Artykuły

Prawda minionych dni

Dwa już z górą dziesięciolecia mi­nęły od chwili, gdy padł rozkaz rozpoczęcia powstania warszaw­skiego. Dwa dziesięciolecia minęły od chwili, gdy rozpoczął się pierwszy jakże niełatwy okres młodej państwowo­ści polskiej. Mądre i uważne wejrzenie w te lata, które są już historią, pozwo­li właściwie ocenić sens naszego dzi­siejszego życia. To wejrzenie dokona­ne zostało w 1957 roku, a więc wówczas gdy do rąk czytelnika dotarła powieść Romana Bratnego "Kolumbowie rocznik 20". Powieść pokazuje wspólnotę losów rówieśników z 1920 rocznika, których ży­cie wypełnione było walką i cierpie­niem, pokolenia, które tragicznie wra­stało w nową Polskę. W momencie, gdy rozeszły się drogi ludzi tego pokolenia, gdy ogromna większość zrozumiała, że zadrwiła z nich historia - jedyne, co ich łączyło to wspomnienie wspólnego ryzyka i wspólnej walki.

Czas zaaprobował powieść Bratnego. I chyba dlatego Adam Hanuszkiewicz (adaptacja i inscenizacja) podjął się trudu przeniesienia na scenę dramatu powstania i późniejszych losów jego bo­haterów. Wydawało się niemożliwe na­danie scenicznego kształtu epickiej, roz­ległej powieści. Adam Hanuszkiewicz pokazał doskonale, zwarte, sceniczne widowisko. Zrezygnował z pierwszego tomu pomieści. Zaczął akcję na chwilę przed wybuchem powstania. I akt (w książce tomu II - Śmierć po raz dru­gi) to czas walki i ryzyka, strachu i bohaterstwa, II akt, odpowiadający to­mowi III - Życie przedstawia dzieje rozproszonych bohaterów powstania już po wyzwoleniu. Charakter tych czasów wszystkim nam jest dobrze zna­ny. Błędy owego okresu, nadczujność i polityczna nieufność utrudniały zjedno­czenie tych, których łączyła walka z hitlerowcami.

Słowa uznania należą się Krzysztofo­wi Pankiewiczowi, którego koncepcja współbrzmienia scenografii z pozostały­mi czynnikami tworzącymi to widowi­sko teatralne, całkowicie zdała egza­min. Na przedstawieniu tym widz nie mo­że być postronnym, obojętnym obserwa­torem. Inscenizator i scenograf atakują nas z wszystkich stron. Nie ma ścisłe­go podziału: widownia - scena. Mury wielkiej piwnicy sięgają z obu stron widowni do trzeciego czy czwartego rzędu. Akcja toczy się w wielu płaszczyznach. Ogromna dynamika pierwsze­go aktu wymagała tak funkcjonalnej scenografii (doskonały pomysł zastoso­wania klap zapadni).

Niektóre rozwiązania inscenizacyjne pozostaną na długo w pamięci. Mam na myśli scenę egzekucji, obserwowaną z widowni przez małe, piwniczne okna. Wstrząsająco przedstawiony jest upa­dek powstania. Na scenę rzucane są zewsząd karabiny i hełmy. Tępy stukot uderzenia o bruk i deski. Wzbijają się tumany kurzu. Inna scena, którą ob­serwowaliśmy ze ściśniętym gardłem - to zakończenie II aktu: gdzieś z nie­ba, w jednostajnych podmuchach spa­dają ogromne płachty gazet, lecą na scenę, na widownię, na Jerzego, które­go zabili byli towarzysze broni. Był re­daktorem pisma w nowej Polsce, chciał zjednoczyć rozproszonych po świecie kolegów dla sprawy budowy wyzwolo­nej Ojczyzny. Pada, ugodzony skryto­bójczą kulą. Jego ginąca w cieniu po­stać, wrysowuje się w tym momencie w białą plamę przyklejonego na murze Lipcowego Manifestu.

Do sukcesu przedstawienia przyczy­nia się poziom zespołu aktorskiego Teatru Powszechnego. Na pierwszym miejscu wymienić należy Gustawa Lut­kiewicza (Jerzy), nie tylko dlatego, że Hanuszkiewicz powierzył mu prowadze­nie całego widowiska. Aktor ten zdu­miewa naturalnością gry, prostotą i osz­czędnością środków aktorskich. Efekt jest znakomity. Również interesująco wypadła postać Ola w interpretacji Tadeusza Janczara. Innych powstańców grają Tadeusz Czechowski (Kolumb), Eu­geniusz Robaczewski (Malutki), Zdzi­sław Maklakiewicz (Zygmunt) i szcze­gólnie wzruszający Jan Mayzel (Jagieł­ło) Iga Cembrzyńska (Ałła) i Ewa Wawrzoń (Niteczka) jako uczestniczki po­wstania stworzyły postacie pełne za­pału i prostoty. Wymienić jeszcze na­leży Stanisława Mikulskiego w roli żoł­nierza AL, Juliusza Łuszczewskiego, któ­rego zapamiętamy jako sympatycznego pułkownika Kosołapkina. Leszka Ostrow­skiego - wybornego Kosiorka oraz Ja­nusza Bukowskiego, który podczas krót­kiego przebywania na scenie zdołał nadać rumieńców życia postaci sier­żanta Sieradzkiego. Szkoda tylko, że chłopiec grający tak miłą i wzrusza­jącą postać, jaką jest w książce Dudzio (ciągły kłopot z wprowadzeniem na scenę dzieci), nie dysponuje choć trochę lepszą dykcją. Nawet do pierw­szych rzędów nie dotarły jego repliki w doskonałej przecież scenie spowiedzi. Także Hannie Bedryńskiej niezbyt uda­ła się rola Kryski.

Starannie i precyzyjnie opracowano warstwę akustyczną przedstawienia, co jest zasługą Janusza Idczaka. Uznanie należy się kierownikowi oświetlenia Zbigniewowi Krajewskiemu, którego za­danie było w tym widowisku szczegól­nie trudne i ważne.

Mamy więc, choć drogą adaptacji zdo­byty, doskonały, potrzebny, oczekiwany dramat. Propozycja teatralna Adama Hanuszkiewicza potrafi zaangażować każdego widza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji