość, myśl i czyn upostaciowały się w Arielu. W wykonaniu A. Lutosławskiej Ariel jest abstraktem, jego kostium jest prawie, taki sam jak innych duchów, tylko bez czarnych plam. Ariel pragnie się wyzwolić ze służby u Prospera, być ideą samą w sobie i dla siebie.
Kaliban okazał się na wyspie, jedynym, liczącym się przeciwnikiem Prospera. Tylko on zbuntował mu się naprawdę i groźnie. Syn wiedźmy Sykoraks, prawowity władca tej wyspy, jej pierwotność. Sama natura opornie poddająca się działaniu cywilizacji. Pierwsza próba uczenia się od ludzi dała Kalibanowi mowę - żeby mógł przeklinać i sprawniej wykonywać pracę niewolnika, druga - dała posmakować wina, wiodła do zbrodni i do przegranej. Same uboczne skutki cywilizacji? Kaliban jest alegorią i żywym jestestwem równocześnie, potworem i człowiekiem. Najmocniej czującym ból fizyczny, owe kolki i jeże, ale także czutym na piękno ciała, ("moja marna - Sykoraks - tak się ma do niej - Mirandy - jak do sosny mech"), wrażliwym na muzykę ("Ta wyspa pełna jest dźwięków, melodii i ech, które nikomu nie szkodzą"). Jak to grać? Unikam cenzurek, ale tu muszę wyznać, że R. Kotys był chwilami na granicy fenomenu.
WYSPA u Szekspira jest również teatrem. W realizacji Skuszanki, teatrem poetyckiej metafory, w którym burza w znaczeniu dosłownym przechodzi ponad widownią, zanim podniesie się kurtyna (popis akustyczny H. Breguły); teatrem wielu, indywidualnych kreacji (będą o nich pisać recenzenci) i mozolnej pracy zespołu aktorów, których, twarze ledwo na moment odsłaniają się widzowi podczas końcowej prezentacji (M. Ławińska, E. Kamas, J. Ziemiańska, Z. Bielawski, J. Fornal, A. Gierczak, W. Malec, J. Peszek, A. Wilk); teatrem aktorów doświadczonych, ale też nie lękającym się powierzyć dużej roli Mirandy debiutującej D. Lewandowskiej; teatrem, mądrym i wielkiej urody z ledwie kilku momentami spornymi (jak choćby zbyt jednoznaczna i teatralnie obnoszona laska Ariela) i jedną całą sceną niedobrą (wstawka z maskami, której chyba nie są w stanie pomóc żadne zmiany, doskonalące obraz a nie tekst); teatrem swoistych reguł gry, które gdy widownia podejmuje, nie zawodzą.. Ja je przyjąłem.
Ten teatr w teatrze organizuje w imieniu Szekspira i Skuszanki, Prospero. Sprowadza na wyspę ludzi: uczciwego utopistę Gonzala (długo nie widziany w tak dużej roli L. Olszewski), przeniesionego tu z "Jak wam się podoba?", w otoczeniu bandy łobuzów czerwienią strojów pokrywających czarne dusze. Wielkich zbrodniarzy w pozłocie i maluczkich opojów. Sztuka Szekspira zagarnia bowiem ludzi, zewsząd, z tronu i z rynsztoka. Jest o wszystkich i, chce być dla wszystkich. To im Prospero każe grać samych siebie. Odtworzyć próby podstępnego zdobycia władzy, Żeby zobaczyli swoją podłość w postaci esencjonalnej. Bo o ile w Mediolanie czy Neapolu zdobywanie władzy miało sens, o ile tam zbrodnia mogła mieć okoliczności łagodzące, to na bezludnej wyspie staje się ono czystym nonsensem a zbrodnia wynika jedynie z podłości. Są nią zarażeni wszyscy i zawsze, gdyż dla Szekspira historią świata jest historią walki o władzę.
PYTANIE o cel odegrania tej skondensowanej historii świata i tego teatru w teatrze nasuwa się nieodparcie. "Jak: wam, się podoba?" słowami Jakuba rozbijało iluzję szczęśliwego ustronia; trzeba wrócić do świata takiego, jakim on jest. Jak by nie interpretować ostatnich słów Jakuba ("Idę spać"), oznaczały one rezygnację....Jak żyć w tym świecie, nie mówiły. Pytanie maksymalne, na które nie ma odpowiedzi? Zapewne "Burza" też nie daje recepty. Próbuje tylko pokazać, że nasz byt znajduje uzasadnienie.. Gdy pryśnie, czar, Kaliban zostanie na wyspie dzikusem a Prospero wróci do Mediolanu bezbronny, i tam mogą go znowu zdetronizować. Historia może się powtórzyć, zatoczyć jeszcze jeden, podobny krąg. A przecież następna burza nie zerwie się już w tym samym punkcie a historia nie musi zaczynać od zera. Mądrość człowiecza odcisnęła ślad na naturze j (Kaliban: "Będę na przyszłość mądrzejszy"), ludzie wejrzeli we własne dusze. Ani Szekspir, ani Skuszanka, ani wyręczający ich Prospero nie traktują na serio baśniowego zakończenia, przemiany łotrowskich dusz. Wierzą jednak, jak mniemam, że w trakcie przyglądania się własnej nikczemności i urodzie cudzego ducha czystego, przeżytych cierpień i upokorzeń, doznawanych aktów wspaniałomyślności i zaznawanych chwil szczęścia - musiało nawet w łotrach coś zakiełkować. Naiwnością byłoby sądzić, że po "Burzy" widz przeżyje pełne katharsis, że wyjdzie odmieniony. Ale też nieprawdą byłoby twierdzić, że po "Burzy" nie pozostanie w nim nic. We wciąż na nowo podejmowanych próbach szukania dla siebie szczęśliwego miejsca, znajduje się sens życia; we wciąż na nowo podejmowanych próbach przeprowadzenia widza przez burzę ducha, jest sens istnienia teatru.
I jakże wieloznacznie migocą te "próby" pożyczone u Montaigne'a (do którego Skuszanka tak często się odwołuje), a zastosowane do najnowszego przedstawienia "Burzy" w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Przedstawienia próbującego dla najbardziej złożonego dramatu Szekspira znaleźć idealny kształt sceniczny - którego nie ma.