Czarna komedia po polsku
Po "Zemście" zaprezentował teatr wrocławski przedstawienie sztuki Bohdana Drozdowskiego "Kondukt", ujawniając skalę swych możliwości repertuarowych i artystycznych: od klasyki do współczesności, od komedii klasyka literatury narodowej do sztuki współczesnej. Obydwa przedstawienia reżyserował Jerzy Krasowski.
Krasowski wystawił "Kondukt" przed siedmiu laty w Nowej Hucie. Teraz powrócił do tej sztuki opracowując ją po raz drugi we Wrocławiu. Już przed laty "Kondukt" wydawał się utworem na wskroś oryginalnym, odkrywczym w swej warstwie socjologicznej i językowej. Wtedy urzekała przede wszystkim w tej sztuce jej znakomita obserwacja, prawda obyczajowa, autentyzm ludzi, dialogów i zdarzeń.
"Kondukt" wydawał się wtedy jakby udramatyzowanym reportażem. Konfrontacja po 7-miu latach wykazała, że jest w tej sztuce coś więcej. Wiele się w Polsce od czasu napisania "Konduktu" zmieniło. Nie tak kształtują się dziś u nas stosunki między ludźmi, inne są konflikty, nie tak proste, bardziej zawikłane, skomplikowane, zawoalowane. Ale "Kondukt" pozostał świadectwem epoki i patrzymy dziś na tę sztukę, jako na jeden z najwybitniejszych utworów scenicznych powojennego 25-lecia, który wytrzymał bardzo dobrze trudną próbę czasu.
Jerzy Krasowski znalazł znakomity klucz do współczesnej prezentacji tej sztuki. Jeśli "Zemstę" rozegrał w olśniewającym tempie i dynamicznym ruchu, to w przedstawieniu "Konduktu" poszedł w przeciwnym kierunku. Sytuacje są tu statyczne, świadomie zwolnione jest tempo, a wiejscy chłopcy ruszają się niezdarnie, chodzą sztywno, jak ludzie nieobyci z miejskim obyczajem i towarzyską rozmową. Za to wiele tu miejsca i czasu na podteksty, pauzy, na wypełnienie realistycznego tekstu mimiką i gestem, osobowością aktora.
Wrocławskie przedstawienie "Konduktu" jest prawdziwym poczuciem komediowych możliwości całego zespołu. Znakomity jest znowu Witold Pyrkosz, jako szofer Sadyban. Wojciech Siemion (którego niestety tak rzadko możemy oglądać w Warszawie) zbiera zasłużone brawa w roli delegata komitetu zakładowego w za ciasnych butach, tow. Pawelskiego. Artur Młodnicki jest zmęczonym inżynierem Woźniakiem, użerającym się bez przerwy z tow. Pawelskim, a Stanisław Michalik - starym sołtysem, dysponującym prawdziwie chłopskim rozumem. Szczególne słowa uznania należą się Ryszardowi Kotysowi i Ferdynandowi Matysikowi za role dwóch wiejskich chłopców zwerbowanych do kopalni, którzy powracają teraz do wsi rodzinnej ze zwłokami swego przyjaciela.
Magdę, dziewczynę zabraną z drogi, zagrała zabawnie Marianna Gdowska, lepsza w pierwszej niż w drugiej części przedstawienia.
Trafne tło przedstawienia zaprojektowała Krystyna Zachwatowicz. Szczególnie udały się jej ubrania bohaterów w tej czarnej komedii, współczesne, a przecież tak dowcipnie skomponowane, oraz wieńce, którymi pokryta była trumna nieboszczyka. Już samo ich pojawienie się na scenie wzbudzało śmiech.