Artykuły

Magda Hueckel: Wsłuchuję się w dynamikę spektaklu

- W albumie w zasadzie nie ma zdjęcia, które pokazuje dialog postaci. Wydaje mi się, że jest to odbicie dzisiejszego świata, mało jest dziś takiej prawdziwej komunikacji - mówi Magda Hueckel. Instytut Teatralny wydał książkę z jej fotografiami "Hueckel/Teatr". Z autorką rozmawia Izabela Szymańska w Gazecie Wyborczej, dodatku Co jest grane.

Jak fotografować teatr? Album "Hueckel/Teatr"

Rok 2015 rozpoczęła na Oscarach. Pojechała tam z filmem "Nasza klątwa", w którym jej partner Tomasz Śliwiński sportretował życie rodziny. Ich syn Leo choruje na CCHS, zwane potocznie klątwą Ondyny - gdy zasypia, przestaje oddychać. Poruszający dokument był nominowany w kategorii najlepszy film krótkometrażowy. Z kolei koniec roku zaprowadził Magdę Hueckel do Teheranu - tam wystawa jej teatralnych zdjęć uświetniła obchody 250-lecia polskiego teatru.

Izabela Szymańska: Jak było na Oscarach?

Magda Hueckel: Bardzo fajnie. Postanowiliśmy potraktować ten wyjazd jako przygodę życia, zupełnie niespodziewaną, bo Oscary nigdy nie były w zakresie naszych planów ani marzeń. Pierwsza gala, którą obejrzałam, to była ta, na której byłam. Bardzo egzotyczne doświadczenie, jak rytuały wudu w Beninie czy ukrzyżowanie na Filipinach.

Czy sukces filmu przełożył się na pomoc dla was?

- To jest właśnie najwspanialsze, że film pomógł nie tylko nam. W Ameryce istniało stowarzyszenie rodzin związanych z chorobą CCHS. Gdy dostaliśmy nominację, zobaczyli niesamowity ruch na swojej stronie i zainteresowanie tematem. Błyskawicznie założyli fundację, skontaktowali się z nami i zapytali, czy mogą wykorzystać nasz film. Zgodziliśmy się, spotkaliśmy, ich szefowa mianowała nas koordynatorami na Polskę. Dziś mamy międzynarodową fundację i zbieramy pieniądze, by sfinansować badania nad lekiem. Laboratoria walczą o nas, a nasz złożony ze specjalistów zarząd ocenia projekty i rozdziela granty. Dzięki filmowi prace idą do przodu i w końcu powstanie lek na tę chorobę! A my w Polsce założyliśmy fundację "Zdejmij klątwę" - pomagamy chorym i ich rodzinom oraz dofinansowujemy badania.

Kiedy zobaczyłam film, byłam pełna podziwu dla ciebie, że mimo wymagającej opieki nad dzieckiem jesteś tak aktywna zawodowo. Fotografujesz spektakle Krzysztofa Warlikowskiego, Mai Kleczewskiej. Jak się ta przygoda teatralna zaczęła?

- Od dziecka interesował mnie teatr. Chciałam być scenografką i kiedy przeniosłam się do Warszawy, to był mój cel. Owszem, udało mi się zrobić kilka scenografii, ale jako osobie z zewnątrz było mi trudno, więc przycupnęłam w dziale promocji Teatru Współczesnego i zaczęłam ukradkiem robić zdjęcia. Pierwsze poszło do programu spektaklu "Wasza Ekscelencja". Potem poznałam Małgosię Szczęśniak i ona mnie zaprosiła do ekipy Krzysztofa Warlikowskiego. Powiedziała: "Możesz robić zdjęcia, jak masz ochotę". I robiłam. A potem teatr je ode mnie kupił. No i się potoczyło.

Jak się zmieniało twoje myślenie o teatralnych fotografiach? Co powinny w sobie mieć?

- Pierwsze spektakle fotografowałam jeszcze na analogu, zmagałam się z technologią. Ale to było 10 lat temu, świat fotografii wyglądał zupełnie inaczej, cieszyłam się, jak mi w trudnym oświetleniu teatralnym zdjęcie wyszło poprawnie. Gdy już okiełznałam stronę techniczną, rozpoczął się długi proces uwrażliwiania się, uczulania na to, co powinno być na zdjęciu.

Staram się być precyzyjna. Nie pstrykam, żeby zobaczyć, co z tego wyjdzie, tylko już na poziomie kadrowania staram się być bardzo uważna na to, co się dzieje z tyłu, z boku sceny, takie nieoczywiste przesunięcia. Wsłuchuję się też w dynamikę spektaklu, idę za reżyserem i zespołem: jeżeli mam porządek i harmonię na scenie, to chcę, żeby to się odbiło w estetyce zdjęcia. Próbuję znaleźć właściwy język wizualny do każdego spektaklu. Podczas spotkania promującego książkę mówiłaś, że inspiruje cię historia sztuki.

- Mam nagle takie objawienia, patrzę na scenografię i mówię: "Przecież to jest Bellmer!". Momentalnie widzę jego ekspresję i myśląc o niej, fotografuję, do jego prac się odnoszę. Albo Rembrandt: ze względu na światło, atmosferę. To są kody kulturowe, które mamy, znamy, coś dla nas znaczą. Czasami to są tak dosłowne porównania że gdy zestawiam moje zdjęcie z oryginałem, to aż sama jestem zdziwiona. Często zdarza się, że reżyser w ogóle nie miał tego na myśli, to tylko moja interpretacja, a czasem faktycznie wyłapuję jego inspiracje.

Jaki był klucz wyboru zdjęć do albumu?

- Najpierw zrobiłam selekcję z tysięcy fotografii, które mam na dysku. Wybrałam bodajże 400. To były ważne dla mnie zdjęcia, z różnych powodów. Ale też starałam się znaleźć jakiś wspólny mianownik. I jak przeszły przez moje sito, to poszły do Wojtka Nowickiego, który ułożył pierwszą narrację. Logicznie byłoby pogrupować je reżyserami, ale my staraliśmy się zbudować osobną historię, nadać im nową jakość, dynamikę. Zawłaszczyłam sobie trochę te spektakle. Długo szukaliśmy sposobu, by poprowadzić tę naszą, nową opowieść wizualną.

Co jest jej tematem?

- Cierpienie, alienacja, smutek, niemoc, brak komunikacji. W albumie w zasadzie nie ma zdjęcia, które pokazuje dialog postaci. Wydaje mi się, że jest to odbicie dzisiejszego świata, mało jest dziś takiej prawdziwej rozmowy.

Właśnie wróciłaś z Iranu, tam też pokazywałaś swoje zdjęcia.

- Świętowałam 250-lecie polskiego teatru publicznego w Teheranie, wystawa moich 34 fotografii była mocno ocenzurowana. Zdawałam sobie sprawę, że tam jest inna kultura i pewnych rzeczy, np. nagości, zwłaszcza kobiecej, nie można pokazać. Natomiast ostatecznie zderzenie z tamtejszymi obostrzeniami przekroczyło moje najśmielsze wyobrażenia. Kiedy wysłałam do akceptacji zdjęcie leżącej na podłodze osoby, dostałam pytanie: czy to jest kobieta czy mężczyzna? Jeżeli mężczyzna, to zdjęcie może wejść, a jeśli kobieta, to nie. To kwestia dokładnego rozdziału, co może kobieta, a co mężczyzna. Jeszcze dwie minuty przed otwarciem wystawy (w której brał udział minister kultury Państwa Islamskiego), cenzorzy wprowadzali zmiany w wystawie i przewieszali moje prace! Było to bardzo ciekawe doświadczenie.

*Magda Hueckel - fotografka, podróżniczka, artystka wizualna, od kilku lat jest jednym z najbardziej wziętych autorów zdjęć teatralnych. Współpracuje z wieloma teatrami, m.in. z Polskim w Bydgoszczy, Starym w Krakowie, Jaraczaw Łodzi. W Warszawie m.in. z Nowym Teatrem i Powszechnym.

***

INNE ALBUMY TEATRALNE

"WARLIKOWSKI/TEATR" Grzegorza Jarzyny, autorzy zdjęć - album poświęcony teatrowi Krzysztofa Warlikowskiego. Autorami zdjęć są m.in.: Krzysztof Bieliński, Chris van der Burght, Matthias Horn, Stefan Okołowicz.

"LUPA/TEATR"- teatr Krystiana Lupy na fotografiach Krzysztofa Bielińskiego.

- "JARZYNA: TEATR/TH EATRE" - album poświęcony twórczości Grzegorza Jarzyny, autorzy zdjęć - m.in. Stefan Okołowicz i Kuba Dąbrowski.

"TRELIŃSKI" - dokumentacja operowych dokonań Mariusza Trelińskiego z fotografiami Krzysztofa Bielińskiego.

"STANIEWSKI/GARDZIEINICE /ANTYK" - spektakle Gardzienic w obiektywie Krzysztofa Bielińskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji