Artykuły

Kolumbowie biografia pokolenia

W roku 1944 pisał Bratny w wierszu pt. "Testa­ment":

"....wiedz,

że oto ci powiadam prawdę

o tamtych dniach..."

"Prawdę o tamtych dniach" miał powiedzieć je­dnak dopiero w roku 1957, kiedy ukazała się jego trylogia "Kolumbowie, rocznik 20".

Bratny, powstaniec i działacz Polski Podziemnej, poprowadził grupę swych rówieśników przez "Śmierć po raz pierwszy" - okupację i "Śmierć po raz drugi" - powstanie warszawskie, by wreszcie rozstrzygnąć ich losy w "Życiu". Gorzki i ironiczny to tytuł, nadany trzeciemu tomowi. Życie zniszczy tych, którzy zwycięsko przedarli się przez śmierć. Kolumb, taki młodzieńczy i taki odważny, zostanie na emigracji, nękany nostalgią, w nic już nie wie­rząc. Zygmunt, mocny i bezkompromisowy, stwo­rzony na dowódcę, osaczony podejrzeniami, pod groźbą więzienia i sfingowanego procesu - zała­muje się, ucieka do bandy, idzie przeciw tym, któ­rzy jeszcze wczoraj byli jego towarzyszami broni. Jerzy, poeta, najciekawszy może z nich wszystkich, najbardziej skomplikowany - zginie tragicznie od skrytobójczej kuli.

Książka Bratnego wywarła wielkie wrażenie. By­ła pierwszą tej miary próbą nakreślenia epopei lo­sów akowskiego pokolenia, spisaniem osobistym na­szej historii najnowszej.

Adam Hanuszkiewicz zadziwia nieustannie wy­trawnych znawców teatru. Zdecydował się wystawić "Przedwiośnie", w którym grał główną rolę - i by­ło to jego wielkie reżysersko-aktorskie zwycięstwo. Teraz - "Kolumbowie". Powieść - rzeka, gdzie setki wątków i postaci, utwór o scenerii zmiennej i realistycznej. Powątpiewano w sukces przedsię­wzięcia. Hanuszkiewicz adaptował, inscenizował, re­żyserował. Odciął tom pierwszy - okupację, pozo­stawił dwa ostatnie. Wyeliminował postaci zalud­niające tło, skoncentrował akcję, zaostrzył rysunek pierwszoplanowych bohaterów. "Kolumbowie" stali się wydarzeniem teatralnym. W reżyserii odnajdzie­my łatwo echa wielkich, odkrywczych osiągnięć Ha­nuszkiewicza - reżysera telewizyjnego. Zakompo­nowanie przestrzeni scenicznej, "zbliżenia", świa­tłem grup prowadzących akcję, harmonijny ruch tłu­mu, zapełniającego scenę i znikającego, ciągła zmia­na "planów" - to wszystko wskazuje, iż rodowodu przemyśleń, jakie towarzyszyły przy narodzinach scenicznych "Kolumbów", szukać należałoby w sze­regu wybitnych spektakli teatru telewizji, reżysero­wanych przez Adama Hanuszkiewicza.

Wiele jest momentów, które publiczność przeżywa głęboko (wybuch powstania, śmierć Jerzego, listy wołające o sprawiedliwość), ale jeden wstrząsa wi­downią. Hanuszkiewicz zostawia pustą scenę. Cisza.

I w tę ciszę pada nagle z trzaskiem karabin. Jeden, drugi, dziesiąty. Toczy się samotny, przebity kulą hełm. Powstanie upadło. Pokolenie Kolumbów oszu­kane, wykrwawione, samotne, idzie w świat, na je­niecką tułaczkę.

Jest to przedstawienie wielkich kreacji, przypo­minających najlepsze filmy Andrzeja Wajdy. Świetny jest ostry i bezkompromisowy Zbigniew Maklakiewicz - Zygmunt, szlachetny i prostolinijny, jak za­wsze, Stanisław Mikulski - Al-owiec Mech, drama­tyczne łączniczki: Atta - Iga Cembrzyńska i Nitecz­ka - Ewa Wawrzoniówna. Ale dwie role prowadzą przedstawienie - Jerzy Gustawa Lutkiewicza i Olo Tadeusza Janczara. Nie na darmo wspomniałam Waj­dę. Olo Janczara każe nam wrócić do dramatycznej, gwałtownej roli tego aktora w filmie "Kanał". Ale Olo jest dojrzalszy - ta kreacja wyznacza drogę rozwoju aktorskiego Tadeusza Janczara od czasu współpracy z Wajdą. Olo jest bogatszy, bardziej my­ślący i bardziej tragiczny, choć przecież zachował młodzieńczą pasję reagowania, jaka cechowała jego rówieśnika z "Kanału". Potrafi on, jedyny z "Ko­lumbów", podnieść głos do krzyku, upaść na zie­mię, szlochać i śmiać się rozpaczliwie z kogoś, kto zapłakał niosąc roztrzaskany krucyfiks, że "Boga zabili"... Zabili mu Boga, podczas gdy dokoła giną ludzie, miasta, świat...

Gustaw Lutkiewicz zajął miejsce w czołówce pol­skich aktorów jakoś niepostrzeżenie. Właściwie nie grał ról głównych. Zaczęło się o nim mówić z okazji postaci epizodycznych w teatrze i filmie. Rola Je­rzego ukazała nam nagle aktora o wielkiej mądrości i głębi. W tej postaci zawarło się wszystko - ironia, ból, odwaga i tragizm. Oto chwila, gdy Jerzy do­wiaduje się, że przestał być redaktorem naczelnym pisma, w które wierzył, iż stanie się pomostem mię­dzy odepchniętą młodzieżą akowską, a młodą ro­dzącą się władzą ludową. Teraz zostaje odsunięty i on. Moment, ledwo kilka minut - Lutkiewicz opuszcza dłonie. Kilka bezcelowych, nieskoordyno­wanych ruchów, krok w tył, zawahanie się, pochy­lenie pleców. Odchodzi. Ciężkim krokiem skrzyw­dzonego człowieka.

Piękne, mądre, odważne przedstawienie.

"... jeśli testament, to z liści.

A pomnik jeśli - z płomienia"

- pisał Kolumb rocznik 20, który zginął na baryka­dach w 1944. Krzysztof Kamil Baczyński.

"W kanwę tej opowieści scenicznej wielu z oglą­dających ją będzie w stanie wpisać swój własny los - pisze o Kolumbach Bohdan Czeszko - dopowie­dzieć wiele i pójść dalej tropami przemyśleń pro­ponowanych przez autorów widowiska. Należy im życzyć, aby przemyślenia te, jakkolwiek niełatwe, owocowały dobrą nadzieją".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji