Artykuły

Przaśna sielanka i realne krzywdy

Krakowiacy i Górale, reż. Michał Kmiecik, Teatr Polski w Poznaniu.

„Dalej bracia, dalej żywo, otwiera się dla nas żniwo, rzućwa pługi, rzućwa radło, trza wojować, kiej tak padło" — Krakowiacy i Górale zaczynają się przejmującą pieśnią Marianny (znakomita Ewa Szumska). Kurtyna za jej plecami długo się nie podnosi. Cierpliwość publiki, spragnionej barwnego widowiska, zostaje poddana próbie. Twórcy poznańskiego spektaklu biorą na cel naszą skłonność do ucieczki przed problemami społecznymi w ckliwy banał ludowego love story. Unikając moralizatorstwa, serwują nam zgrabny wodewil. W tle nadal góruje młyńskie koło, jednak podkrakowska wieś, miejsce akcji, wyraźnie się zmodernizowała. Nad sceną wiszą uliczne sygnalizatory i dźwigi, w głębi sztuczna palma. Pośrodku skatepark, arena zmagań zwaśnionych gangów. Wśród tych atrybutów nowoczesności w kącie oświetlona niczym tandetna choinka stoi Matka Boska z plastiku — ostatnia deska ratunku.
W rytm transowego folku rozgrywa się opowieść o córce młynarza (świetna Agnieszka Findysz), zazdrosnej macosze, mściwych góralach i mądrym studencie. I tylko ukradkiem padają niepokojące słowa o krzywdzie, lęku i (nie)nadchodzącej rewolucji. Bo choć hasła równości i braterstwa wciąż łatwo rozpływają się w przaśnej sielance i narodowej martyrologii, to żaden banał nie zdoła unieważnić realnych problemów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji