Artykuły

Kolumbowie w Powszechnym

JAK to nam z miejsca pomaga ustalić Jerzy, jedna z głównych postaci dramatu, adaptacja sce­niczna zrezygnowała z pierw­szej, okupacyjnej części "Ko­lumbów'', ograniczając się do dwóch następnych. W ten sposób powieść Romana Bratnego "Kolumbowie rocznik 20" - pasjonująca nas w r. 1957 i dotąd nieustannie poszukiwana mimo kolejnych wydań - znalazła się na sce­nie. Nie przypadkiem zresztą na scenie warszawskiego Tea­tru Powszechnego, którego kierownik artystyczny Adam Hanuszkiewicz wytrwale się­ga po utwory prozaiczne, pra­gnąc znaleźć w nich to, cze­go nie dostaje naszej drama­turgii.

Odsłona pierwsza jest jak gdyby skrótem Powstania Warszawskiego, od wyczeki­wania na ogłoszenie słynnej godziny "W", poprzez bezna­dziejną walkę, aż do tragicz­nej kapitulacji. Znakomite te­atralnie sceny, odpowiednio utrzymany nastrój, świetne operowanie światłem. Od po­czątku do końca byłam głę­boko poruszona. Na długo po­zostaje w pamięci scena roz­strzelania zakładników, nalot samolotów, chowanie "Dębo­wego", przejście przez kana­ły; przejmujący finał, gdy na pustą, głuchą scenę z ło­motem pada broń i hełmy młodocianych żołnierzy.

Odsłona druga i ostatnia zarazem - to pierwsze powojenne kroki naszych boha­terów w skłóconej rzeczywi­stości, do której starają się dopasować. Ale nikt im tego nie ułatwia, a wielu utrud­nia. Podczas powstania, bez względu na przekonania, wal­czyli z jednym wspólnym wrogiem i to braterstwo bro­ni mocno ich związało. Teraz różnice politycznych przeko­nań czy po prostu chwilowe załamanie, słabość charakte­ru, wreszcie zagubienie - stawia ich przeciwko sobie. Z bronią w ręku. To załamu­je. Łamie bardziej, niż zwy­kły, znany im przecież do­brze strach przed śmiercią. Najboleśniejsza jest nieuf­ność do najbliższych. W tym tragicznym zmaganiu różnych sił i politycznych układów giną także najbardziej warto­ściowe jednostki. Ci, którzy uwierzyli w nowe siły spo­łeczne, chcą im wiernie słu­żyć i pozyskać dla nich zagu­bionych kolegów.

Spektakl, teatralnie bardzo interesujący, na pewno wzbu­dzi dyskusję. Choć ciąg dal­szy tej epopei napisało sa­mo życie, urwanie jej na li­kwidacji Jerzego pozostawia wyraźny niedosyt. Tak bar­dzo przecież jesteśmy zaanga­żowani w budowę nowej rze­czywistości, na której progu zginął Jerzy.

Przejmujący, bolesny spektakl, dlatego nasuwa tyle komentarzy. A równocześnie nowy to krok Teatru Po­wszechnego w tworzeniu wła­snego, indywidualnego stylu scenicznego. Ta narodowa nu­ta brzmiała nam już w "We­selu" i "Przedwiośniu". Zwła­szcza Baryka poszukujący prawdy jakże bliskim jest krewnym Jerzego. Rozmach inscenizacji, pewne jej szcze­góły z miejsca zdradzają "te­atr Hanuszkiewicza". To bar­dzo dużo. Trudno też nie po­chwalić twórców spektaklu za odwagę, z jaką sięgnęli po najbardziej bolesne doświad­czenia. Ambitny spektakle z którym można dyskutować, z którym warto się spierać - ale który trzeba zoba­czyć.

Adaptację, inscenizację i re­żyserię "Kolumbów'' zawdzięczamy Adamowi Hanuszkie­wiczowi, scenografię Krzy­sztofowi Pankiewiczowi. W długim zestawie ról wyróż­nili się zwłaszcza Gustaw Lutkiewicz (Jerzy), Zdzisław Maklakiewicz (Zygmunt), bar­dzo dobry Tadeusz Janczar (Olo), Ewa Wawrzoń (Nitecz­ka), Stanisław Mikulski (AL-owiec Mech), Juliusz Łuszczewski (pułkownik Kosołapkin), Teofila Koronkiewicz (pani z pieskiem)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji